Rodzic domaga się poprawy ocen, bo "dziecko miało gorszy dzień". Nauczyciel: "to absurd"

mamadu.pl 5 dni temu
"Jako nauczycielka z wieloletnim stażem myślałam, iż widziałam już wszystko – ale ten przypadek mnie zaskoczył. Rodzic przyszedł z żądaniem poprawy oceny, bo 'dziecko miało gorszy dzień'. Trudno mi uwierzyć, iż dziś, zamiast uczyć, coraz częściej muszę tłumaczyć, iż oceny nie zależą od humoru, tylko od wiedzy" – napisała do nas Ewa.


"Pani rozumie, córka miała po prostu gorszy dzień"


"Sprawdzian z historii w ósmej klasie. Temat był zapowiedziany tydzień wcześniej, pytania zgodne z materiałem, żadnych niespodzianek. Wiadomo, iż uczniowie są różni – jeden przysiądzie wcześniej, inny zerknie na notatki w poranek przed lekcją. Ale tym razem, po wystawieniu ocen, spotkało mnie coś, czego naprawdę się nie spodziewałam.

Przyszła do mnie mama jednej z uczennic. Z wielkim oburzeniem zapytała, dlaczego jej


córka dostała trójkę. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam: 'Pani powinna dać jej drugą szansę. Ona miała wtedy po prostu gorszy dzień. Była zmęczona. Przeżywa teraz

trudny czas'.

Zamarłam. I naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć.

Nie oceniamy humoru, tylko wiedzę


Rozumiem, iż dzieci miewają słabsze dni. Dorosłym też się to zdarza. Ale sprawdzian to nie konkurs piękności, gdzie sędziowie oceniają urok czy nastrój. To konkretna weryfikacja wiedzy. A jeżeli uczeń nie opanował materiału – choćby mając najlepsze intencje – to ta wiedza po prostu nie została przyswojona.

Powiedziałam to spokojnie, choć w środku aż się we mnie gotowało. Wytłumaczyłam, iż trójka to nie wyrok. Że to sygnał, iż warto przysiąść, poprawić, zrozumieć. Ale iż nie mogę stawiać ocen 'na pocieszenie'. Nie mogę zacierać granic między wysiłkiem a

wymówką.

Matka Oli spojrzała na mnie z oburzeniem. 'To pani nie ma serca? Przecież dziecko się


starało. Pani powinna być bardziej empatyczna'.

I wtedy poczułam to coś, co nauczyciele czują zbyt często: iż mamy być nie tylko pedagogami, ale też terapeutami, psychologami, trenerami emocjonalnymi, czasem wręcz wróżkami. Że mamy zgadywać, co dziecko przeżywało w danym tygodniu, czy spało dobrze, czy pokłóciło się z koleżanką. I mamy to brać pod uwagę, wystawiając ocenę.

Tylko… gdzie w tym wszystkim miejsce na sprawiedliwość wobec reszty uczniów? jeżeli każdą gorszą ocenę będziemy tłumaczyć 'gorszym dniem', to po co w ogóle pisać sprawdziany? Dlaczego inni uczniowie, którzy też mają problemy w domu, też bywają zmęczeni, a mimo to się uczą, mają czuć się pokrzywdzeni, bo ich rówieśnik dostanie lepszą ocenę tylko dlatego, iż jego rodzic zrobił awanturę?

W klasie musi panować równość. Uczciwość. Reguły. Dzieci potrzebują jasnych granic, a


nie ciągłego naginania rzeczywistości pod samopoczucie. Czy jestem bezduszna?


Nie. Codziennie rozmawiam z uczniami, wspieram, słucham, pomagam. Gdy trzeba, przytulam, podpowiadam, pytam, co się dzieje. Ale w ocenianiu wiedzy muszę być sprawiedliwa. Bo jeżeli nie będę – uczniowie to od razu wyczują. I zaczną grać. A wtedy przestaną się uczyć".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału