"Siostra nie posyła dzieci do szkoły. Tak się wychowuje roszczeniowych smarkaczy"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Edukacja domowa jest alternatywą dla nauki w placówce. Fot. Marek BAZAK/East News


"Przeczytałam w serwisie plotkarskim, iż Ilona Wrońska i Leszek Lichota nie puszczają dzieci do normalnej szkoły, tylko uczą je w domu. Według mnie tak się krzywdzi dzieci i wychowuje roszczeniowców" – pisze w mailu do redakcji Iwona.


"Już tłumaczę dlaczego, bo przecież nie wyssałam sobie tej opinii z palca. Po prostu mam oczy i widzę, jak edukacja domowa może wpływać na dzieci. Pewnie niektóre sobie z tym świetnie radzą i uczą się przy tym odpowiedzialności. Może tak jest w przypadku tych aktorów... Ale ja to widzę inaczej.

Edukacja domowa krzywdzi dzieci?


Dzieci mojej siostry tak się uczą, w domu. Starsze przez kilka lat chodziło do normalnej, publicznej szkoły, młodsze od zawsze uczy się w domu. Siostra je uczy, jest choćby po pedagogice. Mniej więcej wiem, jak to wygląda. Nie ma nauczyciela, nie spędzają długich godzin w placówce, nie mają ocen czy sprawdzianów. Ten brak ocen według mnie jest akurat fajny, bo mam wrażenie, to niepotrzebna presja dla dzieci, a przecież oceny nie zawsze oddają to, ile faktycznie umie dziecko. Ale reszta? To takie wychowywanie dziecka pod kloszem, z dala od prawdziwego życia, od innych ludzi.

Mam wrażenie, iż dzieci mojej siostry są po prostu... niemiłe. Uważają, iż są lepsze od innych. Tak się wywyższają. Mieszkamy w tej samej dzielnicy Warszawy i często się spotykamy, więc moje dzieci spędzają z kuzynkami dużo czasu. No i widzę, jak te kontakty rówieśnicze wyglądają. Jak moja nastoletnia córka mówi kuzynce, iż nie może gdzieś wyjść, bo ma zadanie albo się uczy do sprawdzianu, to ta kuzynka odpowiada z takim lekceważeniem: 'Ach, no tak. Czasem zapominam, iż jesteś jednym z tych więźniów systemu...'. Co proszę?

Roszczeniowe i kapryśne


16-latce się chyba w dupie poprzewracało i wydaje jej się, iż wszystkie rozumy pozjadała. I ona się tak cały czas zachowuje. Czasem mam wrażenie, iż celowo tak prowadzi rozmowę, żeby móc rzucić jakimś durnym hasełkiem, które jakoś zaboli moją córkę. I mnie przy okazji też, bo jej się chyba wydaje, iż ja jestem tyranką, a przy tym głupią babą i beznadziejną matką, która skazuje swoje dzieci na jakieś cierpienia...

To młodsze dziecko siostry jest trochę inne. Jest dopiero w drugiej klasie, ale jest takie... Jakby to powiedzieć... Takie dzikie. Dzikie i dziwne. Jakby uciekło z buszu. Nie umie się zachować, jest kapryśne, zachowuje się jak pępek świata. I jakby wszystko mu się należało. Nie znoszę, kiedy siostra mi ją czasem podrzuca. Ciągle tylko: 'Ciociu, ja chcę...', 'Ciociu, a daj...', 'Ciociu, a ile jeszcze...'. Nie znosi sprzeciwu, wszystko musi mieć na już. To trochę takie zachowania 3-latka, który płacze, bo dostał jogurcik ze złą łyżeczką. Ona taka jest.

Może to też zależy od wychowania, od rodziców, nie wiem. Ale dla mnie córki siostry to roszczeniowe smarkule, którym brakuje dyscypliny, stałych kontaktów z innymi dziećmi w ich wieku, pokory. Też trochę szacunku do starszych, którego nabiera się w szkole, dzięki nauczycielom. Możecie mieć inne zdanie, chętnie się dowiem, co wy o tym myślicie".

Idź do oryginalnego materiału