Słowa nauczycielki przed końcem szkoły to żenada. To dla niej wcześniejszy prezent

mamadu.pl 4 godzin temu
W niektórych szkołach rok szkolny skończył się... zanim naprawdę się skończył. Uczniowie nie mają już lekcji, podręczniki oddali do biblioteki, a nauczyciele bez skrupułów piszą w e-dziennikach, iż "nie ma sensu puszczać dzieci do szkoły". Co z nauką i obowiązkami? Wygląda na to, iż to temat na wrzesień.


Dzieci już nie mają zajęć w szkole


Ostatnio spotkałam się ze znajomą. Taka zwykła pogaduszka o dzieciach, szkole, wakacjach. I nagle koleżanka powiedziała coś, co mnie naprawdę zaskoczyło. Otóż jej syn chodzi do 3 klasy szkoły podstawowej, a jego wychowawczyni... Cóż, postanowiła już zakończyć rok szkolny. Dwa tygodnie wcześniej.

"Powiedziała dzieciom na lekcji, iż mogą już oddać podręczniki do biblioteki, bo lekcji praktycznie nie będzie" — opowiadała znajoma z miną, jakby przez cały czas nie wierzyła w to, co usłyszała. No dobrze, myślę sobie, może jakieś luźniejsze zajęcia, może powtórki, trochę luzu po trudnym roku.

Będą chodzili do parku, żeby uczyć się o przyrodzie, albo podczas rozmów powtarzać, o czym były tegoroczne lektury. Ale nie, to poszło dalej. Pani zabrała dzieci do McDonalda, a resztę dni planuje spędzać z nimi na szkolnym boisku i placu zabaw.

Co więcej, w e-dzienniku pojawiła się wiadomość, iż jeżeli ktoś ma opiekę nad dzieckiem w domu, to może go już nie puszczać do szkoły, bo to nie ma sensu. Autentycznie — nie ma sensu! W głowie mi się to nie mieści. Czy to naprawdę powinno tak wyglądać?

Gdzie się podziało poczucie obowiązku?


Jestem mamą przedszkolaków. Moje dzieci jeszcze nie siedzą w ławkach, nie odrabiają prac domowych, nie uczą się tabliczki mnożenia. Przez połowę wakacji chodzą na dyżury do placówki, bo oboje z mężem pracujemy. I słucham tych historii rodziców szkolniaków i naprawdę zaczynam się martwić.

Czy tak będzie wyglądała edukacja moich dzieci za kilka lat? Że kiedy przyjdzie czerwiec, nauczyciel po prostu rzuci wszystko i stwierdzi, iż mu się już nie chce? Że my teraz (rodzice) mamy dla niego zorganizować opiekę nie tylko na wakacje, ale i cały czerwiec, bo jemu już spadła motywacja?

Z jednej strony rozumiem – to był długi rok, pewnie pełen wyzwań, trudnych sytuacji, zmęczenia. Każdy z nas ma prawo do chwili wytchnienia. Ale czy nauczyciel może po prostu zrezygnować z prowadzenia lekcji, bo jest ciepło i zbliżają się wakacje? Czy to w porządku wobec dzieci i ich rodziców?

Bo ja się tak zastanawiam – co z tym materiałem, którego nie zrealizowano? Kto to nadrobi? Dzieci same w czwartej klasie? Nauczyciel w kolejnym roku szkolnym, który będzie musiał tłumaczyć zagadnienia z poprzedniego roku? A może rodzice po godzinach pracy, siedząc z dziećmi przy zeszytach i próbując zrozumieć, czego adekwatnie miały się nauczyć w trzeciej klasie?

Pedagog powinien być odpowiedzialny cały rok szkolny


Są wśród nas rodzice, którzy wierzą, iż szkoła to miejsce do nauki. Że przez cały rok – od września do czerwca – dzieci mają tam zdobywać wiedzę, rozwijać się, uczyć systematyczności. I nagle okazuje się, iż ostatnie dwa-trzy tygodnie to nic innego jak plac zabaw i fast food. Naprawdę, czy to jest ten model edukacji, którego chcemy?

Nie, nie chodzi mi o to, żeby dzieci siedziały w ławkach do 27 czerwca i kuły na pamięć kolejne daty czy wzory matematyczne albo pisały sprawdziany po wystawieniu ocen. Rozumiem potrzebę luzu, odpoczynku, zabawy. Ale chyba da się to pogodzić z jakimś rozsądnym planem zajęć? Z poczuciem odpowiedzialności za to, co się robi?

Mam wrażenie, iż niektórzy nauczyciele zapomnieli, iż ich praca ma wpływ na przyszłość dzieci. Że to, czy dziecko nauczy się dobrze pisać, rozumieć tekst, rozwiązywać zadania, nie bierze się z powietrza. To wymaga czasu i wysiłku – również w czerwcu, gdy słońce świeci, nikomu się już nie chce, a wakacje tuż-tuż.

Zostaję więc z tą opowieścią mojej znajomej i pytaniem: dokąd zmierzamy, skoro już choćby nie udajemy, iż szkoła trwa do końca czerwca?

Idź do oryginalnego materiału