Słodki szczeniak

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Szczeniak**

Szczepan z mamą żyli sami. Ojciec chłopca oczywiście istniał, ale nie był im potrzebny. Szczepan jeszcze nie pytał o niego. W szkole dzieci przechwalają się rodzicami, ale w przedszkolu ważniejsze są zabawki niż obecność lub brak taty.

Magda postanowiła, iż lepiej, by syn nie wiedział, jak bez pamięci zakochała się w przyszłym ojcu Szczepana, a gdy powiedziała mu o ciąży, ten oznajmił, iż jest żonaty. Owszem, ma problemy z żoną, ale nie może odejść, bo jej ojciec to jego szef. W razie czego zostałby bez grosza, a taki Magdzie na pewno nie byłby potrzebny. Poradził jej też, by pozbyła się dziecka, póki nie jest za późno, bo alimentów nie zobaczy. A jeżeli się uprze – sama będzie miała problemy…

Nie narzucała się. Zniknęła z jego życia i wychowywała Szczepana sama. Chłopiec wyszedł jej wspaniały i to jej wystarczało.

Magda pracowała jako nauczycielka w podstawówce, a pięcioletni Szczepan chodził do przedszkola. Nikogo więcej nie potrzebowali.

Po Nowym Roku do szkoły przyszedł nowy wuefista. Wysoki, zadbany, uśmiechnięty. Wszystkie samotne nauczycielki, a było ich większość, od razu zaczęły się nim interesować i zabiegać o uwagę. Tylko Magda nie patrzyła w jego stronę, nie śmiała się z jego żartów. Może dlatego właśnie zwrócił na nią uwagę.

Pewnego dnia, gdy wychodziła po lekcjach z budynku szkoły, przed nią zatrzymał się terenowy samochód. Z auta wysiadł wuefista i otworzył przed Magdą drzwi od strony pasażera.

— Proszę — uśmiechnął się, skinąwszy głową w stronę fotela.

— Dziękuję, ale mam blisko — odpowiedziała Magda, lekko zmieszana.

— Wsiadaj. Lepiej jechać samochodem niż iść pieszo, choćby jeżeli to niedaleko — zauważył logicznie.

Magda zawahała się, ale w końcu wsiadła. Wuefista zamknął drzwi, usiadł za kierownicą i zapytał o adres.

— Nie znam dokładnie. Wiem tylko, gdzie jest przedszkole — przyznała, spuszczając wzrok.

— Jakie przedszkole? — Zmarszczył brwi.

— To, do którego chodzi mój syn — wyjaśniła szybko.

— Masz syna? Duży już? — Dlaczegoś od razu przeszedł na „ty”.

— Szczepan. Ma pięć lat — odpowiedziała i sięgnęła po klamkę. — Lepiej pójdę sama.

— Zaczekaj. Podwieziemy się — przekręcił kluczyk w stacyjce.

Magda zamknęła drzwi. Niech podwiezie ją po Szczepana. I tak nic z tego nie będzie. Po co facetowi kobieta „z bagażem”, skoro wokół pełno wolnych i bez dzieci?

— No dobrze, jeżeli pan nie śpieszy się… — westchnęła.

— Nie śpieszę. Nikt na mnie nie czeka. Nie mam ani żony, ani dzieci — odparł od razu, oszczędzając jej pytań.

— A dlaczego? Straszny charakter? Kobiety nie wytrzymują? A może któraś pana zraniła i teraz boi się poważnych związków? — zapytała Magda.

— Naprawdę taka ostra? Nie spodziewałem się. Z wyglądu cicha myszka. Było wszystko: miłość, rozczarowania. Ale do ślubu nie doszło, i to nie tylko z mojej winy. Nie wyszło. A charakter… No, nie ma ludzi z idealnym charakterem, szanowna Magdo. Ty też nie jesteś taka, jak wyglądasz.

— Żałuje pan, iż mnie podwiózł? Skręć w tę ulicę — powiedziała szybko.

Samochód zatrzymał się przed przedszkolem.

— Zaczekam — powiedział wuefista, gdy Magda wysiadła.

Zawahała się.

— Nie trzeba. Mieszkamy tuż obok. Nie chcę, żeby syn zadawał potem pytania. Rozumie pan, Krzysztofie? — Spojrzała na niego tak, jak na zagubionego pierwszaka. — Nie czekaj na nas. — Zamknęła drzwi i poszła do przedszkola.

Odchodziła, a Krzysztof Kowalski jeszcze kilka minut siedział w samochodzie, zamyślony. W końcu odpalił silnik i odjechał. Gdy po dziesięciu minutach Magda wyszła z przedszkola, trzymając Szczepana za rękę, westchnęła z ulgą i lekkim rozczarowaniem. Wszystko jasne. Kobieta z dzieckiem mu nie pasuje. No cóż. „Nam też on nie jest potrzebny” — pomyślała.

Ale następnego dnia Krzysztof znów czekał przed szkołą.

— Myślałaś, iż uciekłem, gdy dowiedziałem się o synu. A tu nic z tego. Wsiadaj. Do przedszkola? — zapytał zwyczajnie.

Magda się uśmiechnęła i skinęła głową. Gdy przyprowadziła Szczepana do samochodu, chłopiec poważnie spojrzał na Krzysztofa — zupełnie jak ona poprzedniego dnia — a potem na mamę.

— To mój kolega z pracy, Krzysztof Kowalski. Pracuje w naszej szkole. No co tak stoisz? Wsiadaj — powiedziała nienaturalnie wesoło, by ukryć zakłopotanie.

Szczepan nie podskoczył z radości, nie rzucił się do samochodu. Poważnie wszedł na tylnie siedzenie i wpatrywał się w okno.

— Dokąd jedziemy? — zapytał Krzysztof, odwracając się do niego.

— Gdzieś niedaleko. Bez fotelika mogą dać mandat — odpowiedziała za syna Magda.

— To pojedziemy do centrum rozrywki. Na dworze jeszcze za zimno. Szczepan, zgoda? — zapytał głośno i radośnie.

Szczepan milczał, wciąż wpatrując się w okno, jakby nie było dla niego ważniejszego zajęcia. Krzysztof uśmiechnął się lekko i ruszył.

W szkole wszyscy milkli wymownie, gdy Magda wchodziła do pokoju nauczycielskiego. A gdy pojawiał się wuefista, gwałtownie wychodzili, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.

Krzysztof nie naciskał, był cierpliwy. Dwa razy po kolacji u Magdy wychodził, a za trzecim razem został do rana. Magda spała niespokojnie, budząc się i spoglądając na zegarek — bała się, by Szczepan nie zastał jej w łóżku z Krzysztofem.

— Spokojnie, chłopak duży, rozgarnięty. Niech się przyzwyczaja — powiedział nad ranem Krzysztof, obejmując Magdę.

Ale wysunęła się z jego uścisku i wstała. W tygodniu nie dało się dobudzić syna, a dziś, na złość, mógł wstać wcześniej. Gdy Szczepan po myciu wszedł do kuchni, Magda smażyła już racuchy, a Krzysztof siedział przy stole.

— Dzień dobry — powiedział zdziwiony Szczepan, patrząc na mamę w oczekiwaniu na wyjaśnienia.

— Umyłeś się? Siadaj więc do śniadSzczepan spojrzał na Krzysztofa, potem na puszystego szczeniaka tarzającego się w promieniach porannego słońca w ich małym ogródku, i po raz pierwszy od dawna poczuł, iż ich życie w końcu zaczyna układać się tak, jak powinno.

Idź do oryginalnego materiału