Zakupy z dziećmi
Jakiś czas temu byłam z moimi dziećmi w sklepie spożywczym. Nie w jakimś dużym markecie, ale większym samoobsługowym sklepie w okolicy osiedla. Moje dzieci w wieku przedszkolnym zawsze w takich miejscach chcą prowadzić koszyki lub wózki, do których pakujemy zakupy. I jak to kilkulatki – czasami największym ich pragnieniem jest włożyć do koszyka wszystko, co mają w zasięgu wzroku, innym razem marzą o urządzeniu wyścigów w jednej ze sklepowych alejek.
Podczas niedawnej wizyty na szczęście uniknęliśmy kłótni o wózki czy produkty, jakie w nich umieścić. Chłopcy wzięli we dwóch jeden wózek i wkładali do niego produkty, które im podawałam lub prosiłam, żeby brali coś samodzielnie. Tym razem obeszło się bez dramatów, płaczu i awantur, a każdy, kto ma małe dzieci i robi czasem zakupy z nimi, to wie, iż takie dni to święto.
Słowa kobiety mnie zdziwiły
Przy stoisku z warzywami i owocami spędziliśmy dłuższą chwilę. Wybieraliśmy sezonowe warzywa, rozmawialiśmy, jakie owoce wziąć, żeby upiec z nimi muffinki. Jedno z moich dzieci zostawiło mały wózeczek na środku alejki i stanęło parę metrów dalej, prosząc mnie o wzięcie jakichś kolejnych owoców. To dość ciasny sklep, dlatego podeszłam do syna i poprosiłam go, żeby wziął razem ze mną wózek porzucony na środku sklepu i pomógł mi z wkładaniem produktów do środka.
Kucnęłam przy synku i zaczęłam z nim spokojnie rozmawiać, tłumacząc mu, iż nie możemy tak na środku zostawiać wózka, bo ktoś może się o niego np. potknąć. W tym momencie zaczepiła mnie kobieta koło 60. Pani z uznaniem powiedziała, iż jest pod wrażeniem, bo wydaje jej się, iż w dzisiejszych czasach już nikt dzieciom nie zwraca uwagi, iż czegoś nie można robić.
Dodała też, iż z jej doświadczeń wynika, iż zwykle rodzice niestety tylko powarkują, nerwowo besztają dzieci, mówiąc, iż nie wolno i nie mają czasu choćby spojrzeć na malucha. Pogratulowała mi, iż mam tyle cierpliwości, a przy tym również życzliwości i empatii wobec osób z otoczenia.
Bądźmy życzliwi i cierpliwsi
Byłam mocno zdziwiona jej komentarzem, przyznaję. Dotychczas wydawało mi się, iż rodzice są coraz bardziej świadomi, starają się z dziećmi cierpliwie rozmawiać, tłumaczyć im bez ciągłego "stawiania do pionu". Po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, iż może jednak trochę żyję w bańce.
I tu mój apel – rodzice, starajcie się mieć dla dzieci więcej wyrozumiałości. Sama wiem, jakie czasami to trudne, gdy mamy na głowie wiele obowiązków, jesteśmy zmęczeni, przebodźcowani i opieka nad rozbrykanymi kilkulatkami nas przytłacza. Dzieci nie mają jednak umysłów dorosłych, codziennie starają się zrozumieć wiele rzeczy i dostosować do nakazów i zakazów panujących w świcie dorosłych. Codzienna czułość, spokój i zrozumienie, które dajemy dzieciom, cały czas pracują w nich i wierzę w to, iż któregoś dnia to zaprocentuje.
Druga ważna rzecz jest taka, iż empatia, życzliwość wobec otoczenia i trochę uśmiechu jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Warto tego uczyć dzieci. Żyjemy w czasach, kiedy choćby na klatce sąsiadom dzieci przestają mówić: "Dzień dobry". Postarajmy się to zmienić, warto dbać o wzajemną życzliwość. Niby nic wielkiego, ale w codziennym pędzie całkowicie o tym zapominamy.