Rozłam w oblężonej twierdzy. Rektor Lorenc zwalnia prof. Królczyka

opolska360.pl 2 godzin temu

Rektor i jego niedawny zastępca nie odbierają telefonów od naszego dziennikarza, a rzeczniczka prasowa odmawia odpowiedzi na pytania, argumentując to… procesem wytoczonym nam w związku z pisaniem o sprawie podejrzenia nieuczciwości naukowej prof. Królczyka i jego współpracowników. A także ochroną dóbr osobistych osób, których dotyczą pytania.

– Kwestia tego, czy ktoś jest, czy nie jest zatrudniony w uczelni, nie należy do kategorii dóbr osobistych – komentuje mec. Andrzej Sieradzki z Opola. – Sposób rozwiązania z taką osobą umowy o pracę też nie.

Według naszych ustaleń, rektor Lorenc spotkał się we wtorek z pracownikami wydziału mechanicznego, gdzie byli zatrudnieni Królczykowie i oznajmił, iż oboje rozstają się z uczelnią w trybie natychmiastowym, co ma mieć związek z przeprowadzonym na politechnice audytem. Jakim dokładnie audytem i jakie są zarzuty pod adresem profesorów – rektor nie ujawnił.

Nieoficjalnie słyszymy, iż otrzymali też oni bardziej „łaskawą” propozycję odejścia z uczelni za porozumieniem stron, ale nie mamy oficjalnego potwierdzenia, w jakim ostatecznie trybie doszło do rozwiązania stosunku pracy z obojgiem.

Spotkanie rektora Lorenca z załogą odbyło się pod nieobecność dziekana wydziału mechanicznego, prof. Krystiana Czernka, który przebywa na zagranicznej konferencji. Wszyscy nasi rozmówcy są zaskoczeni nagłym zwrotem akcji i wszyscy boją się komentować sprawę pod nazwiskiem.

Prof. Grzegorz Królczyk i rektor Marcin Lorenc długo stanowili zgrany duet kierujący uczelnią – fot. mat. PO

– Przecież po waszych tekstach o prorektorze Królczyku rektor Lorenc bronił go jak niepodległości – komentuje jeden z profesorów. – Zamknął się z Królczykiem w oblężonej twierdzy, rzucił się na dziennikarzy „O!Polskiej” i naukowców z innych uczelni, obrażali was, atakowali ad personam i podważali wiarygodność. I teraz co, rektor będzie miał odwagę was przeprosić?

– Nie wykluczam, iż Lorenc podjął tym razem dobrą decyzję i iż w świetle audytu miał do tego mocny mandat – mówi członek senatu politechniki. – Jednak w takim razie dlaczego on od początku nie działał jak odpowiedzialny szef, zachowując dystans, zimną krew i procedury? Dlaczego poobrażał dziennikarzy i naukowców, zanim porządnie zbadał zarzuty? Ile czasu i reputacji straciliśmy przez to gaszenie pożaru benzyną, skoro to się wszystko kończy odejściem Królczyka?

Pogoń za punktami

Tygodnik „O!Polska” po raz pierwszy o wątpliwościach wokół części dorobku naukowego prof. Królczyka napisał w lipcu ubiegłego roku. Chodziło o zjawisko „nabijania” punktów naukowych za wątpliwej jakości publikacje w wykonaniu byłego prorektora PO i jego partnerów z Azji. Prorektor ds. nauki rozbił bank w Indeksie Hirscha, który mierzy jakość publikacji naukowych. Czasem w teorii, bo obrotni naukowcy z niektórych krajów, w dużej mierze z Azji i z Polski, stworzyli system tzw. spółdzielni, wzajemnie dopisując się do publikacji, krzyżowo cytując i recenzując.

Takie zarzuty postawił pod adresem naukowców z Opola cytowany przez nas portal „For Better Science”, monitorujący nadużycia w nauce. Takimi metodami Królczyk i jego współpracownicy mieli wywalczyć nienaturalnie wysokie pozycje w rankingach. Wyższe niż niejeden laureat Nagrody Nobla, a Wydział Mechaniczny Politechniki Opolskiej mógł się porównywać z Oksfordem.

Rektorzy Lorenc i Królczyk podważali wiarygodność doniesień „For Better Science” i naszego tygodnika, ale kolejne decyzje o tzw. retrakcji, czyli wycofywaniu prac naukowych Królczyka z obiegu, uwiarygadniają przedstawioną przez nas wersję. Królczyk doczekał już pięciu oficjalnie wycofanych z obiegu publikacji. Sytuację monitoruje szereg naukowców z Polski i z zagranicy, a kolejny już minister nauki zapowiada walkę z tzw. punktozą.

Rektorzy wybrali atak

Co ważne, prof. Grzegorz Królczyk miał od początku sposobność odeprzeć zarzuty naukowców z „For Better Science”, przedstawić nam własny opis sytuacji. Nie zgodził się jednak wystąpić w naszym pierwszym artykule, a później konsekwentnie w kolejnych. Odmawiając rozmowy z nami, Królczyk skłamał na temat rzekomego śledztwa ABW w związku z tą sprawą, co potwierdziliśmy u rzecznika prasowego tej służby. Także sama uczelnia nie chciała z nami rozmawiać, choć kilka razy, także oficjalnie na łamach, zapraszaliśmy jej szefostwo do otwartej i autoryzowanej rozmowy.

Za to rektor Marcin Lorenc i jego służby prasowe od razu przystąpiły do ataku na naszą redakcję, stając murem za prof. Grzegorzem Królczykiem. Wykorzystali oficjalne kanały politechniki do walki z „O!Polską”, w tym do napaści ad personam na piszącego te słowa. Rektor bez dogłębnego poznania sprawy zarzucał nam m.in. nieuczciwość i stronniczość.

„Rzetelność, uczciwość i obiektywizm są fundamentem pracy dziennikarskiej. Publikacje „O!Polskiej”, w bezpardonowy sposób atakujące prof. Grzegorza Królczyka, prorektora ds. nauki i rozwoju Politechniki Opolskiej oraz jego zespół, są tego całkowitym zaprzeczeniem” – czytamy w jednym z oświadczeń.

Z kolei naukowcy spoza uczelni, którzy wypowiedzieli się u nas krytycznie o praktykach Królczyka i jego zespołu, a także o histerycznej reakcji na kryzys samego Lorenca, byli przez prorektora Królczyka obrażani i charakteryzowani jako mniej rozgarnięci od… znajomego właściciela lokalu z kebabem.

Prof. Królczyk był odsuwany w cień stopniowo. Pierwszym krokiem była jego rezygnacja z przewodnictwa w Radzie ds. innowacji w szkolnictwie wyższym i nauce, która nastąpiła w drugiej połowie lipca 2024 roku, kilka miesięcy po nominacji na tę funkcję i kilka tygodni po naszej pierwszej publikacji. Drugim krokiem była oficjalna rezygnacja prof. Królczyka z funkcji prorektora ds. nauki na PO, o której poinformował pod koniec stycznia 2025 roku w emocjonalnym liście do pracowników uczelni.

Aż nadszedł ostatni wtorek, gdy rektor Lorenc poinformował na spotkaniu z pracownikami wydziału mechanicznego, iż niedawny uczelniany as i jego prawa ręka w trybie natychmiastowym wraz z żoną odchodzą z pracy.

Co dalej?

– Nie znam rektora z tej strony, iż on jest skłonny przyznać się do błędu – mówi członek senatu uczelni. – choćby jeżeli teraz dokonał zwrotu i wyrzucił Królczyka z sań, nie cofnie nogi w relacji z niewygodnymi mediami i tymi profesorami, którzy mają odwagę krytykować sytuację na uczelni z otwartą przyłbicą.

Jeden z naszych rozmówców mówi o „efekcie mrożącym” na uczelni, którą rektor ma zarządzać „jak prywatną hurtownią”:

– Message wśród pracowników jest taki, iż skoro Lorenc mógł podziękować za pracę wszechmocnemu małżeństwu Królczyków, to coś podobnego może spotkać każdego. Tym bardziej, iż na wtorkowym zebraniu miał mówić, jakim to jest dobrym człowiekiem, iż nie zwolnił profesora Jarosława Mamali, który krytykuje jego decyzje. Rektor wiedział, iż do przebywającego za granicą Mamali te zdania dotrą i taki właśnie mógł być cel tej wrzutki.

– Królczyk nie był na uczelni szczególnie lubiany i to delikatnie ujmując – mówi nasz informator. – Mówiąc kolokwialnie, rektor bywał przy nim „tym dobrym oficerem”. Ale tańców euforii na korytarzach nie widać. Raczej zdumienie nagłym zwrotem akcji i pytania, kto następny.

Na uczelni słyszymy obawy, iż konflikt będzie eskalować, jak niegdyś po rozesłaniu w Opole i Polskę niezwykle ostrego anonimu godzącego w rektora Marka Tukiendorfa, a potem po wyrzuceniu z uczelni prof. Pawła Frącza. To bez znaczenia, kto miał wtedy więcej racji, bo każdy jakieś racje miał. Jedna i druga strona wykazała się jednak zapiekłością, która nie przystoi naukowym elitom. Weszły w to polityka i organy ścigania, a w efekcie doszło do tragedii – samobójczej śmierci rektora Tukiendorfa. „Nienawiść jest siłą niszczącą” – pisałem wtedy na łamach „Nowej Trybuny Opolskiej”, apelując o opamiętanie środowiska.

Minęło ponad sześć lat i uczelni przez cały czas ciążą zatrute relacje. Pytam o tę sprawę naukowca spoza Opola, który świetnie zna problem i mówi, iż zjawisko deklasacji środowiska naukowego wykracza daleko poza nasz region.

– Spora część współczesnych elit naukowych to emanacja stanu społeczeństwa, tych buraczano-kartoflanych czasów, w jakich przyszło nam żyć. W pewnym sensie „końca świata”, jaki znaliśmy – mówi. – Żyjemy w czasach polityzacji, chamstwa i brutalizacji środowiska naukowego. W czasach bijatyki o ochłapy z 0,5 procenta PKB na naukę. Umówmy się, iż gdyby posiadanie tytułu profesora wiązało się z przestrzeganiem etyki i kultury relacji, pewne osoby nigdy nie zostałyby w Polsce profesorami i rektorami.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału