Słuchaj, muszę Ci opowiedzieć, co się ze mną stało, bo wciąż nie mogę w to uwierzyć. Byłam w naszym małym mieszkaniu przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie i… zasnęłam z Kamilem, nie mając pojęcia, iż dwa dni temu zginął w wypadku samochodowym. Teraz jestem w ciąży z jego… duchowym dzieckiem.
Widzę go, dotykam, całuję. Jego oddech był ciepły, a usta smakowały miętą jak zawsze. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem, tę, którą mu zawsze dokuczała, bo była za duża i wyglądał w niej jak urodziwy twardziel. Był naprawdę przy mnie. Przytulił mnie całą noc, szepnął mi do ucha kocham cię i powiedział, iż w przyszłym roku weźmiemy ślub. Pamiętam każdy ruch jego dłoni po moim ramieniu, jak płakał, gdy płakałam, i jak kołował ze mną tak namiętnie, iż myślałam, iż moja dusza pęknie na pół. A potem zniknął.
Obudziłam się sama. Nie bałam się, bo pomyślałam, iż po prostu poszedł pobiegać, jak czasem robił. Jego perfumy wciąż unosiły się na pościeli, a skóra w miejscu, gdzie mnie dotknął, przez cały czas pulsowała. Coś jednak nie grało.
Dzwoniłam. Znowu i znowu.
Wtedy moja najlepsza przyjaciółka, Magda, weszła do pokoju z bladą twarzą i nie mogła powstrzymać łez.
Ania szepnęła. Nie wiesz?
Zaśmiałam się. Wiesz co?
Kamil jest martwy.
Mrugnęłam. Martwy jak?
Rozpłakała się jeszcze głośniej. Zginął dwa dni temu w wypadku przy drodze w okolicach Krakowa, w nocy burzy.
Nie. Nie. Nie. Nie.
Krzyknęłam się, popychając ją. To okrutne! Nie możesz tak mówić! Oto wiadomość, którą mi wysłał wczoraj wieczorem: Jedzie do Ciebie. Tęsknię za Twoim ciałem przy moim. Pokazałam jej sms i nagranie głosowe. Magda drżała, patrząc na telefon.
Ania on nie mógł tego napisać. Był już w kostnicy.
Świat się zawalił. Kolana mi poddały się. Pobiegłam do łazienki, wzięłam ręcznik, który Kamil zostawił, wciąż wilgotny, jego bluzę na podłodze, a na szyi zobaczyłam ślad ukąszenia.
On był tu. Musiał być. Ale prawda jest taka, iż Kamil został pochowany wczoraj. A ja spałam z nim wczoraj w nocy.
Dni mijały, noce stawały się nie do zniesienia. Nie mogłam zasnąć. Za każdym razem, jak zamykam oczy, widzę go. Czasem stoi przy moimą łóżku, czasem szepcze mi do ucha. Pewnej nocy usłyszałam: Nie płacz, kochanie. Jestem z Tobą. Próbowałam nagrać, ale usłyszałam tylko szum i własny przerażony oddech.
Wtedy przestała mi przychodzić miesiączka. Dwa razy. Myślałam, iż to stres, żałoba, trauma. Aż w końcu zwymiotowałam po raz piąty w jeden dzień i zrobiłam test ciążowy.
Dwie kreski.
Pozytywna.
Zawaliłam się na podłodze. Jedyną osobą, z którą byłam, był Kamil. A on już nie żył. Ale coś rosło w moim brzuchu. Coś, co kopnęło w nocy. Coś, co świeciło pod skórą, gdy gasły światła. I za każdym razem, gdy płakałam i mówiłam, iż nie dam rady, słyszałam w ciemnościach jego szept:
Nie jesteś sama. Nasze dziecko nad nimi przyjdzie.
Episod 2
Nie pamiętam, jak zasnęłam. Pamiętam tylko, iż obudziłam się w wannie, trzymając w ręku test ciążowy z tymi różowymi kreskami, które drwiły ze mnie. Nie rozmawiałam z nikim przez kilka dni choćby z Magdą. Telefon dzwonił setki razy, a na ekranie mrugało imię Kamila. Ignorowałam wszystkie połączenia.
Jak wytłumaczyć, iż czekam dziecko od mężczyzny, który od tygodni leży pod ziemią? Kto by mi uwierzył? choćby ja sama w to wątpiłam, aż do tej nocy.
Ledwo zasnęłam, kiedy poczułam, iż coś uderza od wewnątrz. To nie była zwykła kopniak. Czułam, iż to… inteligentne, celowe. Jakby chciało przyciągnąć moją uwagę. Podskoczyłam, łapiąc oddech, ręce na brzuchu. I wtedy znów usłyszałam głos Kamila w mojej głowie:
Nie bój się, kochanie. Wybrałem Ciebie.
Krzyknęłam i wybiegłam z łóżka, podszedłam do lustra, podniosłam koszulkę i zobaczyłam niebieskie migotanie tuż pod skórą. Mrugało… i zniknęło. Nogi mnie słabną, upadłam, szlochając.
Następnego ranka poszłam do szpitala. Poinformowałam lekarz, iż zaszłam w ciążę po wizycie mojego chłopaka. Wymyśliłam daty, kłamstwa, wszystko oprócz objawów: dziwne sny, połyskującą skórę, słyszenie głosów nieobecnych.
Lekarka najpierw wyglądała na zmartwioną, potem na zatroskaną. Zrobimy badania powiedziała ostrożnie. Stres może mocno wpływać na umysł, zwłaszcza w połączeniu z hormonami.
Położyła stetoskop na brzuchu. Jej twarz zamarzła.
Nie słyszę bicia serca, ale coś się porusza szepnęła.
Zleciła USG. Kiedy leżałam na zimnym metalowym łóżku, technikka przyjrzała się monitorowi, a potem, po chwili milczenia, powiedziała:
Jest płód, ale… świeci.
Wyszłam ze szpitalu bez wyników. Tej nocy miałam kolejny sen. Kamil stał przy naszym starym miejscu nad jeziorem, wiatr rozwiewał mu kaptur.
Nasze dziecko nie jest takie jak inne rzekł miękkim tonem, jakby wiatr szeptał. To ja i coś w nim.
Co masz na myśli? zapytałam.
Uśmiechnął się smutno.
Zrozumiesz wkrótce. Musisz go chronić.
Obudziłam się, a zasłony były szeroko otwarte, choć zamknęłam je na klucz. Bluza Kamila leżała starannie złożona przy brzegu łóżka, wciąż ciepła.
Wtedy… nagle wiedziałam, iż to, co rośnie w moim brzuszku, jest prawdziwe. To jego.
Następnego dnia zadzwoniłam do Magdy. Potrzebowałam pomocy. Pojawiła się natychmiast, objęła mnie mocno i posłuchała całej historii. Pokazałam jej ten niebieski punkt w środku brzucha, opowiedziałam o snach i głosie.
Nie zaśmiała się. Nie krzyknęła. Wszedłszy w szept:
Musimy Cię zabrać w miejsce.
Zabrała mnie do starego domu ukrytego za kościołem babci Magdy. W środku czekała staruszka z długimi siwymi warkoczami i bladej twarzy. Spojrzała na mnie raz i powiedziała:
Nie jesteś pierwsza. Ale musisz być ostatnia.
Zapytam, co to znaczy, a odpowiedź zamarzła mi krew w żyłach.
Nosisz w sobie dziecko związanej duszy. Ten maluszek jest zarówno błogę, jak i przestrogą. Jego ojciec nie miał wrócić. Teraz drzwi są otwarte, a inni przechodzą.
Po co go zabrać? spytałam.
Po to, żeby zabrał Ciebie.
Światła zamigotały. Przez okna przeszła lodowata bryza. Z cieni znów usłyszałam głos Kamila:
Biegnij.
Episod 3
Pokój stał się lodowaty. Staruszka otworzyła przerażone oczy, a cienie rozciągały się po ścianach jak pazury.
On jest tutaj wyszeptała, przyciskając różaniec z koralików i kości.
Magda pchnęła mnie za siebie. Ja już nie bałam się Kamila. Teraz bałam się czegoś innego tego, co staruszka mówiła, iż nadchodzi, bo on złamał reguły.
Staruszka posypała popiół w koło i kazała mi stanąć w środku.
Nie wychodź, bez względucha na co. Słyszysz? ostrzegła. Jesteś mostem między życiem a śmiercią. Mosty przechodzą w obie strony.
Stanęłam w kręgu. Brzuch mi lśnił tak samo niepokojącym blaskiem. Dziecko kopnęło mocniej niż kiedykolwiek.
Wtedy usłyszałam setki głosów krzyki, jęki, błagania, chichoty, wszystko dochodzące z ciemności.
Kamil, proszę szepnęłam. Co się dzieje?
Wtedy go zobaczyłam. Nie był już taki jak przedtem. Jego oczy były puste, pełne smutku i strachu.
Przepraszam powiedział. Nie chciałem cię wciągać w to. Po prostu tak bardzo tęskniłem. Chciałem jeszcze jedną noc. Nie wiedziałem, iż otwieram bramę.
Podbiegłam, łzy spływały po policzkach.
Dlaczego ja? Dlaczego dziecko?
Spojrzał na mój brzegu i na mnie.
Bo nasza miłość była silniejsza niż śmierć. Taka miłość łamie prawa.
Nagle z cieni wyłoniła się potworna postać, pół twarz, oczy płonące. Zaszeleczała, gdy mnie zobaczyła. Kamil stanął między nami.
Nie możesz jej mieć! ryknął. Nie zabierzesz naszego dziecka!
Potwór wyśmiał się.
Złamałaś regułę, duchu. Dotknąłeś żywych. Teraz my będziemy ucztować.
Pokój zadrżał. Staruszka zaczęła śpiewać w obcym języku. Magda trzymała mnie za rękę, płacząc:
Aniu! Nie wychodź z kręgu!
Krzyczałam, gdy potwór rzucił się na mnie. Kamil wpadł w powietrze i go uderzył. Staruszka krzyknęła:
TERAZ! Wybierz, dziewczyno! Życie czy miłość?
Kamil, krwawiący i znikający, spojrzał na mnie.
Musisz mnie puścić, kochanie. Dla naszego dziecka. Dla siebie.
Wzruszyłam głową, nie mogąc uwierzyć.
Nie mogę cię stracić znowu!
Nigdy nie zgubiłeś mnie. Żyję w nim, w tobie. Ale jeżeli się trzymasz, oni zabiorą wszystko.
Światła wybuchły. Podłoga pękła. Cienie wyły. Z całego serca wykrzyknęłam jego imię i pożegnałam się.
W tym momencie uśmiechnął się.
Zniknął. Ciemność się cofnęła, potwór zawył i rozpłynął się w dymie. Zapanował cisza.
Upadłam. Krąg zgasł. Dziecko w moim brzuchu kopnęło jeszcze raz, potem jeszcze raz i uspokoiło się.
Dziewięć miesięcy później urodziłam chłopca. Nie płakał jak inne noworodki. Spojrzał się w oczy, spokojny, jakby już wszystko wiedział. Jego skóra lekko połyskuje w ciemności. A kiedy nocą śpiewam mu kołysankę, słyszę drugą, cichą melodię głos Kamila.
Nazwaliśmy go Kamilik, co znaczy Kamil jest w Bogu. Bo nigdy naprawdę nie był mój.
Jednak zanim odszedł na tamtą stronę, zostawił mi ostatni dar kawałek siebie, którego żadna cień nie zabierze.