O jedną wiadomość za dużo
"Był prawie środek nocy, jakoś po 23. Spałam. Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk powiadomienia na Librusie. Myślałam, iż coś się stało: iż może ktoś z uczniów ma wypadek, może coś ważnego. Najczarniejsze myśli pojawiły się w mojej głowie. Wyskoczyłam z łóżka, serce w gardle, telefon w ręce. A tam… wiadomość od mamy jednej z uczennic:
'Pani Kasiu, jutro ma być bardzo ładna pogoda, ostatnio tyle padało, może byście wyszli na lekcje w teren? Dzieci byłyby przeszczęśliwe'. Naprawdę? Serio? No nie wierzę!
O tej godzinie? W tej formie? Z takim tonem, jakby to była normalna prośba w środku dnia pracy, a nie nagła wiadomość do nauczycielki, która też ma swoje życie, swój dom, swoje łóżko i prawo do odpoczynku?
Nie chodzi już tylko o godzinę. Chodzi o to, iż jako nauczyciele jesteśmy dziś traktowani jak dostępna 24/7 obsługa szkoły. Mam wrażenie, iż niektórzy rodzice uważają nas za animatorów, organizatorów atrakcji i opiekunów do zadań specjalnych. Pogoda ładna? To niech pani zorganizuje 'lekcje w terenie', najlepiej bez uprzedzenia, bez planu, bez zgody dyrekcji, ale z uśmiechem na twarzy.
Rodzice, błagam, no miejcie litość. My też jesteśmy ludźmi. Też potrzebujemy snu. Mamy swoje rodziny, swoje problemy, swoje ograniczenia. Codziennie dźwigamy odpowiedzialność za wasze dzieci i robimy to z oddaniem. Ale nie możemy być do waszej dyspozycji zawsze. O każdej porze dnia i nocy.
W tym przypadku granice zostały przekroczone. I albo jeszcze raz zaczniemy je jasno stawiać, albo za chwilę nie będzie komu uczyć waszych dzieci, bo wszyscy nauczyciele będą albo wypaleni, albo po prostu odejdą".