Pycha kroczy przed upadkiem
Szanowni Państwo, ostatni mój wpis dotyczył sytuacji w Zakładzie Gospodarki Komunalnej, ten też będzie dotyczył tej tematyki, jednak w trochę szerszym zarysie. W artykule „Ptaszek i Spółka” (https://tymbark.in/ptaszek-i-spolka-pisze-marek-golonka-byly-prezes-zgk-w-tymbarku-sp-z-o-o) mogli Państwo dowiedzieć się, jak można było w krótkim czasie doprowadzić do kompletnej ruiny tego co przez dziesięciolecia było żmudną, ciężką pracą budowane. Jako odpowiedź na moje merytoryczne zarzuty mogli się Państwo dowiedzieć, iż jestem „zawodowym opozycjonistą”, w którym znowu ta wrodzona przypadłość odżyła. Jest to Ptaszkowy sposób – jak brakuje argumentów to co trzeba zrobić? Ano ośmieszyć, ubliżyć, zrobić pieniacza i człowieka aspołecznego. Zawsze miałem odwagę powiedzieć wprost co sądzę na jakiś temat. Uważałem i uważam, iż jest to cecha chłopa, który wie co w portkach nosi.
Sytuacja w tymbarskim ZGK jest mi bliska, pracowałem w nim blisko 8 lat, zostawiając tam dużo zdrowia, czasu i sił. Ceniłem sobie pracę w zgranym zespole, chociaż prawdopodobnie popełniałem też błędy. Dlatego nie mogę się zgodzić z tym, co tam się teraz dzieje.
Każdy z poprzedników Ptaszka robił wszystko, aby Zakład funkcjonował należycie. Każdy z poprzedników coś dla tego zakładu zrobił. Wójt Pan Pachowicz wyposażył w sprzęt (ciągniki, koparkę i inne). Wójt Pan Nowak dawał pracę, która pozwalała na inwestowanie (myjka i inne). Pan Ptaszek traktował od samego początku ZKG jak skarbonkę, z której można brać i wykorzystywać, szczególnie przed wyborami, Traktował jak „ciało obce”, które ma służyć nie nam, mieszkańcom, a jemu. Niech dowodem na to jak traktował ZGK będą dwa przykłady, jeden związany z gminną infrastrukturą, drugi taki trochę bardziej honorowy (sytuacji takich było wiele).
Miałem kontrolę z Sanepidu, dotyczyła stanu sanitarno-epidemiologicznego pomieszczeń związanych z infrastrukturą wodociągową – padło na stację uzdatniania wody nad byłym SKR-em. Podjechałem z bardzo sympatyczna Panią… i się zaczęło. Jak zobaczyła budynek z zewnątrz załamała ręce, a jak weszliśmy do środka, to nie mogła uwierzyć, iż coś takiego funkcjonuje. Grzyb na suficie, zacieki na ścianach, a wszystko przez dziurawy przerdzewiały dach. Po pouczeniach i wyjaśnieniach z mojej strony, iż budynek jest gminny, a my tylko nim administrujemy uzyskałem po zapewnieniu, iż usterki zostaną usunięte pół roku czasu w realizację zaleceń. Na drugi dzień poszedłem do gminy, przedstawiłem całą sytuację z dnia poprzedniego z prośbą o wykonanie remontu. Po jakichś dwóch miesiącach przypomniałem się i usłyszałem, iż nie ma pieniędzy. Znowu po jakimś czasie wróciłem do tematu, odpowiedź była taka sama. Mając coraz mniej czasu w usunięcie usterek, pomierzyliśmy dach, ilość wywietrzników i okuć, powierzchnie ścian szczytowych, ilość wkrętów, rynien i innych dodatków, podjechałem do hurtowni i zamówiłem co trzeba. Po skompletowaniu materiałów, pożyczeniu rusztowań wzięliśmy się sami za robotę – wyszło nad podziw dobrze, będzie służyło na długie lata. Z rachunkiem za materiał poszedłem do wójta i mówię – wróć nam za materiał, za robotę nie będę liczył. Proszę sobie wyobrazić jaka była reakcja – a po co robiłeś, ktoś ci kazał, miałeś zlecenie? Gdyby padło na kogoś bardziej nerwowego to podejrzewam, iż jeden z gabinetu wójta sam o własnych siłach by po prostu nie wyszedł.
A teraz ten drugi przykład, jak go nazwałem – honorowy, księgowa pewnego razu przypomniała, iż Zakład będzie obchodził 30-lecie działalności. Poszedłem do wójta i mówię: jest okazja, dobrze by było zrobić małą uroczystość, wyróżnić pracowników, może coś dla Zakładu kupić, co by mogło służyć poprawie pracy – odpowiedzią było głuche milczenie. Poszedłem kolejny raz i mówię, jak w gminie nie ma na taki cel pieniędzy to może zróbmy tak: jak wyłożę ze swojej kieszeni tysiąca, ty dołożysz drugiego i zrobimy chociaż imprezę dla załogi – zero reakcji.
Ptaszek uznał, iż najlepszym sposobem swojego działania będzie zarządzanie przez konflikt – jest to sposób choćby naukowo opisany, ale w jego wykonaniu ma tylko destrukcyjne wykorzystanie służące tylko i wyłącznie jemu (i to nie tylko w przypadku ZGK). Podam może dla zobrazowania kilka przykładów. Wśród pięciu sołtysów w gminie Tymbark dwóm podpisywało się wszystkie zlecenia, pozostały trzem nie. Ta trójka to były „oszołomy”, oni byli źli, bo mieli swoje zdanie. Po ostatnich wyborach, kiedy to z jego komitetu do rady dostało się 8 radnych, a z drugiego 7, co zrobił? Pokazał swoją siłę. Od razu ustawił jednych przeciw drugim, to przecież nie radni sami tak zdecydowali, bo prawie wszyscy byli nowi. Mniejszość chciała mieć swojego przedstawiciela w prezydium rady, desygnowali do tej roli pana Kałużnego, który jako jedyny z całego składu miał doświadczenie, bo był kiedyś przewodniczącym rady – kandydatura została „przez wójtową większość” odrzucona.
Ale to co zrobił w ubiegłym tygodniu z pracownikami ZGK woła o pomstę do nieba. Pracownikom z 40-letnim stażem, znajomością tematu, mającym wiedzę praktyczną, która jest skarbem trudnym do oszacowania, zaproponował zatrudnienie na okres 6 miesięcy, pozostałym umowy zlecenia na czas określony. Pracownicy warunków tych nie przyjęli (chyba z jednym wyjątkiem, ale chodzi o stosunkowo młodego pracownika), a w poniedziałek likwidator, którym jest były przewodniczący Rady Nadzorczej wręczył im wypowiedzenia. Potraktowano ich bezdusznie, jak „worki z ziemniakami”. Wójt tłumaczył to tym, iż na razie nie ma pieniędzy.
Ten sam wójt wiedział jak zabezpieczyć pieniądze na drogę koło własnego domu – teraz tłumaczy to tym, iż jest to droga osiedlowa, jak duże jest to osiedle każdy może sprawdzić – środki na ten piękny asfalt pochodziły w 100% ze środków własnych gminy.
Ten sam wójt wiedział jak zabezpieczyć środki na dopłaty do indywidualnych oczyszczalni ścieków – jedna jest koło jego domu.
Ten sam wójt wiedział jak zabezpieczyć środki na dofinansowanie własnej edukacji. Ten sam wójt wie jak rozliczać delegacje, „Wieść gminna” niesie, iż choćby do Limanowej. o ile jest to prawda, to mi się to w głowie nie mieści, bo ma ryczałt na wykorzystywanie samochodu prywatnego do celów służbowych.
Ten sam wójt wiedział jak zabezpieczyć pieniądze na ekwiwalent za zaległy własny urlop. Urlop z którego nie korzystał w trakcie kadencji, mając wiedzę, iż otrzyma, na jej zakończenie, czyli w perspektywie 2- 3 lat, duże pieniądze.
Ten sam wójt wiedział skąd wziąć 40 tysięcy złotych na nikomu nie potrzebny audyt, a twierdzi, iż z własnych pieniędzy wnioskodawcy powinni zapłacić za referendum, które jest prawem mieszkańców. Mało tego, w szkołach podobno mówił, ile by to można było za to kupić wyposażenia, a tu się organizuje hucpę, a 40 tysięcy „poszło w błoto” na nikomu nie potrzebny audyt.
Ale to jeszcze nic. Zaproponował na ten rok ZGK umowę (tak domniemywam , iż była to umowa nie do odrzucenia) na dzierżawę przekazanej infrastruktury wodno-ściekową, w której została podniesiona wysokość czynszu o kilkaset procent wyżej nim poprzednio, czym doprowadził do powiększającej się w spółce straty. Jaki jest tego skutek? A w zasadzie dwa: ratuje w ten sposób budżet gminy, jednocześnie doprowadzając świadomie do całkowitej dewastacji budżet spółki. A co zrobi likwidator? Ano na pokrycie strat i płacenie bieżących należności będzie wyprzedawał majątek spółki. Majątek, który dzięki wcześniejszym wójtom, wyrzeczeniom i ciężkiej pracy pracowników był pomnażany. Sprzęt ten powinien dalej służyć mieszkańcom, a pracownicy w godnych warunkach powinni dalej tam pracować, bo znają robotę jak nikt inny. Proszę sobie wyobrazić, jak może się czuć taki Pan Jacek z Podłopienia, którego pewno wszyscy znają, który całe swoje zawodowe życie związał z tą firmą, takiego fachowca znającego i czującego temat wody i wodociągów w gminie nie ma, Zamiast wykorzystać jego wiedzę, potraktowało się takiego człowieka jak chłopca na posyłki. Pozostali pracownicy są w takiej samej sytuacji. Czy Ptaszkowi na tym zależy? A co mu tam, około 20 tysięcy na konto co miesiąc wpływa i pieniądze muszą być, bo jemu się po prostu należy.
Panie Ptaszek można taką narrację wokół siebie tworzyć: – dopiero co ludzie mnie wybrali, a już niektórym oszołomom marzy się koryto, bo ich ludzie nie wybrali, Mało tego, można choćby przekonać do swoich racji innych.
Chłopie! Ty już jesteś wójtem dwunasty rok (dwunasty rok), nie szukaj winnych wśród innych. Zastanów się dlaczego wokół ciebie nie ma tych, którzy cię wspierali i życzliwie doradzali. Oczywiście wszyscy oni byli źli, bo „ja jestem wójt, to i mądrzejszy być muszę” – można i tak.
Od jakiegoś czasu wójt pracuje w pocie czoła, kształtuje opinię, gdzie i jak tylko się da, oto skutek:
Ostatnio w przestrzeni publicznej słyszany był taki głos, w pierwszej chwili sądziłem, jak mi to powiedziano, iż jest to złośliwe pomówienie, ale jak odsłuchałem i zobaczyłem to straciłem szacunek do wypowiadającego te słowa. Zacytuję fragment „…….Ale często kiedy wokół ujadają w tej czy innej kampanii, którzy tylko patrzą by podstawić nogę….”. Każdy może mieć swoją opinię, ale dobrze, gdy jest ona wynikiem wysłuchania dwóch stron. Osobiście poczułem się takim stwierdzeniem dotknięty. Niewielkiego wysiłku trzeba było, aby poprosić o przedstawienie swoich racji. Jak by się poczuł wypowiadający te słowa, gdybym ja je nazwał szczekaniem, a przecież „ujadanie” to synonim tego określenia. Raczej nie trudno się domyślić, iż o ile ktoś sam rezygnuje z pracy, to musiały być okoliczności na tyle poważne, skoro taka decyzja została podjęta.
Z poważaniem
Marek Golonka