Obsesja kontroli i ciągłego bezpieczeństwa dzieci
Długi sierpniowy weekend spędziłam z rodziną nad jeziorem. Dla moich synów to był raj – woda, piasek, zabawa od rana do wieczora. Jako mama dwóch energicznych chłopaków wiem jednak, iż tam, gdzie dla nich zaczyna się frajda, dla mnie często zaczyna się stres.
Bo oni chcą szaleć, wskakiwać do wody, oblewać się nawzajem, a ja mam w głowie same czarne myśli: czy nie za głęboko, czy się nie przewrócą, czy się nie zakrztuszą. Bardzo często walczę sama ze sobą, żeby nie upominać ich co chwilę.
"Nie biegaj", "nie pryskaj", "nie tak szybko", "uważaj" – te słowa same cisną się na usta. Ale wiem, iż jeżeli będę powtarzać je bez końca, to w końcu zabiorę im euforia z bycia dziećmi. Zabiorę im poczucie, iż potrafią, iż mogą, iż są sprawczy.
No i taka zabawa nad wodą to czysta beztroska i synonim wakacji w dzieciństwie, a ja nie chcę im tego zabierać swoim gderaniem, żeby na wszystko wokoło uważali.
Podczas tego wyjazdu byliśmy na strzeżonym kąpielisku. Płytko, dość spokojnie jak na liczbę ludzi na plaży, ratownik na stanowisku. Idealne warunki, żeby odetchnąć i odpuścić trochę kontrolowanie. I wtedy zauważyłam mamę, która chodziła krok w krok za swoją kilkuletnią córką.
Rodzice boją się dziś dać dzieciom wolność
Dziewczynka miała rękawki, wchodziła do wody najwyżej po kolana, a mimo to mama co chwilę ją upominała: "nie przewróć się", "nie nachlap na głowę", "uważaj na oczy", "tylko do kolan i ani metra dalej!". Zamiast uśmiechu – zmarszczona twarz pełna obaw. I pomyślałam sobie: jak ciężko musi być temu dziecku.
Nie oceniam tej kobiety, bo wiem, iż lęki o dzieci potrafią sparaliżować. Sama mam takie momenty. Ale widząc tę scenę, poczułam, iż czasem nasze nadmierne czuwanie robi większą krzywdę niż sam ewentualny siniak czy ranka.
Bo co zapamięta ta dziewczynka? Że woda jest niebezpieczna i lepiej nie próbować szaleć. Że mama i tak wie lepiej. I iż choćby kiedy ma rękawki, ratownika obok i płytką wodę – nie jest bezpiecznie.
Takie przesadne przekonania zostają z nami aż do dorosłości. Dzieci uczą się, iż świat jest pełen zagrożeń i lepiej nie ryzykować. Że nie warto próbować samemu robić cokolwiek i nie opłaca się być samodzielnym i odważnym. A przecież tego nie chcemy dla naszych dzieci.
Dajcie dzieciom poczucie sprawczości
Jasne, iż rolą rodzica jest chronić swoje dzieci, ale chronić to nie to samo co zabierać wolność. Możemy być obok, możemy obserwować, możemy interweniować, gdy naprawdę dzieje się coś niebezpiecznego.
Ale nie musimy hamować każdej próby samodzielności. Dzieci muszą się przewrócić, muszą nachlapać sobie do oczu, muszą czasem przestraszyć się zimnej wody, żeby uczyć się świata i poczuć, gdzie są ich granice.
Piszę to też do siebie samej, bo nie jestem z tych mam, które puszczają dzieci całkiem samopas. Ale uczę się odpuszczać. Uczę się, iż moje „uważaj” nie zawsze jest potrzebne. Że dziecięce kolana szybciej goją się niż lęki, które potrafimy zaszczepić. Bo skaleczenie znika po tygodniu, a przeświadczenie "nie dam sobie rady" może zostać z dzieckiem na lata.
Nie róbmy naszym dzieciom takiej niewidzialnej krzywdy. Zamiast tego dajmy im trochę wolności, pozwólmy próbować, testować, uczyć się na błędach. Bo największym prezentem, jaki możemy im dać, jest wiara, iż poradzą sobie w świecie – choćby wtedy, gdy my nie będziemy już chodzić za nimi krok w krok.