Czyli muzea daleko od szosy
Jeżdżąc po Polsce, mija się przydrożne krzyże i obowiązkowe znaki drogowe, bilbordy, plakaty, szyldy, tablice. A na tych tablicach można czasem wyczytać, iż gdzieś tam przy drodze jest muzeum, i to takie zupełnie nieoczywiste.
Gdyby takich wariatów było więcej

Józef Majewski Muzeum Nietypowych Rowerów założył w 2006 r. Nz. z rowerem, który zrobił w 2018 r., by uczcić 100 lecie odzyskania niepodległości
Fot. Anna Wyrwik
– Ten zrobiłem w 2018 r., by uczcić stulecie odzyskania niepodległości – Józef pokazuje biało-czerwony rower z pokręconą ramą. – Ręce trzymamy na białym, stopy na czerwonym, reszta na czerwonym, a rama to symbol naszej pokręconej historii.
Wieś Gołąb leży na prawym brzegu Wisły, w województwie lubelskim, 13 km na północny wschód od Puław i ok. 60 km od Lublina. Mieszka tu 2 tys. osób, a wśród nich Józef Majewski. Urodził się tutaj, potem wyjechał się kształcić i tak trafił na Politechnikę Warszawską. Później wrócił, by uczyć fizyki i techniki w technikum zawodowym w pobliskim Dęblinie. W okularach i z białą, kozią bródką wygląda jak podręcznikowy profesor.
Jako nauczyciel szukał pomysłu na temat uczniowskiego dyplomu i wtedy zobaczył projekt redaktora „Świata Młodych”, Marka Utkina – rower poziomy, czyli taki, którym jeździ się w pozycji prawie leżącej, kręcąc pedałami zamontowanymi na przednim kole.
Wtedy, w latach 80., Józef zaczął tworzyć kolekcję. Muzeum Nietypowych Rowerów założył w roku 2006.
– Chcecie państwo obejrzeć rowery? – Józef pyta parę turystów, która podchodzi do furtki. Jako zawodowy przewodnik turystyczny tłumaczy im, iż warto najpierw odwiedzić tutejsze Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej w stylu renesansowo-manierystycznym. Idą więc do kościoła, z którego znany jest Gołąb, a potem wracają do muzeum, z którego dzisiaj wieś jest znana jeszcze bardziej, i rozpoczyna się prezentacja. Józef zaczyna od historii roweru, opowiada o Karlu Draisie, który w 1816 r. skonstruował pierwszy rower, od nazwiska konstruktora nazwany drezyną. Jazda na nim polegała na odpychaniu się stopami od ziemi, ponieważ nie miał jeszcze pedałów. Można było osiągnąć jakieś 15 km/godz.
Następnie Józef pokazuje model, który sam zmontował na podobieństwo XIX-wiecznych bicykli, czyli małe koło z tyłu, duże z przodu i przy nim pedały. – Stawiamy nogę na pedale, który jest u góry, i nie kopiemy, bo wtedy rower skręci, ale odpychamy się i jedziemy – jak mówi, tak robi i jedzie dookoła podwórka.
Jesteśmy przed jego rodzinnym domem. Rowery stoją wszędzie, na drewnianej szopie wiszą ramy rowerowe, w jednym z budynków jest magazyn rowerów, a przed nim Józef siedzi na siodełku rowerowym, umocowanym na ramie postawionej na ziemi. Opowiada o Johnie Stanleyu, który w 1885 r. stworzył to, co dziś nazywamy rowerem, czyli jednoślad o dwóch równych kołach, z napędem na tylne i skrętną kierownicą.
– Większość starych marek samochodowych przed samochodami produkowała rowery – zwraca uwagę, pokazując 100-letnią szosówkę marki Mercedes. – I to jest koniec historii roweru, bo teraz będziemy mówić o przyszłości.
Józef wyciąga z magazynu kolejne modele i jeździ na nich dokoła podwórka. Jest mały składak z ramami w trójkąt, czyli „tendencja do miniaturyzacji”. Rower-hulajnoga, na której jadący się buja – „tego nie nazywam rowerem przyszłości, bo to taka zabawka”. Rower dwuspadowy ze skrętnym tylnym kołem. Rower, który poskakuje, gdy się na nim jedzie, bo tak Józef zamontował koła. Rower ze zwiniętej blachy. Rower do transportu bańki z mlekiem, butli z gazem czy choćby pralki Frania. Rower, który skręca w prawo, gdy kierownicę skręci się w lewo, i na odwrót. Jest też ten niepodległościowy.
– Mam prawie 100 rowerów, a mniej więcej jedna trzecia została zrobiona przeze mnie lub pod moim nadzorem – wyjaśnia Józef. Po czym wyciąga niebieski rower z siodełkiem z tyłu, coś na kształt choppera. – Przejechałem nim ze Świnoujścia, wzdłuż wybrzeża, do Trójmiasta i dalej, łącznie 600 km, po 200 km dziennie – wspomina. – Udało się to dzięki temu, iż jechałem na wschód, a wiatr wiał zachodni, iż rowery z takimi siedzeniami stawiają mniejszy opór i iż byłem młodszy o 20 kg.
Z rowerów fabrycznych Józef ma plastikowy rower ze Szwecji, 100-letni rower z Włoch, replikę powstałego w 1893 r. modelu Dursley-Pedersen, od nazwiska duńskiego wynalazcy Mikaela Pedersena i brytyjskiego miasta, gdzie te konstrukcje były produkowane, rower z wypożyczalni, składak…
– Nastawiam się na edukację, ale jednym z głównych celów istnienia muzeum jest chęć uatrakcyjnienia miejscowości – mówi Józef. – Gdyby takich wariatów było więcej…
Po czym stwierdza, iż u niego jest największe zagęszczenie prywatnych muzeów na jedno podwórko, bo aż dwa. I pokazuje Muzeum Pijaństwa za drzwiami obok, gdzie stoją setki butelek, w tym zaprojektowana przez Salvadora Dalego butelka globus, butelka czaszka, butelka gitara, trąbka, skrzypce, saksofon, butelka w kształcie kolumny Zygmunta i choćby butelka z Korei Północnej.

Fot. Anna Wyrwik
Za każdą kryje się historia

Klucz schowany jest w jednej z kapliczek. Każdy, kto przejeżdża, może otworzyć i wejść. Tak powinno wyglądać przydrożne muzeum,
Fot. Anna Wyrwik
Ponad 220 km na północ od podwórka Józefa Majewskiego, w dolinie górnej Narwi, w województwie podlaskim, pod Białymstokiem, leży Suraż. To niemal tysięczne miasteczko, w którym przy drodze stoi drewniany dom, a wokół niego i w nim jest Muzeum Kapliczek. Założył je w 2008 r. Ryszard Niedzielski. Był prawnikiem
Post Siekiery, kapliczki, rowery pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.