Dziś miałam ciężki dzień. Właśnie dowiedziałam się, iż jestem w ciąży w wieku czterdziestu siedmiu lat. Moja przyjaciółka z pracy, Weronika, nie kryła oburzenia:
„Oszalałaś? Rodzić w twoim wieku? Masz prawie pięćdziesiąt lat!” krzyczała, aż ludzie w biurze się odwracali.
„Co mam zrobić? Dziecko już jest” wzruszyłam ramionami, czując się trochę winna.
„Jak to co? Mówisz jak jakaś stara baba z zapyziałej wsi. Są przecież sposoby, tabletki, zabiegi…”
„Weronika, nie zamierzam zabijać dziecka!” przerwałam jej ostro. „Nie wiem nawet, czy donoszę, ale jeżeli Bóg da urodzi się.”
„Eh, głupia jesteś” machnęła ręką i odeszła.
Wracałam do domu z mieszanymi uczuciami. Żałowałam, iż od razu powiedziałam Weronice, zamiast najpierw porozmawiać z Wiesławem. Ale jednocześnie jej słowa tylko utwierdziły mnie w decyzji teraz już na pewno chcę to dziecko. Teraz jeszcze muszę powiedzieć matce i dorosłemu synowi, Dominikowi.
Z Wiesławem nie bałam się rozmowy. Od dawna marzył o dziecku, odkąd tylko zaczęliśmy być razem.
Zamieszkaliśmy razem dziesięć lat temu, po rozwodzie z pierwszym mężem, ojcem Dominika. Rozwód poszedł gładko nie musiałam choćby tłumaczyć powodów, bo Robert pojawił się na sali sądowej pijany. Sędzia spojrzał na niego, zadał kilka pytań, a potem sucho stwierdził: „Wszystko jasne. Rozwód przyznany.”
Tego samego dnia Robert zniknął z mojego życia, wcześniej oznajmiając, iż alimentów płacić nie zamierza.
Nie walczyłam. Byłam po prostu wdzięczna, iż udało mi się wyrzucić ten balast z życia. Po rozwodzie odetchnęłam i postanowiłam, iż więcej żadnego faceta do domu nie wpuszczę.
Ale niedługo w pracy pojawił się Wiesiek. Zaczął się o mnie starać trochę niezdarnie, ale mnie to bawiło. Miesiąc później byliśmy parą, a dwa miesiące później poznał Dominika, który miał wtedy jedenaście lat. Od razu się polubili.
„Wujek Wiesiek, wpadnij kiedyś do nas” poprosił Dominik.
„Przyjdę.”
I rzeczywiście przyszedł z prezentem i słodyczami. Potem zaczął zostawać na noc, a w końcu po prostu się do nas wprowadził.
„Kasiu, urodź mi córeczkę” poprosił rok później. Miałam wtedy trzydzieści osiem lat i myślałam, iż to za późno. Zawstydzona, wzruszyłam ramionami… ale potem poszłam do lekarza i założyłam spiralę.
Gdy zaczęliśmy rozmawiać o dziecku, była żona Wieska wyjechała do sanatorium, ale ich córka, Ola, została była przeziębiona.
„Weź Olę na kilka dni” poprosiła mnie.
Nie protestowałam. Dziewczynka była grzeczna i sympatyczna. Tylko iż Wiesław codziennie dzwonił do byłej, długo rozmawiał. Zaczęłam się bać, iż w nich odżyły dawne uczucia. Kochałam go i nie chciałam stracić. Postanowiłam, iż muszę mu urodzić córkę, by na pewno nie wrócił do tamtej.
Lecz po usunięciu spirali ciąża nie nadchodziła. Poszłam do lekarza, zrobiłam badania. Nic nie wykryto. Zasugerowano, by Wiesław się przebadał, ale on już wtedy zmienił zdanie:
„Nie pójdę do żadnego lekarza! jeżeli dziecko nie przychodzi, to może tak ma być. Mamy Olę i Dominika, doczekamy się wnuków.”
Choć próbowałam go przekonać, Wiesiek odmówił. Pogodziłam się z tym. A tu nagle proszę bardzo!
„Sześć tygodni. Ciąża rozwija się prawidłowo. Bicie serca obecne…”
„Jak ja donoszę w czterdziestu siedmiu latach?” spytałam lekarza.
Doświadczona ginekolog uśmiechnęła się:
„Nie jest pani pierwszą. Donoszą, rodzą, wychowują. Ale decyzja należy do pani.”
Wahałam się, dlatego najpierw powiedziałam Weronice. A po tej rozmowie już wiedziałam.
„Nie, teraz nikt mnie nie przekona! Będę miała córkę! I nikt mi nie zabroni dać jej życia!” myślałam, idąc do domu. Zadzwoniłam do Wieska, iż mam istotną sprawę.
„No i co się stało?” spytał na progu.
„Nie ze mną. Z nami. niedługo zostaniemy rodzicami.”
„Jesteś w ciąży?”
„Sześć tygodni. Byłam dziś na USG.”
„O rany, Kasia! Ale my już prawie pięćdziesięciolatki. Jak sobie poradzimy?”
„Wiesiek! Jak? A po prostu! Chociaż ty mogłeś mnie wesprzeć!”
„Ja się cieszę, Kasiu! Tylko się zmartwiłem. Ale masz praw