W Opolu, podczas obchodów 45-lecia „Solidarności”, padły słowa o tym, kto ma prawo posługiwać się legendarnym logo. Problem w tym, iż dziś to właśnie związek zawłaszczył symbol i odmawia go prawdziwym bohaterom sprzed lat.
– To smutne – skomentował profesor Bogusław Nierenberg.
Bo oto dzisiejsi działacze związku – będący w istocie polityczną przybudówką PiS – roszczą sobie wyłączne prawo do logotypu, który powstał jako znak wolności, wspólnoty i odwagi. Bezczelnie odmawiają go tym, którzy naprawdę tworzyli etos tamtej Solidarności– ludziom, którzy w latach 80. ryzykowali pracę, zdrowie, a czasem i życie, by walczyć o wolną Polskę.
To odwrócenie sensu historii. Ci, którzy żyją dziś z państwowych stołków i politycznych układów, pouczają prawdziwych bohaterów, kto może, a kto nie może używać znaku „Solidarności”. Ci, którzy etos sprzedali za bliskość z władzą, próbują zakazać posługiwania się nim tym, którzy etos ten współtworzyli.
Symbole nie są własnością biurokratów ani partyjnych nominatów. „Solidarność” należy do tych, którzy ją budowali, a nie do tych, którzy dziś używają jej logo jako politycznej pieczęci lojalności wobec PiS.
– Przez dekady wolny świat budowany był na braterstwie broni, wzajemnym szacunku i wolności. Na solidarności, a nie na narodowych egoizmach. Naszymi wrogami byli dyktatorzy i agresorzy. To jest świat, o którym marzyliśmy 45 lat temu, gdy narodziła się polska SOLIDARNOŚĆ. Nie zmarnujmy tego!- zaapelował w mediach społecznościowych Donald Tusk.
Sierpień 1980 roku i powstanie „Solidarności” to wydarzenia, które zmieniły oblicze Polski. Gdy dziś obchodzimy 45-lecie tamtego przełomu, w Opolu szczególnie mocno wybrzmiewa pytanie: czym była ta pierwsza, prawdziwa Solidarność, i jak jej dziedzictwo przetrwało w świadomości mieszkańców regionu? Odpowiedź kryje się w biografiach ludzi, którzy tutaj, nad Odrą, nie bali się stanąć po stronie prawdy i wolności – Romana Kirsteina, Stanisława Jałowieckiegoj, a także setek bezimiennych robotników, nauczycieli, studentów, księży i działaczy.
Kiedy myśli się o opolskim rodowodzie „Solidarności”, nie sposób nie wspomnieć Romana Kirsteina – charyzmatycznego przewodniczącego związku w regionie, którego głos niósł odwagę i determinację. Kirstein nie był politykiem ani zawodowym opozycjonistą – był człowiekiem pracy, który nagle w 1980 roku stał się rzecznikiem tysięcy. Miał dar prostego, ale mocnego mówienia: „Solidarność to nie tylko związek zawodowy. To wspólnota sumień”. Ta definicja lepiej niż niejedno naukowe opracowanie oddaje istotę tamtego fenomenu.
Obok Kirsteina pojawił się Stanisław Jałowiecki – historyk i socjolog, którego wiedza i doświadczenie akademickie wspierały działania związku. Jałowiecki reprezentował ten nurt opolskiej inteligencji, która odważyła się stanąć obok robotników i wspólnie z nimi tworzyć zręby nowego ładu. Bez ludzi takich jak on „Solidarność” w Opolu nie miałaby tej intelektualnej głębi i wizji. To właśnie Jałowiecki powtarzał, iż „Solidarność jest nie tylko ruchem sprzeciwu, ale także szkołą demokracji”.
Opole miało wtedy swoją szczególną rolę – miasto pogranicza, gdzie krzyżowały się kultury, języki i doświadczenia. Solidarność, rodząca się tutaj, miała charakter wyjątkowo wspólnotowy. Do związków wstępowali robotnicy z Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, pracownicy Cementowni „Groszowice”, nauczyciele, lekarze, a także studenci Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Działały niezależne grupy artystów i literatów, tworzyło się podziemne życie kulturalne. Wtedy w całym regionie – od Opola, przez Kędzierzyn-Koźle, po Nysę – czuło się atmosferę nadziei i odwagi.
Solidarność opolska zapłaciła też swoją cenę. Stan wojenny w grudniu 1981 roku spadł jak gilotyna. Internowania, przesłuchania, szykany – to była codzienność. Roman Kirstein znalazł się wśród internowanych, podobnie jak wielu innych liderów. Jednak mimo represji duch solidarności w Opolu nie zgasł. Działało podziemie wydawnicze, kolportowano ulotki, odbywały się konspiracyjne msze i spotkania. Ludzie, którzy przeszli przez ten czas, do dziś mówią, iż wtedy naprawdę nauczyli się, co znaczy wolność i odpowiedzialność.
Dziś, po 45 latach, łatwo popaść w uproszczenia. „Solidarność” stała się dla niektórych tylko hasłem, dla innych – instytucją uwikłaną w polityczne rozgrywki. Ale ta pierwsza, prawdziwa Solidarność z lat 1980–1981 była czymś więcej. Była ruchem autentycznej wspólnoty, która przekraczała podziały zawodowe, światopoglądowe czy wyznaniowe.
W Opolu pamięć o tamtej wspólnocie trwa – choćby w corocznych obchodach, w tablicach i pomnikach, ale przede wszystkim w żywych świadectwach ludzi. Roman Kirstein, Stanisław Jałowiecki i inni nie tylko wpisali się w historię Polski, ale także dali Opolu tożsamość miejsca, w którym wolność miała swój wyraz i smak.
Gdy patrzymy na 45-lecie „Solidarności”, powinniśmy pytać nie tylko o historię, ale i o teraźniejszość. Czy potrafimy dziś, w czasach podziałów i politycznych kłótni, odnaleźć choćby cząstkę tamtej wspólnoty? Czy potrafimy wznieść się ponad interesy i partyjne szyldy, by znowu być razem – tak jak wtedy, gdy robotnik z Groszowic rozmawiał z profesorem z uniwersytetu, a ksiądz stawał obok literata?
Odpowiedź pozostaje otwarta. Ale jedno jest pewne: dziedzictwo tamtej, prawdziwej Solidarności, wciąż domaga się, byśmy nie zapomnieli, iż wolność rodzi się ze wspólnoty i odwagi.


























































































Fot. Kapitan