Kazachstan, odległy kraj położony w Azji Środkowej, jakże bliski Polsce przez dramatyczną historię z lat 30. i 40. XX wieku, kiedy to nasi Rodacy, masowo zsyłani byli przez władze komunistyczne z terenów radzieckiej Ukrainy na bezkresne stepy. Nakazano im mieszkać w wyznaczonych drewnianymi kołkami punktach („toczkach”), gdzie mieli sami zbudować prymitywne domy zwane ziemiankami. Z czasem numery toczek zamienili na swojsko brzmiące nazwy, np.: Oziornoje, Jasna Polana, Zielony Gaj. Te nazwy przetrwały do dziś i przypominają, iż właśnie tu żyją Polacy, którzy oswoili tę nieprzyjazną ziemię, a dzięki budowie kościołów nadali jej bardziej ludzki wymiar. Takich miejsc w Północnym Kazachstanie jest wiele. My, wolontariusze Fundacji Studio Wschód, szczególnie związani jesteśmy z kilkoma z nich. I to właśnie one znalazły się na trasie naszej piątej wyprawy do tego ogromnego kraju. Pojawiły się również nowe miejscowości, do których być może powrócimy w kolejnych latach.
Oziornoje
Ziemia wyjątkowa, budząca głębokie przeżycia u przybyszów z zewnątrz. Za każdym razem zastanawiamy się nad tym, jak to możliwe, by tak odległa, zagubiona w stepie wieś stała się Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju z przepięknym ołtarzem-tabernakulum Gwiazda Kazachstanu oraz kaplicą w formie jurty z ikoną Matki Wielkiego Stepu. Tu posługują polskie zakonnice: Siostry Służebniczki Maryi i Siostry Karmelitanki Bose. Ale to właśnie tu w 1941 roku miał miejsce cud ryb, do jakiego doszło po gorliwej modlitwie różańcowej polskich zesłańców. Jezioro, w którym niespodziewanie pojawiło się mnóstwo ryb, co uratowało mieszkańców od głodu, jest do dziś ważnym miejscem w tej niezwykłej osadzie. Niedaleko wsi w stepie znajduje się cmentarz założony w 1936 roku, gdy dotarli tu zesłańcy. Jako pierwsi spoczęli ci, którzy nie wytrzymali trudów wielotygodniowej podróży w bydlęcych wagonach, głównie starsi i dzieci. Do Oziornoje jechaliśmy z postanowieniem, iż w tym roku zakończymy główne prace na tej nekropolii. Udało się oczyścić z gęstych krzewów resztę terenu, odsłonić niemal wszystkie groby i wykonać bieżące prace pielęgnacyjne. Nasza satysfakcja z wykonanego zadania łączyła się z euforią mieszkańców, zwłaszcza starszego pokolenia, dla którego pamięć o przodkach ma wielkie znaczenie. W tym roku znowu pracowało z nami kilkoro ich potomków.W Oziornoje niemal wszyscy poznani przez nas mieszkańcy mają polskie korzenie, do czego chętnie się przyznają. Wielu z nich było już w naszej Ojczyźnie. Młodzi marzą o wyjeździe do kraju swoich pradziadków na stałe lub na studia. Ale też są rodziny, które wrosły w kazachstańską społeczność, zachowując przy tym wiarę katolicką, polską mowę i tradycje. Do nich należą państwo Leontyna i Władysław Korczyńscy, nasi przyjaciele. Cieszyliśmy się, iż zastaliśmy ich w dobrym zdrowiu. Gdy gościmy w ich domu, pełnym polskich akcentów, zawsze z uwagą słuchamy opowieści o ciężkim życiu Polaków, szczególnie w pierwszych latach zesłania. W późniejszym okresie, po 1956 roku, było już nieco lżej. Polacy nie musieli meldować się u władz co tydzień. Ale długo jeszcze nie mogli pielęgnować wiary swoich ojców i mieć własnej świątyni. Kościół w Oziornoje wierni wznieśli dopiero w latach 90. XX wieku.












Sopka Wołyńska
W odległości dwunastu kilometrów od Oziornoje znajduje się niewielkie wzniesienie o nazwie Sopka Wołyńska. To miejsce symboliczne, upamiętniające cierpienie Polaków deportowanych na Syberię i do Kazachstanu. Na widocznym z daleka białym krzyżu widnieje napis: Bogu – Chwała, Ludziom – Pokój, Męczennikom – Królestwo Niebieskie, Narodowi Kazachskiemu – Wdzięczność, Kazachstanowi – Rozkwit. Tam wieczorem odbyliśmy Drogę Krzyżową Zesłańców, śladami Męki, Wiary, Przebaczającej Miłości i Zawierzenia na Wielkim Stepie. Na zboczu Sopki Wołyńskiej kolejny raz spędziliśmy noc na otwartej przestrzeni, pod niebem gęsto usianym gwiazdami. Poczuliśmy zapach stepu, wszechogarniającą ciszę, chłód poranka i podziwialiśmy piękny wschód słońca. Bardzo lubimy tu przebywać. Pociąga nas uroda kazachskiego stepu, ogrom przestrzeni i majestat miejsca.























Stiepnoje
To kolejny przystanek naszej wolontariackiej wyprawy do Kazachstanu. W ubiegłym roku zaskoczyła nas aktywność społeczności tej niewielkiej wsi, gdy wielu mieszkańców o polskich korzeniach przybyło, by razem z nami porządkować miejscowy cmentarz, założony jak inne w 1936 roku. Podobnie było w tym roku. Kilkanaście osób ze Stepnoje stanęło z nami do pracy. Wspomagał nas ciężki sprzęt – traktory, ładowarki. Z satysfakcją zauważyliśmy, iż mieszkańcy wyjątkowo dbają tu o wygląd swojej nekropolii. Sądzimy, iż to my zainspirowaliśmy ich do tego… Tak więc kolejny „nasz” cmentarz odzyskał godny wygląd. W miejscowym domu kultury zostaliśmy poczęstowani obiadem. Bardzo nam smakowały potrawy przygotowane przez tutejsze gospodynie.











Krasnodolsk
Miejsce to pojawiło się po raz pierwszy na naszej trasie. Wieś niegdyś ludna z dużą szkołą, dziś jest niemal opuszczona. Jedni mieszkańcy przeprowadzili się do miasta w poszukiwaniu lepszego życia, inni wyjechali za granicę, między innymi do Polski. Wielu zostało na zawsze na kazachskiej ziemi i spoczęło na miejscowym cmentarzu, stanowiącym trwały ślad życia na wygnaniu. Ich potomkowie dbają o to miejsce, co było dla nas sporym zaskoczeniem. Oczekiwali na nasz przyjazd i wspólnie uporządkowaliśmy niektóre mogiły. Miłym akcentem w Krasnodolsku było spotkanie z mieszkańcami obecnymi i dawnymi, którzy akurat wtedy odwiedzili swoje rodzinne strony. Po pracy państwo Swietłana i Gienadij przygotowali dla nas biesiadę na stepie. Okazali się ludźmi wesołymi, przyjaznymi, dumnymi z polskich korzeni. Część z nas wracała samochodem do Oziornoje z Panem Anatolem. Przecieraliśmy nowe drogi ładą, autem „z historią”. Mijaliśmy stada pasących się koni. To widok typowy dla kazachskiego stepu, a dla nas niezmiennie zachwycający. Podziwialiśmy niebo łączące się z ziemią, tworząc poczucie ogromnej przestrzeni. Określenie, iż Kazachstan to „kraj wielkiego nieba” jest jak najbardziej adekwatne do rzeczywistości, jaką obserwowaliśmy i przeżyliśmy. Zachody słońca w Kazachstanie są chyba najpiękniejsze na świecie. Na chwilę zatrzymaliśmy się nad jeziorem powstałym w czasach wielkiego głodu To polscy zesłańcy wymodlili cud 25 marca 1941 roku. Niepodziewanie w wodzie pojawiły ryby. Uratowały od śmierci głodowej tysiące ludzi. Ludzie do dziś opowiadają z wielkim szacunkiem o tym wydarzeniu…






Jasna Polana
Jechaliśmy do Jasnej Polany, by nie tylko wykonać kolejne prace na cmentarzu, którym opiekujemy się od kilku lat, ale także by złożyć wizytę naszej znajomej, Pani Rozalii Jarosz. Chcieliśmy przekazać jej pozdrowienia i upominek od rodziny z Polski, okolic Dzierżoniowa. Pani Rozalia nigdy nie była w Ojczyźnie swoich rodziców, a mimo to zachowała ojczysty język i godność, jaką daje pamięć o korzeniach Cieszyliśmy się z tego spotkania, bo nasza gościnna gospodyni chętnie opowiadała o życiu w Kazachstanie. Dla nas to cenna wiedza. W tym czasie połączyliśmy się telefonicznie z Panią Bożeną Cal-Całko Cieślą, kuzynką Pani Rozalii. To była wzruszająca rozmowa obu krewnych. Pani Bożena w 1975 roku odwiedziła Jasną Polanę wraz ze swoim ojcem, który przed powrotem do Polski pracował tu jako nauczyciel. Historia tej jednej rodziny świadczy o jakże dramatycznych losach setek tysięcy Polaków, wyrwanych z własnych dostatnich domostw, z ojczystej ziemi, z ustabilizowanego wydawałoby się życia i deportowanych do „otwartego więzienia”, jak nazywany był Kazachstan. Władze komunistyczne traktowały ich jak niewolników, którym ograniczono wolność i prawa człowieka.Cmentarz w Jasnej Polanie zastaliśmy w niezłym stanie. Mieszkańcy dbają o to ważne dla wszystkich miejsce. Ale i tak mieliśmy co robić. Odsłanialiśmy kolejne nagrobki, zwłaszcza w najstarszej części nekropolii. W jej centrum znajduje się krzyż z ołtarzem polowym i ławkami. Tu głównie modlili się wierni, zanim doczekali się swojej murowanej świątyni.











Komsomolskoje
Z tą wsią związana jest rodzina Suchowieckich, z której potomek zesłańców z ziemi chmielnickiej Aleksander, powrócił wraz ze swoją rodziną do Polski i osiedlił się w okolicy Wrocławia. Komsomolskoje dawniej tętniące życiem, dzisiaj liczy zaledwie kilku mieszkańców. W pobliżu wyludnionej osady położony jest cmentarz, gdzie spoczywają przodkowie Suchowieckich, wśród nich żołnierz Wojska Polskiego, Grzegorz Suchowiecki. Przybyli z Polski i z kazachskiego miasta Kokczetaw potomkowie oddali hołd swoim bliskim zmarłym. My odsłoniliśmy, wycinając gęste krzewy, wiele polskich grobów. W dniu, w którym przyjechaliśmy do Komsomolskoje, Aleksander obchodził swoje 49 urodziny. Zaprosił nas, wolontariuszy, na przyjęcie urodzinowe do swojego rodzinnego domu, a adekwatnie na miejsce, gdzie dawniej stały zabudowania. Do dziś rosną tu trzy topole, pamiętające czasy, gdy wieś pełna była ludzi.
















Głębokie
Dawniej licząca około tysiąca pięciuset osób wieś, dziś jest niemal wyludniona. Żyje tu tylko czworo mieszkańców. Wyludnianie takich miejscowości to coraz częstsze zjawisko w tej części Kazachstanu. Tylko cmentarze świadczą, iż kiedyś tu tętniło polskie życie. W tym roku zakończyliśmy ratowanie tej stepowej nekropolii, gdzie spoczywają polscy wygnańcy. Ofiarnie pomagali nam panowie skierowani do pracy przez władze gminne. Po krzyżem zmówiliśmy modlitwę za zmarłych. Potem odpoczywaliśmy na terenie ośrodka dla uzależnionych prowadzonego przez Siostrę Beatę. Posiłek na powietrzu zawsze smakuje lepiej, a na stepie wyjątkowo. Polubiliśmy kazachskie baursaki i barszcz.















Astana – pożegnanie z Kazachstanem
To miasto wyjątkowe pod wieloma względami. Jego architektura z początku budzi kontrowersje u osób, które poznały, jak my, wioski w Północnym Kazachstanie. Kontrast jest ogromny. Astana nazywana miastem przyszłości ze względu na nietypową architekturę, charakteryzuje się połączeniem nowoczesnych, futurystycznych budynków z elementami kultury i tradycji kazachskiej, tworząc unikalny styl. Trzygodzinna wycieczka autokarowa z przewodniczką odkryła przed nami interesujące dzielnice, pozwoliła zrozumieć, jak powstawało miasto, uzmysłowiła nam, iż obecna stolica Kazachstanu ma krótką, ale interesującą historię. Wieczorne spacery tylko utwierdziły nas w przekonaniu, iż to atrakcyjna, pełna życia metropolia.














Wrażenia z pobytu w Kazachstanie zawsze są pozytywne. Z pewnością wpływ na to ma życzliwy stosunek mieszkańców do turystów, przybyszów z zewnątrz. Na wieść, iż przyjechaliśmy z Polski, reagują przyjaźnie. Wielu z nich odwiedzało nasz kraj. Liczni mieszkańcy przyznają się do korzeni polskich. Dla nich przede wszystkim tu przyjeżdżamy, bo pragniemy, żeby polskie ślady nie zostały zatarte, żeby świat nie zapomniał o tragicznych losach Polaków deportowanych ze swojej ziemi w latach 30. i 40. XX wieku. Cmentarze często są jedynymi śladami, które staramy się ocalić od zapomnienia. Jest ich bardzo dużo, rozsianych po kazachskich stepach, dlatego nasza wolontariacka misja trwa nadal…