"Pierwsze zebranie w szkole za nami. I jak co roku, rodzice pokazali, jak bardzo im się nie chce nic robić. W sumie to nie wiem, czego się spodziewałam. Mamy bardzo fajną wychowawczynię, która w pierwszej klasie powiedziała, iż ma sporo pomysłów na wycieczki edukacyjne i integracyjne i z chęcią będzie nam przedstawiać różne propozycje. Jest jednak jeden warunek.
Fajna atrakcja dla dzieci
Pani planuje jedną atrakcję w miesiącu: kino, teatr, muzeum, warsztaty lub większą wyjazdową wycieczkę na cały dzień. Uważam, iż to fajna sprawa, by dzieci miały jakieś atrakcje, a nie tylko naukę w klasie.
Wychowawczyni ma jednak jeden warunek, na który wszyscy rodzice się zgodzili na pierwszym zebraniu w klasie pierwszej. W szkole brakuje pedagogów, więc są olbrzymie problemy z zastępstwami na lekcjach. Nie ma więc mowy, by inny nauczyciel mógł pojechać na wycieczkę jako dodatkowa opieka. Pani poprosiła więc, by w przypadku każdego wyjścia zgłosił się do pomocy jeden z rodziców. I choć wszyscy na to przystali, to wiecznie jest cyrk.
Chętnych brak
Podobnie jak w ubiegłych latach, pani zaproponowała wycieczkę jeszcze we wrześniu. I choć ta ma się odbyć za tydzień, to chętnego do opieki brak. Przez pierwsze dwa lata jeździła nas na zmianę jedynie piątka rodziców. Choć w klasie jest 25 dzieci, co daje 50 opiekunów, mało kto garnie się do pomocy.
Nie jestem w stanie tego pojąć! Przecież chodzi o atrakcje dla naszych dzieciaków. Przy tej liczbie rodziców, każdy mógłby się zaangażować i poświęcić jeden dzień urlopu. Na ostatnim zebraniu, jak zwykle odbyło się zbiorowe kręcenie nosami. Ci, którzy jeżdżą od dwóch lat, mają dość. Natomiast ci, którzy nigdy nigdzie nie byli, nic nie zmierzają z tym zrobić. Jeden tata rzucił choćby oburzony, iż on to pracuje i nie może. Zupełnie jakby wszyscy inni nie pracowali.
To jakaś kpina. Pani chce uatrakcyjnić edukację naszych dzieci, a rodzice uważają, iż przelew to maksimum tego, co mogą zrobić. Myśleliście kiedyś o tym, jaki dajecie przykład swoim pociechom? Szkoła to przecież taka mała społeczność, w której funkcjonują nasze dzieci. Naprawdę uważacie, iż nie warto ich nauczyć, jak się angażować i czasem zrobić coś dla wspólnego dobra?