"Aż serce mi pęka, gdy to piszę, ale muszę. Muszę, bo się uduszę, jak to się mówi. Wróciłam właśnie z wakacji w Turcji. Byliśmy z mężem i dziećmi przez 10 dni w kurorcie. Zdecydowaliśmy się na opcję all inclusive, bo dzieci są jeszcze dość małe (córka ma 4 lata, syn 6) i chcieliśmy, żeby było nam jak najwygodniej. Poza tym, jeżeli mam być szczera, to ja nie jestem jakąś wielką podróżniczką. Nie przepadam za zwiedzaniem, podczas urlopu chcę odpocząć przy basenie, nie musieć gotować, nie musieć sprzątać. Jak laba to laba!
Oczywiście wiem, iż wiele osób uważa, iż urlop to nie wypoczynek, bo przecież trzeba myśleć o wielu innych rzeczach. choćby urlop w stylu all inclusive nie gwarantuje, iż wypoczniemy: upał niemiłosierny daje się we znaki, dzieciaków trzeba pilnować, a jeżeli nie jest się milionerem, to często trafia się do kurorciku pełnego turystów, gdzie jeden na drugiego w basenie włazi, do baru kolejki, hałas, muzyka...
Mimo wszystko wyjazd uważam za udany. Zauważyłam jednak coś, co bardzo mnie zasmuciło, bardzo. Nasz hotel, wydaje mi się, iż w innych też tak jest, oferował animacje dla dzieci. To świetny pomysł, żeby na godzinkę czy dwie dziennie 'oddać' dzieci do takiej animatorki czy animatora, trochę odsapnąć od ciągłej opieki nad nimi. U nas w hotelu był ogromny basen, zjeżdżalnie, więc ciężko się tak w pełni zresetować, kiedy trzeba patrzeć cały czas, czy przypadkiem dziecko się nie topi.
Nasze dzieci prawie codziennie chodziły do kącika animacji, gdzie czekały na nie różne atrakcje, a my z mężem mogliśmy się trochę sobą nacieszyć. Zaobserwowałam jednak, iż wielu rodziców zaprowadzało dzieci rano, po śniadaniu, potem zbierali je tylko na obiad, a po posiłku znów odstawiali maluchy animatorom. Oni w tym czasie hulali w basenie, popijali drineczki na leżakach, no, korzystali z życia. Przykro mi, kiedy myślę o tych dzieciach. Może jestem staroświecka, ale dla mnie rodzinne wakacje to czas spędzany z rodziną, nie osobno.
Wiem, iż dzieci miały dobrą opiekę, moje dzieciaki były zachwycone tymi atrakcjami zapewnianymi przez hotel, ale po tych dwóch godzinach rozłąki nie mogłam się doczekać, aż znów będziemy razem. A ci rodzice, mam wrażenie, oni zachowywali się, jakby byli bezdzietni. Jakby oddanie dziecka animatorom zdejmowało z ich barków jakiś ogromny ciężar. Potem odbierali te maluchy, tacy podchmieleni po tych kilku 'darmowych' (w końcu to all inclusive) drinkach.
Co te dzieciaki zapamiętają z wakacji? Będą lepiej znać twarz pani animatorki czy pana animatora niż własnych rodziców! Jakie będą miały wspomnienia? Że tatuś i mamusia porzucali je zaraz po śniadaniu i przez prawie osiem godzin, z przerwą na obiad, przebywały w towarzystwie obcych ludzi? Najsmutniejsze jest to, iż takie zachowanie zauważyłam u Polaków. Przyjechali z nami w tej samej grupie, może dlatego na nich zwróciłam uwagę. Nie znam też za dobrze angielskiego, więc wiadomo, iż jakoś bardziej mi się rzucali w oczy i uszy, bo przynajmniej ich rozumiałam.
Każdy może spędzać wakacje, jak chce, ale czuję jakiś niesmak. Ja bym tego moim dzieciom nie zrobiła".