Spałam z moim chłopakiem, nie wiedząc, iż zmarł dwa dni wcześniej – Teraz jestem w ciąży z dzieckiem jego ducha

twojacena.pl 3 dni temu

Spałam z moim chłopakiem, nie wiedząc, iż dwa dni temu trafił do grobu a teraz noszę w brzuchu dziecko jego widma.

Uważam, iż naprawdę go widziałam. Dotknęłam go. Niechcący pocałowałam. Poczułam jego oddech, ciepły i lekko miętowy tak jak zawsze. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem, tę samą, co zawsze mu za dużo, więc wyglądał jak miły bandyta. Był prawdziwy. Przez całą noc mnie przytulał, szepcąc mi do ucha kocham cię. Obiecał, iż za rok się pobierzemy. Pamiętam każdy detal: jak przesuwał palcami po moim ramieniu, jak płakał, gdy ja płakałam, jak kochał mnie tak namiętnie, iż miałam wrażenie, iż serce mi pęka. I nagle zniknął.

Obudziłam się sama, ale nie bałam się. Myślałam, iż po prostu poszedł pobiegać, jak czasem robił. Jego perfumy wciąż unosiły się na pościeli, a skóra w miejscu, gdzie mnie dotknął, wciąż płonęła. Coś jednak nie pasowało.

Dzwoniak po telefonie.
Jeszcze raz.
I jeszcze raz.

Wtedy do mojego pokoju weszła moja najlepsza przyjaciółka, Kasia, blada jak kartka papieru, nie rozumiejąc, czemu płacze.

Łucja wyszeptała nie wiesz?

Zaśmiałam się. Wiedzieć co?

Michał jest martwy.

Mrugnęłam. Martwy jak?

Kasia łamała się w płaczu. Zginął dwa dni temu w wypadku samochodowym, w noc burzy.

Nie, nie, nie…

Wybuchnęłam. Odepchnęłam ją, wołając, iż to okropne żarty. Pokazałam jej wiadomość, którą Michał wysłał mi poprzedniego wieczoru, i notatkę głosową: Już jadę. Tęsknię za twoim ciałem przy moim. Kasia spojrzała na telefon, drżąc.

Łucja on nie mógł tego napisać. Był już wciąż w kostnicy.

Świat się przechylił. Kolana mnie opuściły. Pobiegłam do łazienki, wzięłam ręcznik, którego Michał jeszcze nie zdążył wysuszyć, mokrą bluzę, którą zostawił na podłodze, i ślad ugryzienia na moim szyi.

On był tutaj. Musiał być.

Ale prawda jest taka, iż Michał został pochowany wczoraj. I jakoś, mimo wszystko, uprawiłam z nim miłość zeszłej nocy.

Dni mijały, noce stawały się nie do zniesienia. Nie mogłam spać. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam go czasem stojącego przy moim łóżku, czasem szepczącego mi do ucha. Pewnej nocy usłyszałam: Nie płacz, kochanie. Jestem z tobą. Próbowałam to nagrać, ale zarejestrowało jedynie szum i mój przerażony oddech.

Wtedy przestała mi przychodzić miesiączka. Dwa razy. Myślałam, iż to stres, żałoba, trauma. Aż w końcu zwymiotowałam po raz piąty tego dnia. Zrobiłam test ciążowy. Dwie kreski.

Pozytywny wynik. Rozpadłam się. Jedyną osobą, z którą spędziłam noc, był Michał. A on był martwy. Został pogrzebany i rozkłada się w ziemi.

Jednak coś rośnie we mnie. Ma małe kopniaki w nocy, błyszczy pod skórą, gdy gasną światła. I za każdym razem, gdy krzyczę, iż nie dam rady, słyszę w cieniu:

Nie jesteś sama. Nasze dziecko przychodzi.

Nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Budzę się w wannie, trzymając w dłoni test ciążowy, te dwie różowe kreski drwiące ze mnie. Nie rozmawiałam z nikim od kilku dni choćby nie z Kasią. Telefon dzwonił dziesiątka razy, imię Michał migotało na ekranie. Zignorowałam wszystkie połączenia.

Jak wytłumaczyć, iż spodziewam się dziecka od mężczyzny, który od kilku tygodni leży w ziemi? Kto by mi uwierzył? choćby ja sama w to nie uwierzyłam aż do tej nocy.

Ledwo zaśniłam, gdy coś uderzyło w mój brzuszek od wewnątrz. To nie była zwykła kopniak. Czułam, jakby to było sprytne, celowe jakby chciało przyciągnąć moją uwagę. Wstałam gwałtownie, łapiąc się za brzuch. I znów usłyszałam głos Michała w swojej głowie.

Nie bój się, kochanie. Wybrałem cię.

Wyskoczyłam z łóżka, spojrzała na swój brzuszek w lustrze, podniosła koszulkę i zobaczyła delikatny niebieski puls pod skórą. Mrugnął i zniknął. Nogami się poddałam, upadła na podłogę i zaczęłam płakać.

Następnego dnia posunęłam się do szpitala. Powiedziałam lekarzowi, iż zaszłam w ciążę po wizycie mojego chłopaka, przekręciłam daty i wszystkie szczegóły, oprócz objawów. Dziwne sny. Skóra lśni. Słyszę głosy nieobecnych.

Lekarz zmienił wyraz twarzy z troski na podejrzliwą.

Zrobimy badania powiedział ostrożnie. Stres i hormony potrafią namieszać w głowie.

Przyłapał stetoskop do mojego brzucha. Jego twarz zamarła.

Nie słyszę… ale coś się rusza.

Zlecił ultrasonografię. Leżąc na zimnej, metalowej koszuli, technikka spojrzała na ekran z białym obliczkiem. Po chwili powiedziała:

Jest płód i świeciutko błyszczy.

Wyszłam ze szpitalu, nie czekając na wyniki. Tej nocy miałam kolejny sen: Michał stał przy naszej starej łące nad jeziorem, wiatr rozwiewał mu kaptur szarej bluzy.

Nasze dziecko nie jest takie jak inne szepnął, głosem delikatniejszym od wiatru. To ja i coś więcej.

Co to znaczy? zapytałam.

Uśmiechnął się smutno.

Zrozumiesz wkrótce. Musisz je chronić.

Obudziłam się i zobaczyłam otwarte zasłony, mimo iż zamknęłam je na klucz. Bluza Michała leżała starannie złożona na brzegu łóżka. Dotknęłam jej wciąż była ciepła.

Wtedy wiedziałam to, co rośnie w moim brzuchu, jest prawdziwe. To jego. I zmienia mnie.

Następnego dnia zadzwoniłam do Kasi. Potrzebowałam pomocy. Przyszcz się i objęła mnie mocno, słuchając mojego opowiadania o świetle w brzuchu, o snach i głosie. Nie śmiała się. Nie krzyczała. Szepnęła:

Muszę cię zabrać gdzieś.

Zabrała mnie do starego domu za kościołem jej babci. W środku czekała staruszka z długimi siwymi warkoczami i bladego koloru oczami. Spojrzała raz, po czym powiedziała:

Nie jesteś pierwsza. Ale musisz być ostatnia.

Zapytałam, co ma na myśli, a odpowiedź przeraziła mnie do kości.

Nosisz w sobie dziecko związanego ducha. To błogosławieństwo i przestroga. Ojciec nie powinien był wrócić. Drzwi się otworzyły i teraz coś wchodzi.

Po co go zabrać? spytałam.

Po to, by zabrać ciebie.

Nagle światła zamigotały, zimny podmuch przesunął się przez okna. Z cieni usłyszałam znów Michała:

Biegnij.

Pokój stał się lodowaty. Staruszka otworzyła oczy w przerażeniu, a cienie rozciągały się po ścianach niczym pazury.

On jest tutaj wyszeptała, trzymając różaniec z gałęzi jałowca i kości.

Kasia popchnęła mnie za siebie. Nie bałam się już Michała, bałam się tego, co staruszka zapowiadała innych, co przybywają, bo on złamał reguły.

Uderzyła w popiół, tworząc krąg, i kazała mi stanąć w środku.

Nie wychodź, cokolwiek się stanie. Słyszysz? ostrzegła. Jesteś mostem między życiem a śmiercią. A mosty łączą oba brzegi.

Wszedłam w krąg. Brzuch rozbłysnął tym samym niespokojnym światłem. Dziecinko kopnął mocniej niż kiedykolwiek.

Wtedy usłyszałam setki głosów krzyki, jęki, błagania, śmiechy, wszystkie płynące z ciemności.

Michał, proszę szepnęłam. Co się dzieje?

Zobaczyłam go, ale nie taki, jak wcześniej. Jego oczy były puste, pełne smutku i strachu.

Przepraszam powiedział. Nie chciałem cię wciągnąć. Po prostu tęskniłem za tobą. Chciałem jeszcze jedną noc. Nie wiedziałem, iż otwieram drzwi.

Podszedłem, łzy spływały po policzkach.

Dlaczego ja? Dlaczego dziecko?

Spojrzał na mój brzuch, potem na mnie.

Bo nasza miłość była silniejsza niż śmierć. A miłość taka łamie prawa.

Nagle z cieni wyłoniła się potworna, zniekształcona postać z połową twarzy i płonących oczu. Zaryczała, gdy mnie zobaczyła. Michał stanął przed nami.

Nie możesz zabrać jej! ryknął. Nie możesz zabrać naszego dziecka!

Potwór zaśmiał się złowieszczo.

Złamałeś regułę, duchu. Dotknąłeś żywych. Teraz my świętujemy.

Pokój zatrząsł się. Staruszka zaczęła śpiewać w nieznanym języku. Kasia trzymała mnie za rękę, płacząc.

Łucja! Nie wychodź z kręgu! krzyczała.

Wyskoczyłem, a potwór rzucił się na mnie. Michał uderzył go w powietrzu. Staruszka krzyknęła:

TERAZ! Wybierz, dziewczyno! Życie czy miłość?

Michał, krwawiąc i rozpływając się, odwrócił się do mnie.

Musisz mnie puścić, kochanie. Dla naszego dziecka. Dla ciebie.

Odepchnęłam głową, rozpaczą krzycząc:

Nie mogę cię stracić znowu!

Nigdy mnie nie straciłaś. Żyję w nim, w tobie.

Jeśli się trzymasz, oni wezmą wszystko.

Światła wybuchły. Podłoga popękała. Cienie wyły. Z całym bólem w sercu wykrzyknęłam jego imię i pożegnałam się.

W tej chwili uśmiechnął się. I zniknął.

Ciemność się cofnęła, potwór wydał przeraźliwy krzyk i rozpadł się w dym. Zapanowała cisza.

Opadłam na ziemię. Krąg zgasł. Dziecko w moim brzuchu kopnęło raz, potem jeszcze raz. I uspokoiło się.

Dziewięć miesięcy później urodziłam chłopca. Nie płakał jak inni. Patrzył mi prosto w oczy, spokojny, jakby już wszystko wiedział. Jego skóra lekko się mieniła w ciemności. A kiedy nocą mu zaśpiewam, słyszę drugą głos, który harmonizuje z moim głos Michała.

Nazwaliśmy go Mateusz, co znaczy dar Boży. Bo nigdy naprawdę nie był mój.

Przed przejściem na drugą stronę zostawił mi ostatni dar fragment siebie, którego żadna cień nie odbierze.

Idź do oryginalnego materiału