Przeznaczenie zapuka do drzwi

twojacena.pl 7 godzin temu

Los w małym nadmorskim miasteczku, gdzie mewy krzyczały nad falami, Kinga cały dzień krzątała się w kuchni. Przygotowywała aromatyczną kolację: pieczoną rybę, ziemniaki z ziołami i choćby upiekła ulubiony wuzetkę na deser. Zmęczona, ale zadowolona, posprzątała stół, nakryła go białym obrusem i usiadła, czekając na męża z pracy. Serce biło nieco szybciej niż zwykle – dziś czekała ją ważna rozmowa. Wreszcie w zamku zaskrzypiał klucz, a na progu stanął Marek.

– Cześć, kochanie! – uśmiechnął się, zdejmując płaszcz. – Jaka okazja? Świętujemy coś? – skinął głową w stronę zastawionego stołu pełnego apetycznych potraw.

– Marku, musimy poważnie porozmawiać – cicho, ale stanowczo powiedziała Kinga. – Chodzi o naszą rodzinę.

Marek zastygł, jego uśmiech powoli zgasł, a w oczach pojawił się niepokój.

– Wandziu, jak możesz tak postąpić? To przecież twój syn! – głos Kingi drżał ze wzburzenia.

– Syn, no i co? – machnęła ręką Wanda, poprawiając włosy. – Nie oddaję go na zawsze, tylko na kilka miesięcy!

– Wandziu, czy ty oszalałaś? To twoje dziecko, twoja krew! – Kinga ledwo powstrzymywała łzy.

– Słuchaj, Kinga, wszystko ci wyjaśniłam! jeżeli jesteś taka wrażliwa, to zabierz sobie siostrzeńca! Koniec tematu. Z Bartkiem przez parę miesięcy nic się nie stanie, a jak się urządzę – od razu go zabiorę – Wanda gwałtownie wstała i, trzasnąwszy drzwiami, wyszła.

Kinga została sama, oszołomiona. Nie mogła uwierzyć, iż jej siostra jest zdolna do czegoś takiego. Oddać własnego syna, choćby tymczasowo, do domu dziecka? To było niewyobrażalne. Ale zabrać Bartka do siebie Kinga nie mogła.

Ona i Marek z dwiema córeczkami mieszkali w dwupokojowym mieszkaniu teściowej, Bronisławy. Mieszkanie było ciasne, a teściowa nie darzyła synowej sympatią. Do wnuczek też odnosiła się chłodno, tolerując je tylko ze względu na syna. Kinga wiedziała: Marek był jedynym światłem w oczach Bronisławy. Gdyby nie on, teściowa pewnie w ogóle nie pozwoliłaby mu się ożenić, a już na pewno nie z Kingą.

Pewnego razu Kinga przypadkiem usłyszała, jak Bronisława narzekała przed sąsiadkami: „Synowa Marka zaczarowała, jak inaczej wytłumaczyć jego miłość do niej?” Początkowo teściowa była wyrozumiała, ale wszystko się zmieniło, gdy Kinga i Marek oznajmili, iż spodziewają się dziecka. Od tamtej pory Bronisława stała się nie do zniesienia. Przy synu się powstrzymywała, ale gdy tylko Marek wychodził do pracy, teściowa stawała się kimś zupełnie innym: sarkastyczne uwagi, pretensje, złośliwości. Czasem Kinga czuła, iż nie wytrzyma, ale dla córek zaciskała zęby i znosiła to.

Markowi Kinga się nie skarżyła. Wydawało jej się, iż nie uwierzy – zbyt mocno kochał matkę, uważając ją za dobrą i troskliwą. Jak miała mu powiedzieć, iż jego „doskonała mama” dręczy żonę? Kinga marzyła o wyprowadzce, ale nie miała dokąd pójść.

Ona i Wanda wychowały się w domu dziecka. Gdy nadszedł czas opuszczenia placówki, powiedziano im, iż nie dostaną mieszkania – mają dom na wsi po rodzicach. Nikt jednak nie sprawdził, czy nadaje się do zamieszkania. Gdy siostry przyjechały do rodzinnej wsi, zobaczyły walącą się ruinę z zapadniętym dachem. Życie tam było niemożliwe, a pracy w okolicy nie było. Nie tracąc nadziei, wróciły do miasta.

Ile trudności przeszły, Kinga wolała nie pamiętać. Ale los się do niej uśmiechnął – poznała Marka. Pobrali się, niedługo urodziły się bliźniaczki. Wandzie wiodło się gorzej. Mieszkała w wynajętym pokoju z małym Bartkiem, o którego ojcu nie lubiła mówić. Raz tylko wspomniała, iż jest żonaty i iż nie mają przyszłości.

Bartek był rok młodszy od córek Kingi, które go uwielbiały. Wanda też wydawała się kochać syna, ale jej ostatnia decyzja wstrząsnęła Kingą. Wanda znalazła „wymarzonego mężczyznę” o imieniu Wiktor. Kinga go nie znała, ale według słów siostry był idealny. Kinga tak nie uważała. Normalny mężczyzna, myślała, nie odrzuciłby dziecka ukochanej kobiety, choćby jeżeli nie byłoby jego. Wiktor jednak nalegał, by Bartka oddać do domu dziecka – na jakiś czas. Wanda, oślepiona uczuciem, zgodziła się.

Kinga próbowała odwieść siostrę, ale Wanda uparła się: „Wiktor się przyzwyczai, a my zabierzemy Bartka”. Kinga wiedziała – to się nie zdarzy. Bartek podzieli ich los, a Wandzie najwyraźniej było to obojętne. Ale Kinga nie mogła pozwolić, by siostrzeniec trafił do domu dziecka.

Rozumiała, iż sprowadzenie Bartka do teściowej jest niemożliwe – Bronisława i tak ledwo tolerowała ją z córkami. Nie mogła jednak milczeć. Postanowiła porozmawiać z Markiem. Był jej mężem, kochał ją, powinien pomóc.

Cały dzień Kinga gotowała, piekła ciasto, by stworzyć przytulną atmosferę dla tej rozmowy. Gdy Marek wrócił, zebrała się w sobie i wszystko mu wyjaśniła.

Ale reakcja męża ją oszołomiła. Zamiast wsparcia, Marek urządził awanturę, przywołując na pomoc matkę. Bronisława i syn na wyścigi krzyczeli, oskarżając Kingę. Teściowa wrzeszczała, iż Kinga powinna być wdzięczna za dach nad głową, a zamiast tego „wpycha do domu obce dziecko”. Marek przytakiwał, jakby Kinga i córki były dla niego obce.

W końcu postawili jej ultimatum: zapomnieć o siostrzeńcu i żyć według ich zasad albo wyprowadzić się. Gdy to usłyszała, Kinga poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.

Następnego ranka spakowała córki i wyszła. Nie wiedziała, dokąd iść, ale zostać w tym domu było nie do zniesienia. Nagle przypomniała sobie, jak w przychodni kobieta opowiadała o ośrodku pomocy dla kobiet w trudnej sytuacji. Kinga postanowiła się tam zgłosić.

W ośrodku przyjęto ją ciepło. Gdy dowiedziano się o sytuacji z Bartkiem, pozwolono jej przywieźć siostrzeńca. Tak zaczął się nowy rozdział w życiu Kingi.

Po tygodniu w ośrodku pojawił się Marek. Błagał ją o powrót, zapewniał, iż tęskni za nią i córkamiAle Kinga spojrzała mu w oczy i uświadomiła sobie, iż prawdziwe szczęście zaczęło się dopiero wtedy, gdy odważyła się wybrać siebie i dzieci – i już nigdy nie pozwoliła, by ktokolwiek przekreślił ich wartość.

Idź do oryginalnego materiału