Nazywam się Zofia. Historia mojej rodziny to splot bólu i strat. Gdy miałam pięć lat, moi rodzice się rozwiedli. Mama wystąpiła o rozwód, zakochawszy się w innym mężczyźnie. niedługo wyszła powtórnie za mąż. Tata nigdy o mnie nie zapomniał: płacił alimenty, zabierał mnie na weekendy do swojego domu na przedmieściach Krakowa. Jego miłość była moim ratunkiem w tych trudnych latach.
Później ojciec ożenił się z kobietą imieniem Krystyna, wdową z dwójką dzieci z pierwszego małżeństwa – Wojtkiem i Magdą. gwałtownie się z nimi zaprzyjaźniłam. Weekendy u taty stały się dla mnie świętem: czułam się tam potrzebna, częścią ich ciepłego świata. Niestety, powroty do mamy nie były łatwe – tam wszystko wyglądało inaczej.
Mama urodziła dwójkę dzieci z nowym mężem – chłopca i dziewczynkę. Razem z ojczymem zaczęli prowadzić biznes, ale interes się nie udał. Długi rosły jak śnieżna kula. Musieli sprzedać przestronne mieszkanie w centrum Krakowa i przenieść się do ciasnej kawalerki na peryferiach. Pięć osób w dwóch pokojach – życie stało się nie do zniesienia.
Ojczym zaczął pić. Mama poszła do pracy, a ja, jeszcze nastolatka, zostałam z młodszym rodzeństwem. To mnie złamało. Pewnego dnia spakowałam rzeczy i wyjechałam do taty. Od tamtej pory nie widziałam matki. Wiedziałam tylko, iż brata i siostrę zabrano do domu dziecka, a ją pozbawiono praw rodzicielskich. Ojczym zniknął z ich życia.
U taty odżyłam. Krystyna i jej matka, babcia Halina, przyjęły mnie jak własną. Lata mijały, a dziś mam 34 lata. Jestem mężatką, mam dwójkę dzieci. Wojtek i Magda też założyli własne rodziny. Staliśmy się prawdziwą rodziną, połączoną nie tylko więzami krwi, ale i ciepłem.
Gdy zmarła babcia Jadwiga, mama mojej matki, zostawiła mi w spadku swój dom w spokojnej wsi pod Krakowem. Rok później odszedł ojciec. W testamencie przekazał swoje miejskie mieszkanie Wojtkowi i Magdzie, a mi – samochód. Był też niedokończony domek letniskowy. Postanowiliśmy go nie sprzedawać, tylko wyremontować, by mogła tam zbierać się cała rodzina.
I wtedy, gdy najmniej się tego spodziewałam, pojawiła się ona – moja matka. Minęło 20 lat od naszego ostatniego spotkania. Odnalazła mój adres i pojawiła się u mnie, jakby te długie lata milczenia nigdy nie istniały.
„Słyszałam, iż babcia zostawiła ci dom” – zaczęła bez wstępu. „A co dostałaś od ojca? Masz przecież brata i siostrę! Gdzie sprawiedliwość? To nie twoje dziedzictwo, a nasze wspólne. Sprzedaj wszystko i podzielmy pieniądze na troje.”
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Ta wkobieta, która mnie porzuciła, teraz żądała ode mnie dzielenia się tym, co było dla mnie najcenniejsze.
Zakończyliśmy remont domku letniskowego, który dziś jest naszym azylem, gdzie spotykamy się z dziećmi, Wojtkiem, Magdą i Krystyną, śmiejąc się i wspominając tatę oraz babcię – bo rodzina to nie krew, ale ci, którzy zostają, gdy cały świat odchodzi.