Obowiązki dla przedszkolaka
"Teraz we wszystkich przedszkolach, szkołach i żłobkach realizowane są spotkania organizacyjne z powodu nowego roku szkolnego i ja również na takim byłam kilka dni temu. Chciałabym podzielić się smutną obserwacją na temat współczesnych rodziców. Bo kiedy idziesz na takie zebranie, widać jak na dłoni, kto i w jaki sposób wychowuje swoje pociechy" – zaczyna swój list Kamila, mama 6-latka.
"Mamy szczęście, bo wychowawczyniami mojego dziecka są dwie panie, które mają ogromną pasję do pracy z dziećmi i są zaangażowane. Przy tym jedna z nich jest tuż przed emeryturą, więc ma wiele lat doświadczeń i ma niezwykle ciepłe podejście do dzieci. Równocześnie, kiedy trzeba, umie je zmotywować i ma tzw. posłuch w grupie.
Teraz na zebraniu opowiadała o tym, iż trzeba dawać dzieciom obowiązki, by czuły się ważne, pewne siebie, ale też radziły sobie w życiu i były samodzielne. Podkreślała, iż niektóre zadania w domu można już dawać 3-latkom, a my jesteśmy rodzicami 6-latków, więc nie możemy za nie robić wszystkiego".
Odciążają je w zadaniach domowych...
Kobieta wspomina, iż na zebraniu wychowawczyni zachęcała, by powierzać kilkulatkom zadania do wykonania w domu: "Najbardziej w tamtym momencie oburzyła się mama dziewczynki, której naprawdę do tej samodzielności daleko. Zawsze, kiedy spotykamy je w szatni, to mała stoi bez ruchu, a jej mama rozbiera ją z kurtki i czapki, zmienia jej kapcie i mało brakuje czasami, żeby zaniosła ją na rękach do sali.
Pani powiedziała, iż nie zamierza się wyręczać dzieckiem w pracach domowych i jedyne obowiązki, jakie ma serce dać córce, to sprzątanie swojego pokoju po zabawie. Pomyślałam, iż dobre i to, ale stwierdziłam, iż nic mi do tego: ja swoje dzieci wychowuję inaczej (daję im obowiązki) i też nie chciałabym, żeby ktoś to komentował.
Po chwili rozmowa zeszła na inne tematy: rozmawialiśmy o książkach dla dzieci, z którymi przedszkolaki będą przygotowywały się do pójścia do szkoły. Teoretycznie one nie są obowiązkowe, ale zdecydowaliśmy z rodzicami, iż chcemy, żeby dzieci z nimi pracowały".
... ale chcą im dać naukę do domu
"Dalsza rozmowa zeszła na to, jakie umiejętności dzieci muszą wypracować i nauczycielka zaczęła mówić o małej motoryce, ćwiczeniu rączki, robieniu zdań z grafomotoryki. Ta sama mama zapytała w tym momencie, czy jest możliwość, żeby dzieci dostawały do domu karty pracy jako pracę domową do odrobienia. Mnie normalnie zamurowało i widziałam też po minie nauczycielki, iż jest przeciwna takim pomysłom.
Starała się w spokojnych słowach wyjaśnić, iż dzieciom nie są potrzebne lekcje zadane do domu, by nauczyły się regularności i obowiązkowości. Że dla ich rozwoju dużo ważniejszy jest ruch na świeżym powietrzu i wspomniane obowiązki domowe, bo takim sposobem wypracujemy u nich odpowiedzialność i samodzielność na wyższym poziomie, niż zadając 6-latkom zadania do domu, przez które muszą ślęczeć nad książkami. To dość zabawne, iż ta mama odciąża córkę w ubieraniu i sprzątaniu po sobie naczyń po posiłku, a równocześnie chciałaby zawalić dziecko nauką od początku edukacji.
Na koniec dodała zniesmaczona, iż te dzisiejsze przepisy z niezadawaniem prac to jakiś wymysł, który sprawi, iż młodzież będzie leniwa i nieogarnięta. A ja poczułam tylko smutek z powodu tego, jak ta pani wychowuje swoje dzieci. Czuję, iż takich rodziców niezadowolonych z braku prac jest więcej i to oni będą odpowiedzialni za wychowanie nieszczęśliwego pokolenia" – komentuje nasza czytelniczka.