“Cześć, to ja… Słuchaj, muszę ci opowiedzieć tę historię. Wyobraź sobie – dzwoni telefon, a w słuchawce słychać znajomy głos.
– Halo, Kinga? – mówi męski głos.
Serce Kingi zaczyna walić jak oszalałe, aż boi się, iż obudzi męża. Gdyby nie włączony telewizor, na pewno by usłyszał.
– Tęskniłem. Nie mogłem dłużej czekać. Ciągle o tobie myślę. Spotkajmy się – przekonuje ten głos, który jednocześnie koi i przeraża.
Kinga wychodzi z sypialni, zamyka drzwi i opiera się o ścianę w przedpokoju. Kolana ma jak z waty.
– Kinga, jesteś tam? – pyta głos, który brzmi jak czar i przekleństwo naraz.
Powinna była nie odbierać. Głupio, iż nie sprawdziła numeru. Próbowała o nim zapomnieć, o tej szalonej nocy. Powtarzała sobie, iż ma stabilne małżeństwo, dobrego męża, tyle lat razem. Nie potrzebuje nikogo więcej…
Z przyszłym mężem chodziła do jednej klasy. Tomek był prymusem, wygrywał olimpiady z matematyki i fizyki. W licealu zaczął nosić okulary, więc gwałtownie przezwano go „Kopernikiem”. I nie bez powodu – spokojny, trochę pulchny, z rumieńcami na policzkach, wyglądał jak żywcem wyjęty z portretu.
Kinga, jak wszystkie dziewczyny w klasie, nie widziała w nim obiektu westchnień. Poprosić o ściągę, podpowiedź na klasówce – to co innego. Wolała chłopaków przystojnych, sportowych, z poczuciem humoru i odrobiną brawury.
Pewnego dnia spotkali się przypadkiem na ulicy, pogadali, wspomnieli kolegów z klasy. Tomek nosił już soczewki. „No, całkiem sympatyczny” – pomyślała wtedy Kinga.
Tomek skończył Uniwersytet Warszawski, a Kinga jeszcze studiowała medycynę. Wymienili numery, „tak na wszelki wypadek”. Od matury minęło pięć lat, klasa planowała zjazd. Tomek obiecał zadzwonić i podać szczegóły. Kinga dała swój numer, ale nie zamierzała iść. I gwałtownie o nim zapomniała.
Ale po kilku dniach zadzwonił i zaprosił ją do kina. Miała różnych chłopaków, ale nigdy nic poważnego. Ci, którzy jej się podobali, nie zwracali na nią uwagi. A ci, których nie chciała, nie interesowali jej wcale.
– Idź, zobacz, bo zostaniesz starą panną – wróżyła mama.
I Kinga poszła. Tak zaczęli się spotykać. Tomek gwałtownie wyznał miłość i oświadczył się. Było z nim bezpiecznie. Pracował w dużej firmie, miał przed sobą świetlaną przyszłość.
– Na co czekasz? Ulepisz z niego, co zechcesz – radziła mama, i Kinga się zgodziła.
Ich relacja była stabilna. jeżeli kłócili się, to przez Kingę.
Później urodziła się córka. Teściowa nie wtrącała się, ale chętnie zajmowała się wnuczką. Rodzice Kingi też zawsze pomagali.
Na drugie dziecko Kinga się nie zdecydowała. Nigdy nie było między nimi namiętności. W łóżku też nie błyszczał. Kinga zaczęła myśleć, iż ich życie intymne jest… zbyt rzadkie i nudne. Ale z drugiej strony – był wierny. Wiele koleżanek ze szpitala płakało, opowiadając o zdradach mężów, rozwodach, samotnym wychowywaniu dzieci.
Córka dorosła, skończyła szkołę. Nie poszła w ślady rodziców – studiowała w Warszawie projektowanie mody i żyła pełnią życia. Gdy Kinga dzwoniła i pytała o pieniądze, córka śmiała się: „Babcie rywalizują, która mnie bardziej rozpieszcza!”.
Tak, babcie kochały i rozpieszczały jedyną wnuczkę. Teściowa kiedyś namawiała Kingę na drugie dziecko – wtedy każda miałaby swojego wnuka. Kinga nie żałowała decyzji. Czasem tylko zastanawiała się, jakim cudem z ich „takiego” życia wyszła taka córka.
Tak płynęły dni. Pół roku temu Kinga została ordynatorem przychodni, po przejściu poprzedniej szefowej na emeryturę. Nowa praca pochłaniała masę czasu – zebrania, konferencje.
Na jednej z nich poznała Marka. Mężczyzn było znacznie mniej niż kobiet. Wysoki, młody, przystojny i zadbany – od razu zwrócił uwagę wszystkich pań. Starsze koleżanki patrzyły na niego niemal macierzyńsko, młodsze otwarcie flirtowały.
Konferencja kończyła się bankietem. Kinga chciała wracać do domu – nie lubiła takich imprez. Ale współlokatorka z hotelu namówiła ją:
– Najciekawsze rzeczy dzieją się na bankietach. Nigdy nie wiesz, kto może się przydać w życiu. Zaufaj mojemu doświadczeniu.
I Kinga została.
Przemówienia przeciągały się, uczestnicy zaczęli pić, nie czekając na oficjalne toast. Po godzinie poważni lekarze zamienili się w wesolutkich kompanów, opowiadających dowcipy z pracy. Medycy nie mają tabu.
Kinga tylko udawała, iż pije. Śmiała się, ale myślała tylko, jak wymknąć się dyskretnie. W końcu zaczęły się tańce. Odsunęła się w kąt, szukając momentu na ucieczkę.
– Też się pani nudzi? – podszedł Marek. – Uciekajmy stąd.
I Kinga z ulgą przyjęła propozycję.
Szli długimi korytarzami hotelu, Marek opowiadał o swojej klinice.
– Chodźmy do mnie. Mam dobre wino, a pić samotnie szkoda – zaproponował.
Kinga się zgodziła. Nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, iż nie chciała wracać do pustego pokoju…
Opowiadał coś, gdy nagle z sali dobiegła znajoma melodia. Zamilkł, słuchając. Za oknem migotały światła miasta.
Gdy ją pocałował, Kinga nie odsunęła się. Obudziła się już w jego łóżku. Jakże nijaka wydała się jej dotychczasowa życie! Nigdy nie czuła czegoś podobnego z Tomkiem.
W jego ramionach zapomniała o wszystkim. Nie wiedziała, iż tak można. Unosiła się w ekstazie, by zaraz runąć w przepaść rozkoszy, z której nie chciało się wracać.
Ale wszystko się kończy. Muzyka ucichła, impreza dobiegła końca. Leżeli zmęczeni, trzymając się za ręce.
Czas rozstania nadchodził. Konferencja się skończyła, pokoje trzeba było opuścić. Każdy wracał do swojego miasta…
– Zostańmy jeszcze dzień. Dogadam się z hotelem – nalegał Marek.
– A bilety?
– Niech się schowają, kupimy nowe. Nie możemy się tak rozstać – mówił.
Każda kobieta lubi słuchać wyznań. Ale Kinga wiedziała – to bez przyszłości.
– Jestem zamężna – szepnęła.
Kinga spojrzała na zegarek, wzięła głęboki oddech i odwróciła się na pięcie, zostawiając za sobą zarówno Marka, jak i duszny hotelowy korytarz, czując jednocześnie, jak ciężar decyzji nagle zamienia się w ulgę.