"Mam dość. Naszego kraju, naszych polityków, tych z prawa i lewa, naszego systemu oświaty, Putina też mam dość. choćby maja mam dość" – zaczyna swój list Ewa i muszę przyznać, iż od razu ma moją uwagę. Zastanawiam się, o co może jej chodzić. Po chwili wszystko staje się jasne.
"Mój syn też ma dość. Najbardziej mnie. Jest w ósmej klasie, zaraz pisze egzaminy ósmoklasisty, a potem startuje do liceum. W Warszawie. Że niby fajnie, bo tu jest dużo szkół do wyboru. Wolne żarty! Dostanie się do dobrego liceum wymaga ciężkiej pracy, nie wystarczy uważanie na lekcjach. Liczą się konkursy, punkty za wolontariaty, cuda wianki. Ale tak jest co roku, tym razem jednak dochodzi nowy problem. Za dużo uczniów, za mało miejsca w szkołach. Przecież to obłęd, co to za kraj z kartonu?!
Dlatego mój syn ma dość, bo od początku roku szkolnego sterczę nad nim jak strażnik więzienny (bardzo trafnie ujęliście to w artykule, który u was czytałam, tak to właśnie wygląda!). Pilnuję, żeby się uczył. Podsuwam terminy konkursów. Lektury. Kursy. Wszystko, żeby nie został na lodzie.
Ale co z tego, kiedy tak naprawdę to piekło urządzili mu rządzący? Kolejny raz okazuje się, iż rząd ma nasze dzieci w d****! A mój syn cierpi teraz za ich bezmyślność, bo dziewięć lat temu wymyślili sobie, iż to taki super pomysł wysłać sześciolatki do pierwszych klas, a osiem lat temu stwierdzono, iż jednak niekoniecznie. Nieważne, iż już wtedy grzmiano, iż to zły pomysł, iż jak te dzieciaki skończą podstawówkę, to będzie dramat z dostaniem się do szkoły średniej, bo spotkają się dwa roczniki.
Ale kto by się tam przejmował tym, co będzie za osiem lat, prawda? No właśnie, tylko 'za osiem lat' jest teraz, do tego doszli uczniowie z Ukrainy i mamy prawdziwy kryzys. Ręce załamuję nie tylko ja i inni rodzice, ale i dyrektorzy szkół. Budynki nie są z gumy, nie zbudują z klocków nowych sal lekcyjnych, a do tego brakuje nauczycieli, o co z nadzwyczajną gorliwością zatroszczył się z kolei obecny minister edukacji, miłościwie nam psujący Przemysław Czarnek.
Dlatego tym bardziej zależy mi, żeby mój syn dostał się do dobrej szkoły, a później uciekł z tego kraju i zamieszkał w jakimś normalnym państwie, gdzie, zamiast uciszać rodziców pieniędzmi z socjala, rządzący faktycznie troszczą się o dobro dzieci. Tutaj nieważne kto jest przy władzy, myśli tylko o sobie i mydli nam oczy".
Trudna rekrutacja do szkół średnich
Wiele gorzkich słów padło w liście pani Ewy. Rozumiem, iż martwi się o przyszłość syna. Rekrutacja do szkół średnich jest zawsze stresującym przeżyciem (rodzice przedszkolaków to samo mogą powiedzieć o rekrutacji do przedszkoli), a w tym roku sytuacja rzeczywiście jest trudniejsza. W samej Warszawie będzie ok. 35 tys. uczniów ubiegających się o miejsca w pierwszych klasach szkół średnich. Kłopot w tym, iż po maturzystach zwolni się tych miejsc o ponad połowę mniej, bo tylko 16,5 tys.
Wiceprezydentka Warszawy Renata Kaznowska powiedziała PAP, iż "najbliższy rok szkolny będzie najcięższy w ponad 30-letnim okresie, kiedy samorządy są organami prowadzącymi dla szkół".
Dlaczego tak jest? W szkołach średnich o miejsca ubiegać się będą tzw. podwójne roczniki, w tym uczniowie z rocznika 2008 (to ci "cofnięci do przedszkoli" po tym, jak zmieniono przepisy dotyczące posyłania do szkół sześciolatków).
– zwykle mamy w roczniku w szkołach średnich 18-19 tys. uczniów, a w najbliższym roku szkolnym będzie ich ponad 30 tys. – mówiła Kaznowska.
Współczujemy stresu uczniom, ich rodzicom, ale też dyrektorom szkół. Jeszcze trochę to potrwa. Rekrutacja do publicznych szkół ponadpodstawowych w Warszawie rozpoczęła się 15 maja. Wyniki będą znane 27 lipca, a szkoły przyznają, iż o przyjęciu będą decydować ułamki punktów. Po ogłoszeniu wyników będzie można wziąć udział w rekrutacji uzupełniającej.