Przewracając karty życia

polregion.pl 6 dni temu

Zawsze żyły we trzy: babcia Weronika, mama Wiola i Nastka. Ojca Nastka nie pamiętała, raz spróbowała zapytać mamę o niego, ale ta tylko przytuliła córkę, a w oczach pojawiły się łzy. Więc Nastka więcej nie pytała nie chciała robić mamie przykrości.

„Nie będę już mamy smucić” postanowiła wtedy. „Po co mi ojciec, skoro z babcią i mamą jest nam tak dobrze?”

Ale babcia Weronika odeszła, gdy Nastka skończyła dziesięć lat, i zostały tylko we dwie. Dziewczyna od zawsze kochała rysować robiła to wszędzie, gdzie się dało. Wiola nie zwracała uwagi na te „bazgroły”, tylko mruczała:

„Córuś, marnujesz papier zamiast się uczyć.”

W szkole nauczyciel plastyki zawsze ją chwalił:

„Nastka, jeżeli zostaniesz malarką, czeka cię wielka przyszłość. Wierz mi, znam się na tym. Powtórz to mamie.”

Ale mama nie potraktowała tych słów poważnie:

„Co tam jakiś nauczyciel od rysunków. Niech sobie maluje, byle była zajęta.” Mimo to kupowała córce farby i pędzle.

Nastka z zapałem oddawała się swojej pasji, uwielbiała szczególnie pejzaże. Gdy przyszła pora wyboru studiów, chciała się zapisać do szkoły artystycznej, ale mama miała inne plany:

„Żadnej szkoły artystycznej! Idziesz na pedagogikę.”

„Mamo, ja nie chcę na pedagogikę”

„A ciebie nikt nie pyta! Co to za zawód malarka?” Nastka nie śmiała się sprzeciwić.

Jak każda dziewczyna marzyła o księciu z bajki wysokim, przystojnym, delikatnym. Wiedziała, iż pozna go od razu.

Gdy nadeszły egzaminy, Nastka, by się uspokoić, uciekała z sztalugą nad Wisłę. Tylko tam czuła się szczęśliwa, malując krajobrazy. Na drugim brzegu był stromy klif, a za nim piękny sosnowy las. Czasem widywała tam wędkarzy jedni łowili z łódek, inni z brzegu. Przenosiła to wszystko na płótno, starając się uchwycić chmury odbijające się w wodzie.

Pewnego dnia obraz jakoś nie wychodził. Zamyślona, wpatrywała się w płótno, gdy nagle usłyszała męski głos:

„Farbę trzeba kłaść lżej, delikatniej. A ty naciskasz zbyt mocno dlatego chmury nie wyglądają naturalnie. Dotykaj płótna lekko, jakbyś się bawiła. Patrz.” Nastka, zauroczona, oddała mu pędzel. Mężczyzna musnął płótno, a chmury nagle ożyły, zadrżały.

Ale nie tylko chmury zadrżały serce Nastki też zabiło mocniej. Spojrzała na nieznajomego i oniemiała. To był jej wymarzony książę.

„Cześć, jak masz na imię, mała artystko?” zapytał. „Ja jestem Krzysztof.”

Nastka zaniemówiła, słowa utknęły jej w gardle. W końcu wyszeptała:

„Nastka.”

Wyciągnął dłoń, a gdy podała swoją, ku jej zdumieniu, pocałował ją delikatnie, z czułością. Nikt wcześniej tak do niej nie podszedł.

Od tamtej pory spotykali się nad rzeką. Uczył ją malarskich sekretów, bo sam był artystą. Okazało się, iż przyjechał do miasteczka z Warszawy, do ciotki. Skończył Akademię Sztuk Pięknych, ale jak wielu wielkich malarzy, nie został doceniony. Czuł gorycz:

„Nic nie szkodzi. Jeszcze pożałują. Przyjdzie mój czas, a wtedy te wszystkie miernoty zrozumieją, kogo odrzucili!”

Mówił to, tuląc Nastkę, całując ją. Dziewczyna topniała w jego ramionach, aż w końcu choćby nie zauważyła, kiedy między nimi wszystko się wydarzyło. Nie stawiała oporu była ślepo zakochana. Potem spotkali się jeszcze kilka razy, aż Krzysztof nagle zniknął. Czekała na niego dzień za dniem, ale nie mogła już malować. Tylko czekała.

„Czyżby mnie porzucił? Mówił przecież, iż mnie kocha, iż to na zawsze Nie mógł po prostu odejść” myślała, ale w końcu zrozumiała, iż nie wróci.

Egzaminy dobiegały końca, przed nią matura i studia. Nastka nie miała ochoty na świętowanie, choć zdała dobrze zawsze była pilną uczennicą.

Minęły dwa miesiące od zniknięcia Krzysztofa, gdy nagle źle się poczuła. Mama się zaniepokoiła:

„Córeczko, dlaczego jesteś taka blada?”

„Nie wiem, mamo jakoś kręci mi się w głowie”

Nie dane jej było zostać studentką okazało się, iż jest w ciąży. Mama wpadła w szał. Krzyczała, płakała, tupała, aż w końcu oznajmiła:

„Mam znajomego lekarza. Za rozsądne pieniądze załatwi sprawę.”

Nastka zdrętwiała. Nie chciała stracić dziecka, mimo podłości Krzysztofa.

„Mamo, nigdy się na to nie zgodzę.”

„A kto cię pyta? Nie potrzebujemy tego dziecka. Zbieraj się, idziemy dziś do lekarza.”

„Nie! jeżeli spróbujesz mnie zmusić, ucieknę z domu. Albo zrobię sobie coś złego. Zrozumiałaś?” powiedziała tak stanowczo, iż mama zbladła i przestraszyła się.

„Przepraszam cię, córeczko, przepraszam” wybuchnęła płaczem. „Wychowałam cię sama, i wnuka też wychowamy.”

Pogodziły się. Wiola nigdy więcej nie wracała do tematu. Wręcz przeciwnie z euforią czekała na narodziny dziecka.

W końcu nadszedł ten dzień. Nastkę zabrano do szpitala.

Obudziła się na sali. Nad nią stała nieznajoma starsza kobieta w kitlu:

„No, już dobrze.”

„Kto pani jest?” spytała słabo. „Gdzie jest moja córeczka?”

„Jestem lekarzem. Dziewczynki już nie ma. Zrobiłam, co mogłam, ale niestety Nie przeżyła. Ale jeszcze będziesz miała dzieci.”

Nastka krzyczała, aż podano jej zastrzyk. Zapadła w ciemność. Później wymogła, by zabrano ją na pogrzeb. Widziała maleńką trumienkę, a choćby pokazano jej dziecko. Ten obraz na zawsze został w jej pamięci.

Minęły lata. Nastka nie wyszła za mąż i nie została malarką. Chęć tworzenia umarła razem z córeczką. Czas jednak leczy rany. Została krawcową, pracowała w zakładzie odzieżowym.

Mama ciężko zachorowała. Nastka opiekowała się nią, biegła z pracy, karmiła ją. Ale Wiola gasła z dnia na dzień. Pewnego wieczoru szepnęła ledwo słyszalnie:

„Nastuś twoja córka żyje. Moja wnuczka Weronika żyje. To Weronika Sier” nie dokończy

Idź do oryginalnego materiału