Pytanie teściowej zwaliło mnie z nóg. Tak wychowano całe pokolenie rodziców

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Współczesne babcie swoje dzieci wychowywały często w krzyku, karach i klapsach. fot. Marek BAZAK/East News


Rodzice zwykle chcą wychować dzieci najlepiej, jak potrafią i dać z siebie jak najwięcej. Warto pamiętać o tym, żeby wspierać rozwój dzieci i uczyć umiejętności, które będą ich siłą w późniejszych latach życia. Napisała do nas Aneta, zwolenniczka łagodnego rodzicielstwa, która jest przerażona podejściem swojej teściowej do wychowania dzieci.


Wybieram łagodne rodzicielstwo


"Jestem mamą trójki dzieci: dwójki w wieku przedszkolnym i jednego, które w tym roku zaczyna szkołę. Najstarszy syn jest bardzo wrażliwym i spokojnym dzieckiem, przy którym nauczyłam się cierpliwości, spokoju i łagodnych rozwiązań w rodzicielstwie. Zawsze byłam fanką rodzicielstwa bliskości i łagodnego rodzicielstwa, ale jednak przy Janku mogłam sprawdzić w praktyce, czy to nurt, który będzie mi bliski" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka Aneta, matka trójki dzieci.

"Okazało się, iż to droga, która odpowiada mi i dzieciom i przynosi efekty, których oczekiwałam. Wychowuję moje pociechy w spokoju, w poszanowaniu dla emocji (zarówno swoich, jak i ich), wzmacniając ich poczucie wartości, pewność siebie i psychikę".

Teściowa uważa, iż krzywdzę dzieci


Kobieta opowiada o tym, jak jej przekonania w sprawach rodzicielskich traktuje jej teściowa: "Są jednak sytuacje, które sprawiają, iż mam chęć krzyczeć, choć nie na swoje dzieci. Zwykle podczas spotkań rodzinnych moja teściowa z dezaprobatą przypatruje się temu, jak wychowujemy z mężem dzieci. Z wiele wyrażającą miną obserwuje, na co im pozwalamy, jak z nimi rozmawiamy itp.

Uważam, iż zamiast kar albo rozstawiania po kątach i agresywnej dyscypliny, dużo więcej nauczymy dziecko dzięki pozytywnym emocjom, wyrozumiałości i rozmowie. Moja teściowa to jednak osoba, dla której jedynym słusznym sposobem w rodzicielstwie jest krzyk i wiara, iż to zawsze rodzic jest nieomylny i ma władzę.

Jestem zdania, iż to błędne przekonanie – a raczej, iż miało może rację bytu wśród rodziców, kiedy moje pokolenie było dziećmi. I to tylko dlatego, iż świadomość rodzicielska 30 lat temu była zupełnie inna".

Krzyki, klapsy i dyscyplina? Były dobre 30 lat temu


"Zdarzyło mi się już jednak kilkakrotnie usłyszeć politowanie w głosie teściowej, która potrafiła płacz wnuków skomentować np. słowami: 'Tak się kończy bezstresowe wychowanie. Dzieci wam na głowę wejdą' albo: 'Czasem bez krzyku albo kary się nie da. Jak inaczej dziecko ma zrozumieć, iż czegoś mu nie wolno? Te nowe metody to jakiś dziwny wymysł'.

Wielokrotnie też słyszałam, iż samą rozmową nie uda mi się chronić dzieci przed dorosłym życiem i prawdziwymi problemami. Że pójdą do szkoły, a potem dorosną i zderzą się z okrutnym światem, a moje głaskanie ich po głowie i spokojna rozmowa w niczym im wtedy nie pomogą.

Na szczęście teściowa tylko gada i nie ingeruje w nasze metody wychowawcze. Jestem zdania jednak, iż to niezwykle przykre, iż ludzie przez cały czas mają tak zamknięte umysły, iż trzymają się kurczowo przestarzałych metod wychowawczych sprzed 30 lat. Dobrze, iż jeszcze nie sugerowała, żebym zaczęła dzieci bić, by nauczyć je posłuszeństwa..." – kończy swój list poruszona czytelniczka.

Idź do oryginalnego materiału