“Rozbite serce, ale nie złamane: historia kobiety, która musiała zaczynać wszystko od nowa”
— Igorek, jestem w ciąży! — oznajmiła od progu Weronika, nie dając mężowi chwili na domysły. Zamarł, spojrzał w bok i westchnął:
— No cóż… skoro tak wyszło — i gwałtownie pocałował ją w policzek, jakby ukrywał własne uczucia.
Weronika zakochała się w Igorze jeszcze na studiach. Pracował w firmie, gdzie odbywała praktyki. Młody, przystojny, już zastępca szefa działu — wydawał się z innego świata. Skromna dziewczyna z małego miasteczka choćby nie marzyła, iż na nią spojrzy. Ale ostatniego dnia stażu sam podszedł, wręczył pudełko czekoladek i zaprosił na wieczorne spotkanie. Tak zaczęła się ich historia.
Na pierwszej randce wyznał, iż wychowała go babcia — matka wyszła ponownie za mąż i wyjechała. Weronika nie przyznała się, iż jej rodzice też nigdy się nią nie interesowali. Całe dzieciństwo — chłód, obojętność, ani odrobiny ciepła. Oboje wiedzieli, czym jest samotność, i może dlatego tak gwałtownie się zbliżyli.
Po miesiącu Weronika wprowadziła się do Igora do wynajętego mieszkania. Potem — cicha ślubna ceremonia. Bez wystawności, ale z nadzieją. Marzyli o przyszłości, o własnych czterech ścianach, o spokoju. Dzieliła ich tylko jedna kwestia — dzieci. Ona od dawna pragnęła dziecka, on zwlekał: „Nam we dwoje dobrze, po co się spieszyć?”
Gdy test pokazał dwie kreski, Weronika długo zbierała się, by powiedzieć. Bała się osądu, wyrzutów. W końcu się odważyła.
— Zostaniemy rodzicami, cieszysz się? — spytała.
— Myślałem, iż później… — odparł, nie kryjąc rozczarowania.
Na pierwsze USG nie poszedł. Czekał w samochodzie. A Weronika wróciła z oczami pełnymi łez i szczęścia — bliźniaki. Dwa malutkie serduszka biły w jej brzuchu.
— Bliźniaki?! — Igor zbladł. — Nie, tak nie było umówione. Zrób aborcję!
— Co ty mówisz?! Widziałam nasze dzieci… Nie mogę… — łkała.
Miała nadzieję, iż się obrazi, ale zrozumie. ale z każdym dniem się oddalał. Zaczął krytykować jej wagę, mówić, iż „straciła formę”. Udawała, iż nie słyszy. Po narodzinach było tylko gorzej.
Kuba i Zosia — bliźnięta — stali się jej całym światem. A Igor? Zostawał w pracy, unikał, nie chciał pomagać. Weronika znosiła wszystko — dla dzieci, dla miłości, dla rodziny.
Gdy maluchy skończyły półtora roku, wspomniała o powrocie do pracy. Igor usiadł naprzeciw, wpatrzony w podłogę:
— I tak się dowiesz… Mam inną. Odchodzę. Dzieci nie porzucę. Ale chcę żyć z nią.
Weronika oniemiała.
— Mówiłeś, iż nigdy nie powtórzysz tego, co twoi rodzice! — wybuchnęła.
Odszedł. Najpierw jeszcze wpadał, potem zniknął całkiem. Została sama. Bez grosza, bez wsparcia. Wrócić na wieś? Tam nie ma pracy. Tutaj — praca jest, ale nie ma gdzie mieszkać.
Pomógł jej szef — załatwił miejsce w akademiku. Mały pokój, remont, dwoje dzieci — radziła sobie. Pewnego dnia, gdy z mozołem spychała wózek po schodach, usłyszała:
— Pozwoli pani pomóc? Jestem Piotr. Mieszkam obok.
Pomógł, nie zadając pytań. Potem zaproponował pomoc z remontem. Zaczął odbierać dzieci z przedszkola. Weronika początkowo się broniła — bała się, ale Piotr stawał się częścią ich życia.
Był zwyczajny, solidny. Jego też zdradzono — żona odeszła do przyjaciela, gdy dowiedziała się, iż nie może mieć dzieci. A tu — dwoje maluchów, które pokochał od pierwszego wejrzenia.
Gdy oświadczył się Weronice, odmówiła.
— Mam dzieci. Znajdziesz kobietę bez bagażu.
— Chcę być z tobą. A dzieci? Dla mnie to skarb.
Wzięli ślub. I wtedy — tydzień później — Igor znów się pojawił.
— Wera, wybacz. Zrozumiałem. Zacznijmy od nowa…
— Za późno. Jestem mężatką. Moje dzieci mają teraz ojca. Prawdziwego.
Zza rogu wyszedł Piotr.
— Poznaj, mój mąż.
Igor odwrócił się, machnął ręką i odszedł… na zawsze.
Minął rok. Weronika i Piotr kupili swoje M. Gdzie teraz Igor? Nie wiedziała. I nie chciała wiedzieć. Bo szczęście to nie ten, kto obiecywał, ale ten, kto został.