Nazywam się Katarzyna. Historia mojej rodziny to splot bólu i strat. Gdy miałam pięć lat, moi rodzice się rozwiedli. Mama wniosła pozew o rozwód, zakochawszy się w innym mężczyźnie. niedługo wyszła za niego po raz drugi. Tata jednak nigdy o mnie nie zapomniał: płacił alimenty, zabierał mnie na weekendy do swojego domu na przedmieściach Krakowa. Jego miłość była moim ratunkiem w tych trudnych latach.
Później ojciec ożenił się z kobietą o imieniu Małgorzata, wdową z dwójką dzieci z pierwszego małżeństwa – Michałem i Agnieszką. gwałtownie się z nimi zaprzyjaźniłam. Weekendy u taty stały się dla mnie świętem: czułam się tam potrzebna, częścią ich ciepłego świata. Wracać do mamy nie chciałam – tam wszystko było inne.
Mama urodziła dwoje dzieci z nowym mężem – chłopca i dziewczynkę. Razem z ojczymem zaczęli biznes, ale interes się nie udał. Długi rosły jak lawina. Musieli sprzedać przestronne mieszkanie w centrum Krakowa i przenieść się do ciasnego dwupokojowego na obrzeżach. Pięć osób w dwóch pokojach – życie stało się nie do zniesienia.
Ojczym zaczął pić. Mama poszła do pracy, a ja, jeszcze nastolatka, zostałam z młodszym rodzeństwem. To mnie złamało. Pewnego dnia spakowałam rzeczy i wyjechałam do taty. Od tamtej pory nie widziałam matki. Wiedziałam tylko, iż brata i siostrę zabrano do domu dziecka, a ją pozbawiono praw rodzicielskich. Ojczym zniknął z ich życia.
U taty odżyłam. Małgorzata i jej matka, babcia Jadwiga, przyjęły mnie jak swoją. Lata mijały, a teraz mam 34 lata. Jestem zamężna, mam dwoje dzieci. Michał i Agnieszka też założyli rodziny. Staliśmy się prawdziwą rodziną, związaną nie tylko krwią, ale i ciepłem.
Kiedy zmarła babcia Zofia, mama mojej matki, zostawiła mi w spadku swój dom w spokojnej wsi pod Krakowem. Rok później odszedł tata. Zapisał swoje miejskie mieszkanie Michałowi i Agnieszce, a mnie – samochód. Był też niedokończony domek letniskowy. Postanowiliśmy go nie sprzedawać, ale wyremontować, żeby zbierać się tam całą rodziną.
I wtedy, gdy najmniej się tego spodziewałam, pojawiła się ona – moja matka. Minęło 20 lat od naszego ostatniego spotkania. Znalazła mój adres i zjawiła się u mnie, jakby te długie lata milczenia nigdy nie istniały.
– Słyszałam, iż babcia zostawiła ci dom – zaczęła bez wstępu. – A co dostałaś od ojca? Masz przecież brata i siostrę! Gdzie sprawiedliwość? To nie twoje dziedzictwo, tylko nasze wspólne. Sprzedaj wszystko i podzielmy pieniądze na troje.
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Ta kobieta, która mnie porzuciła, teraz żąda, żebym dzieliła to, co jest dla mnie cenne?
– Nie będę niczego dzielić – odparłam stanowczo. – Wyjdź.
Może to okrutne, ale nie czuję winy. Ona jest dla mnie obca. Jej dzieci z drugiego małżeństwa też. Moja prawdziwa rodzina to Michał, Agnieszka, Małgorzata. Oni byli ze mną przez te wszystkie lata, dzielili euforii i smutki.
Skończyliśmy remont domku. Teraz to nasz kawałek szczęścia, gdzie zbieramy się z dziećmi, Michałem, Agnieszką i Małgorzatą. Śmiejemy się, wspominamy tatę, babcię, planujemy przyszłość. A matka? Została w przeszłości, wraz ze swoimi roszczeniami i urazami. Nic jej nie jestem winna, a moje serce jest spokojne.