Noż mi się w kieszeni otwiera, jak słyszę, co zrobiła moja siostra. Miłość nie powinna mieć warunków, ale dla niej miała. Bez cienia wyrzutów sumienia oddała swoją adoptowaną córkę, gdy urodziła biologicznego syna. Kiedy próbowałam pojąć to okrucieństwo, tylko wzruszyła ramionami: To i tak nie było prawdziwe moje dziecko. Ale karma już pukała do jej drzwi.
Bywają chwile, które rozrywają ci serce na strzępy, zostawiając cię bez tchu. Dla mnie były to cztery słowa, które usłyszałam od siostry o jej czteroletniej adoptowanej córeczce: Odesłałam ją z powrotem.
Nie widziałyśmy się z Magdą od miesięcy. Mieszkała w innym województwie, a przez ciążę daliśmy jej spokój. Gdy urodziła synka, cała rodzina postanowiła ją odwiedzić. Chcieliśmy świętować. Przyjechałam z prezentami i pluszowym misiem dla Lilki, mojej chrzestnej córeczki.
Gdy podjechałam pod jej dom na przedmieściach Warszawy, od razu zauważyłam zmiany. Zniknęła plastikowa zjeżdżalnia, którą Lilka uwielbiała. Nie było też słoneczników, które sadziłyśmy razem latem.
Magda otworzyła drzwi, kołysząc zawiniątko w ramionach. Poznajcie Kubusia! ogłosiła z dumą. Wszyscy się rozczulili, mama od razu wzięła niemowlę na ręce, a tata zaczął robić zdjęcia. Ja rozejrzałam się po salonie żadnych śladów po Lilce. Ani zdjęć, ani zabawek, ani rysunków.
Gdzie Lilka? zapytałam, jeszcze trzymając jej prezent.
Gdy tylko wymówiłam jej imię, twarz Magdy zesztywniała. Wymieniła szybkie spojrzenie z partnerem, Bartkiem, który nagle bardzo zainteresował się ustawieniem kaloryfera.
A, oddaliśmy ją rzuciła, jakby chodziło o zwrot zakupionej sukienki.
Że co?! warknęłam.
Mama przestała kołysać Kubusia, tata opuścił telefon. Cisza stała się gęsta jak beton.
Zawsze chciałam mieć samego syna westchnęła Magda, jakby tłumaczyła oczywistość. Po co mi córka? Lilka była adoptowana. Już jej nie potrzebuję.
ODDAŁAŚ JĄ?! ryknęłam, upuszczając prezent. To nie zabawka ze sklepu, tylko dziecko!.
Magda przewróciła oczami. Daj spokój, Anka. Przecież to nie moja krew. Była tylko tymczasowa.
To słowo trafiło mnie jak obuchem. Tymczasowa? Jakby była tylko zastępstwem, dopóki nie pojawiło się prawdziwe dziecko.
Dwa lata nazywała cię *mamą*! wściekłam się.
No i co z tego? Znajdzie sobie inną *mamę* odparowała z zimnym spokojem.
Przypomniałam sobie wszystkie te razy, gdy Magda opowiadała, iż rodzinę tworzy miłość, nie krew.
Co się zmieniło? spytałam. Walczyłaś o nią! Płakałaś, gdy adopcja się udała!.
To było *przed* machnęła ręką. Teraz mam swoje prawdziwe dziecko.
Wtedy coś we mnie pękło. Lilka była też moja jako chrzestna trzymałam ją, gdy płakała, usypiałam ją. Po latach poronień, jej śmiech wypełniał pustkę. A Magda wyrzuciła ją jak zbędny przedmiot.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Gdy Bartek otworzył, na progu stało dwoje ludzi w oficjalnych strojach.
Pani Magdalena? Jestem z Ośrodka Pomocy Społecznej. Mamy pytania dotyczące warunków, w jakich przebywa pański syn.
Magdzie opadła szczęka. Kubuś?! Dlaczego?.
Otrzymaliśmy zgłoszenie, iż odesłaliście państwo adoptowaną córkę bez próby terapii rodzinnej. To budzi wątpliwości co do waszych kompetencji rodzicielskich.
Magda zbladła jak ściana. Okazało się, iż sąsiadka, pani Nowak, która zawsze lubiła Lil”Rok później, gdy trzymałam Lilę za rękę przed kościołem podczas jej Pierwszej Komunii, a Magda obserwowała nas z daleka z Kubusiem na rękach, wiedziałam, iż los odpłacił każdą łzę mojej dziewczynki podwójnym szczęściem.”