Rodzice dzieci z problemami zdrowotnymi coraz głośniej wyrażają frustrację z powodu braku personelu pomocniczego i funduszy w szkołach. Jak mówią, ich pociechy nie mogą bezpiecznie uczęszczać na zajęcia. Sytuacja jest szczególnie trudna w Toronto District School Board, która od tego roku działa pod nadzorem rządu Douga Forda.
Charlotte Schwartz opowiada, iż jej 14-letni syn Isiah, cierpiący na rzadką chorobę neurologiczną, dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego wciąż nie ma zapewnionej stałej trasy autobusowej. – Dzień zaczyna się źle, jeżeli nie zaczyna się od autobusu. Brak rutyny wpływa na jego zachowanie i postępy w nauce – podkreśla. Zaznacza też, iż do tej pory mogła liczyć na wsparcie powierników, których rząd pozbawił jednak uprawnień.
Podobny problem dotknął Amy McQuaid z Brighton, której pięcioletni syn Charlie cierpi na ciężką epilepsję. – To już ósmy dzień, odkąd nie może chodzić do szkoły. Bez indywidualnego wsparcia nie jesteśmy w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa – mówi. Pierwszego dnia roku szkolnego dowiedziała się, iż dla jej syna nie ma odpowiedniego opiekuna.
Badania Ontario Autism Coalition pokazują skalę kryzysu: w ubiegłym roku ponad 100 tys. rodzin zwracało się o pomoc do kuratorów, a aż 20 tys. dzieci w ogóle nie mogło rozpocząć nauki z powodu braku wsparcia w zakresie edukacji specjalnej. – Rząd skupia się na odwoływaniu zarządców i budowie szkół, ale ignoruje podstawowe potrzeby systemu – podkreślają rodzice.
Na prośby o komentarz skierowane do Ministerstwa Edukacji media do tej pory nie otrzymały odpowiedzi.
Na podst. CityNews