Spider-Man: Poprzez multiwersum – recenzja filmu. Tak!!!

popkulturowcy.pl 1 rok temu

Od poprzedniej odsłony przygód Milesa Moralesa minęło pięć lat. Wreszcie nadszedł czas na kontynuację Spider-Man: Poprzez multiwersum i kusi mnie, żeby nazwać ten film hołdem dla uwielbianej postaci…ale to nie do końca to. Multiwersum w ostatnich latach stało się niezwykle popularne i chociaż Spiderverse nie pojawia się tutaj po raz pierwszy, to wcale nie łatwo je ugryźć. Wcześniej Spider-Manem mógł być każdy, teraz zdaje się, iż tak właśnie jest. Tłum Pajączków wchodzi do baru…


Poniższa recenzja powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City.


Spider-Man: Poprzez multiwersum jest pierwszą połową opowieści, co od początku da się wyczuć po tempie filmu. Od początku pajęczych wątków jest sporo i gwałtownie orientujemy się, iż w dwugodzinnym filmie się zwyczajnie nie zmieszczą. Najwyraźniej Diuna złożyła jaja i musimy wykazać się cierpliwością. Mamy jednak wątek trzonowy. Miles Morales od półtora roku nosi maskę Spider-Mana i zajmuje się kolejnymi pospolitymi złodziejaszkami. Pewnego dnia pojawia się Spot, który potrafi otwierać przejścia do innych wymiarów. Zdawałoby się, iż jest co najwyżej złoczyńcą tygodnia, ale Miles i Spot są ze sobą powiązani, a droga do multiwersum nie może zostać otwarta. Wtedy na scenę wkracza Gwen i przedstawia społeczność Spider-Manów stojących na straży kanonu wydarzeń w każdym wymiarze.

Kolejne odsłony Spider-Mana są niezwykle udane. W pierwszej części mieliśmy zaledwie przedsmak wariacji na temat postaci Pajączka. Oprócz powracających postaci Gwen i Petera Parkera, otrzymujemy od twórców śmiałe „a co by było gdyby”. A co gdyby Spider-Man był buntującym się punkiem? Pakistańczykiem? Kobietą w ciąży? Kowbojem na koniu? Zaczyna się niewinnie, a potem przeciera się oczy widząc Spider-Mana dinozaura. Co istotne, wszystkich Spider-Manów łączą te same, najważniejsze dla ich tożsamości wydarzenia. Z wielką mocą radioaktywnego pająka…wiecie o czym mówię. Nic nie odbiera się tej postaci przez te szalone wariacje.

Jak wspomniałam, to nie do końca hołd postaci. Ciężar odpowiedzialności Spider-Mana wybrzmiewa w tej wielości bohaterów. Mimo iż z tłumu Pajączków wynika mnóstwo humoru, to wciąż wyraźnie widać ich poświęcenie, cierpienie i wewnętrzną siłę. Spider-Man: Poprzez uniwersum eksponuje w bohaterze, to co w nim najlepsze i nietracące na znaczeniu mimo licznych odsłon. Choć najbardziej wyeksponowany jest oczywiście Miles Morales, to należy też oddać sprawiedliwość Gwen oraz Miguelowi O’Harze. Ten ostatni to ma wręcz cierpienie wypisane na twarzy i po prostu czuć ciężar odpowiedzialności na jego ramionach.

Fot. Gizmodo

Nic dziwnego – oś fabularną w filmie stanowi fakt, iż każdy Spider-Man musi przeżyć te same, najważniejsze wydarzenia. Niektóre pozytywne, niektóre tragiczne – ale wszystkie muszą się wydarzyć. Miguel O’Hara pilnuje tego porządku, ale od czasu wydarzeń z Spider-Man: Uniwersum anomalie zdarzają się co raz częściej. Nieuchronność tragedii Spider-Mana sama w sobie budzi napięcie, a kiedy prawda na temat źródła anomalii wychodzi na jaw…Warto dać się zaskoczyć.

Zwieńczeniem tej świetnej produkcji jest przepiękna animacja. Twórcy zachowali styl dominujący w pierwszej części, ale wycisnęli też ostatnie soki z możliwości multiwersum. Doktorze Strange, ucz się! Wraz z tłumem Spider-Manów naturalnie przychodzą różne wymiary i eksploracja możliwości animacji. Większość zmian jest subtelna i łatwo jest je odnosić do wymiaru Milesa, ale to istna uczta dla oka. Przykładowo, wymiar Gwen ma nieco inną kreskę, jest bardziej rozmyty, odważniej korzysta z kolorów. Epizodyczne postacie rodem z obrazów Leonarda da Vinci? Wiekowe już kreskówki ze Spider-Manem? Mroczniejsza estetyka? Każda stylistyka ma dla siebie kawałek ekranu. Kiedy na moment pojawił się Donald Glover w wersji zwykłej (to jest, live action), a animowane postaci wpatrywały się w niego zszokowane… cała sala parsknęła śmiechem.

Fot. Kadr z filmu

I oczywiście – jak to w nieskończonych możliwościach multiwersum – wszystko jest powiązane. Spędzamy moment w sklepie z wymiaru Venoma, a Venom pojawił się w którejś scenie po napisach u Marvela… Kto wie, gdzie nas do zaprowadzi? Powiązania będą szczególnie istotne dla długoletnich fanów, którzy z zapałem śledzą składające się zębatki. Spider-Man: Bez drogi do domu miał tutaj najwięcej do powiedzenia, ale w Poprzez multiwersum rzuca fanom kąski w postaci migawek z poprzednich odsłon.

Podsumowując, marsz do kina. Wspaniała animacja zasługuje na obejrzenie na wielkim ekranie. A wizualna przyjemność to nie wszystko. Humor nie zawodzi, napięcie trzyma, a sama postać Spider-Mana jest należycie uhonorowana przez wszystkie wydarzenia, które przez lata zapierały widzom dech w piersiach. I nic nie jest odtwórcze – a to o twórcach Spider-Man: Poprzez multiwersum świadczy najlepiej.

Obrazek główny: New Game Plus.

Idź do oryginalnego materiału