Przyszło przebaczenie

polregion.pl 2 tygodni temu

Żal przyszedł

Gizela była osobą pełną wyobraźni i fantazji. Cokolwiek wzięła do ręki, wychodziło z tego coś pięknego i niezwykłego. Miała łagodne serce, była cicha i skromna, ale przede wszystkim niezastąpiona. Pracowała w wiejskiej szkole, ucząc najmłodszych dzieci.

Uczniowie, rodzice, a choćby inni nauczyciele ją uwielbiali. Gdy ktoś zachorował, zawsze się zamieniała, choćby jeżeli musiała pracować na drugą zmianę.

Pani Gizelo, nie umiem tej zadania mówił jej uczeń Staś.

A próbowałeś choć trochę pomyśleć? pytała, dobrze wiedząc, iż chłopiec wolałby ściągnąć, niż samodzielnie rozwiązać trudność. Cierpliwie tłumaczyła, aż w końcu do niego docierało.

O, to wcale nie takie trudne!

Gizela wychowała się w domu dziecka, a później ukończyła szkołę pedagogiczną. Jako niemowlę została zostawiona na progu sierocińca, a imię nadała jej pielęgniarka spodobało jej się to stare, piękne imię. Jak wszystkie dzieci z sierocińca, nauczyła się znosić upokorzenia w milczeniu. Do kogo miała się skarżyć?

Nie zaznała rodzicielskiej miłości, ale marzyła o własnej rodzinie. Wiedziała, iż gdy już będzie miała męża i dzieci, odda im całą niewykorzystaną czułość. Marzyła, iż spotka mężczyznę, z którym będą żyć tylko dla siebie.

Jednak jej los potoczył się inaczej. Wyszła za Grzegorza, miejscowego kierowcę ciężarówki. Zwrócił uwagę na młodą nauczycielkę, a ona choć pragnęła choć odrobiny kobiecego szczęścia nie dostała romantycznych oświadczyn.

Gizela, od dawna ci się przyglądam. Porządna z ciebie dziewczyna. Wyjdź za mnie. Nie umiem romansować, kwiatów nosić, jestem prosty. Starszy od ciebie, no ale co tam. Dom mam duży. Rodzice dawno odeszli, mieszkam sam. Chcę, żeby w domu była gospodyni powiedział Grzegorz stanowczo.

Oczywiście Gizela, jak każda kobieta, marzyła o romantyzmie. Wyobrażała sobie ukochanego klęczącego z pierścionkiem. A tu zwykłe przychodź.

No dobrze, Grzesiu, przyjmuję twoją propozycję odpowiedziała. niedługo odbyło się skromne wesele, i zamieszkała w jego domu.

Przed ślubem niektórzy odradzali jej ten krok.

Gizela, zastanów się. Grześ nie jest człowiekiem dla ciebie. Ty masz duszę artystki, a on zwykły chłop. Jesteście zupełnie różni.

Grzegorz od zawsze był odludkiem. Pracował ciężko, szefowie go chwalili, ale trzymał się na uboczu. Gizela spodobała mu się, bo była urodziwa wysoka, z długim warkoczem, który czasem układała w koronę na głowie. Miała zielonkawe oczy, była cicha. Taką żonę chciał mieć.

Od pierwszych dni pokazała, iż jest wzorową gospodynią. Wszystko lśniło, gotowała smacznie, a w obejściu panował porządek. Mąż tylko dziwił się jej dziwactwom czasem recytowała wiersze, śpiewała przy sprzątaniu. Wieczorami oglądała seriale i dziergała na drutach, a potem rozdawała sąsiadkom drobne upominki.

Gizela zastanawiała się:

Dlaczego nie możemy mieć dziecka? Żyjemy razem tyle lat Czas najwyższy. Każdy powinien mieć potomka.

Grzegorz też myślał o dziedzicu. Widział, jak żona z dnia na dzień staje się smutniejsza, rzadziej się uśmiecha.

Modli się myślał, słysząc jej szept. Zawiesiła ikony w kącie, prosi Boga.

Sam w nic nie wierzył, ale nie zabraniał.

Niech sobie wiesza. To jej sprawa. Inne baby też chodzą do kościoła.

Jako żona Gizela go zadowalała. Cicha, pokorna, szanowana we wsi za to, jak uczy dzieci. Tylko raz zirytował się, gdy bez pytania sprowadziła kozę, a potem kury.

No trudno pomyślał. To i tak pożyteczne.

Ale gdy pewnego dnia wrócił z pracy i zobaczył na podwórku małego szczeniaka, warknął:

Gizela, co to za kundel? Jeszcze nam brakowało psiego potomstwa!

Grzesiu, on taki malutki Przyszedł sam. Nie zrujnuje nas dodatkowa miska zupy. Inni mają psy na podwórzu, niech i nas stróż pilnuje.

Przekonała go. Szczeniak został. Czarny, puszysty.

Nazwijmy go Azor. Będzie mądry, już teraz sprytny.

Z czasem Grzegorz się do niego przywiązał. Zbudował budę, głaskał, karmił. Nie zauważyli nawet, gdy sąsiedzki Burek zakradał się na ich podwórko. Pewnego dnia Grzegorz wracając z pracy zobaczył, jak ten ucieka.

Azor, przyjaciela sobie znalazłaś. Będzie nam potomstwo. A to nam niepotrzebne.

Gdy okazało się, iż Azorka spodziewa się szczeniąt, Grzegorz zrobił się ponury. Gizela czuła niepokój. Pewnego dnia spotkała sąsiadkę, Wandę.

Gizela, wybacz, ale jak ty żyjesz z tym potworem?

Co się stało?

Grześ ci nie powiedział? Sąsiadka zobaczyła jej zdziwienie. Wracałam od siostry, widziałam, jak ciągnie Azorkę na sznurku. Spytałam, dokąd, a on: Nie twoja sprawa. Schowałam się za krzakami. Spotkał jakiegoś faceta, oddał mu psa. Przybiegłam od razu do ciebie.

Gizela złapała się za serce i pobiegła do domu. Wanda krzyknęła za nią:

Może dlatego nie macie dzieci, iż on taki okrutny!

Gdy Grzegorz wrócił, spytała:

Grzesiu, gdzie Azor? Dlaczego buda pusta?

Nigdy nie widziała go tak wściekłego.

Co cię to obchodzi? Zapomniałaś, kto tu rządzi? Psa nie ma i nie będzie. Nie potrzebujemy szczeniaków. Zgubiłaś psa. Koniec.

Gizela zamknęła się w pokoju i płakała.

Z kim ja żyję?

Grzegorz nie czuł winy. Ale gdy żona milczała dzień, potem drugi, zaczął się niepokoić. Coś go gryzło. Przez całą noc przewracał się, widział smutne oczy Azorki.

Minął tydzień w ciszy. W końcu postanowił przeprosić.

Ja jestem mężczyzną, pierwszy wyciągnę rękę. Baby zawsze obrażalskie.

Pogodzili się. Czas mijał.

Grzesiu, będziemy mieli dziecko powiedziała pewnego dnia Gizela.

Dobrze, Gizelo, bardzo się ciesz

Idź do oryginalnego materiału