Miłość nie powinna mieć warunków. Ale dla mojej siostry miała. Bez cienia wyrzutów sumienia oddała swoją adoptowaną córkę, gdy urodziła biologicznego syna. Kiedy próbowałam zrozumieć jej okrucieństwo, tylko wzruszyła ramionami: *To przecież nie była moja prawdziwa córka.* Ale kara już stała u jej drzwi.
Są chwile, które łamią ci serce, przestawiają świat i odbierają mowę. Dla mnie to były cztery słowa, które usłyszałam o jej czteroletniej adoptowanej córce: *Odesłałam ją z powrotem.*
Od miesięcy nie widzieliśmy mojej siostry Kasi. Mieszkała kilka województw dalej, a w czasie ciąży daliśmy jej spokój. Gdy urodziła synka, cała rodzina postanowiła ją odwiedzić. Chcieliśmy świętować.
Zapakowałam samochód starannie zapakowanymi prezentami i pluszowym misiem dla Zosi, mojej chrześniaczki.
Gdy podjechaliśmy pod dom Kasi na przedmieściach, zauważyłam, iż podwórko wygląda inaczej. Zniknęła plastikowa zjeżdżalnia, którą Zosia uwielbiała. I jej mały ogródek słoneczników, który razem posadziłyśmy latem.
Kasia otworzyła drzwi, kołysząc zawiniątko w ramionach. *Poznajcie Franka!* ogłosiła, pokazując dziecko.
Wszyscy rozczulili się. Mama od razu wyciągnęła ręce, a tata zaczął robić zdjęcia. Rozejrzałam się po salonie i zauważyłam, iż nie ma żadnego śladu po Zosi. Ani zdjęć na ścianach, ani porozrzucanych zabawek, ani rysunków małej królewny.
*Gdzie Zosia?* zapytałam, wciąż trzymając prezent.
Gdy tylko wypowiedziałam jej imię, twarz Kasi zastygła. Wymieniła szybkie spojrzenie z narzeczonym, Markiem, który nagle bardzo zainteresował się regulacją kaloryfera.
Potem, bez cienia wstydu, powiedziała: *A, oddałam ją.*
*Co masz na myśli?* spytałam, pewna, iż źle usłyszałam.
Mama przestała kołysać Franka, a tata opuścił aparat. Cisza stała się tak gęsta, jakby zalewała pokój betonem.
*Zawsze chciałam mieć syna* westchnęła Kasia, jakby tłumaczyła oczywistość. *Teraz mam Franka. Po cóż mi córka? No i wiesz, Zosia była adoptowana. Już jej nie potrzebuję.*
*ODDAŁAŚ JĄ?!* krzyknęłam, upuszczając prezent. *To nie zabawka z Biedronki, Kasia! To dziecko!*
Wzruszyła ramionami. *Odetchnij, Ania. To przecież nie była moja prawdziwa córka. Po prostu… tymczasowa.*
To słowo uderzyło mnie jak policzek. Tymczasowa? Jakby Zosia była tylko wypełniaczem, aż pojawi się prawdziwe dziecko.
*Zosia nazywała cię Mamą przez dwa lata!* krzyknęłam.
*No to teraz może nazywać tak kogoś innego.*
*Jak możesz tak mówić?!*
*Dramatyzujesz. Zrobiłam, co najlepsze.*
Przypomniałam sobie wszystkie chwile, gdy widziałam Kasię z Zosią czytanie bajek, czesanie włosów, dumne opowieści o córce. Ile razy mówiła: *Rodzina to nie krew, tylko miłość.*
*Co się zmieniło?* warknęłam. *Walczyłaś o nią! Przeszłaś tony papierów! Płakałaś, gdy adopcja została sfinalizowana!*
*To było wcześniej* odparła obojętnie. *Teraz jest inaczej.*
*Bo masz prawdziwe dziecko? Jak myślisz, co teraz czuje Zosia?*
*Ania, przesadzasz. Kochałam Zosię Ale teraz mój syn potrzebuje całej uwagi. Na pewno znajdzie nowy dom.*
Wtedy we mnie coś pękło. Zosia nie była tylko jej córką. Była też moja byłam jej chrzestną. Trzymałam ją, gdy płakała. Uspokajałam, gdy się bała.
Przez lata marzyłam o macierzyństwie. Ale los był okrutny poronienie za poronieniem. Każde zabierało kawałek mnie, zostawiając pustkę, którą wypełniał śmiech Zosi i jej małe rączki szukające mojej dłoni.
A Kasia wyrzuciła ją jak niechcianą zabawkę. Jak mogła?
*Nazywałaś ją córką, pozwalałaś wołać się Mamo, a potem wyrzuciłaś ją, gdy dostałaś prawdziwe dziecko?!*
Kasia prychnęła, kołysząc Franka. *Była z domu dziecka. Wiedziała, iż tak może być.*
*Ma CZTERY LATA! Byłaś jej całym światem!*
W końcu odezwał się Marek: *To nie była łatwa decyzja. Franek potrzebuje teraz pełnej uwagi.*
*A porzucenie Zosi było sprawiedliwe?*
*Ośrodek znalazł jej dobrą rodzinę* mruknął.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi. Gdybym wiedziała, iż karma przyszła tak gwałtownie Marek otworzył. Na progu stało dwoje ludzi w oficjalnych strojach.
*Pani Katarzyno?* spytała kobieta, pokazując legitymację. *Jestem Agnieszka z MOPS-u. Mamy pytania dotyczące zgłoszenia o pani umiejętności opieki nad synem.*
Kasia zbladła. *MOPS? Dlaczego?*
*Mamy wątpliwości co do stabilności środowiska, w jakim przebywa dziecko.*
Kasia przycisnęła Franka mocniej. *Mój syn? Jakie to ma znaczenie?*
Pracownicy weszli do środka.
*Pani sąsiadka zgłosiła, iż oddała pani adoptowaną córkę tuż po porodzie, bez próby adaptacji. To budzi wątpliwości.*
Przypomniałam sobie, jak Kasia kłóciła się z panią Nowakową, która uwielbiała Zosię.
*To absurd!* jeknęła Kasia. *Wszystko było legalne!*
Mężczyzna przejrzał notatki. *Proszę współpracować. Będziemy nadzorować sytuację.*
*Gdzie teraz jest Zosia?* spytałam.
Kobieta spojrzała na mnie pytająco.
*Jestem Anną, siostrą Kasi. I chrzestną Zosi.*
*Niestety, nie mogę podać tych informacji.*
Marek milczał, gryząc wargę.
Kasia była przerażona. Odrzuciła Zosię jak zbędny przedmiot, a teraz system wątpił, czy może zatrzymać syna. Może powinnam jej współczuć. Ale nie mogłam.
Walka trwała. Przez tygodnie dzwoniłam do ośrodków, zatrudW końcu, po długich miesiącach starań, Zosia wróciła do domu mojego domu gdzie już na zawsze pozostała ukochaną córką, a ja wreszcie usłyszałam to najpiękniejsze słowo: „Mamo”.