Przeczytałam już kilka książek i opowiadań Magdaleny Witkiewicz,
dlatego kupiłam za kilka złotych w bibliotece książkę tej autorki
pod tytułem "Srebrna łyżeczka".
I czuję się nieco rozczarowana,
I czuję się nieco rozczarowana,
bo interesująca historia została
przesłodzona, prze_filozofowana,
aż stała się nielogiczna i nierealna.
Powieści mogą być całkiem wyssane z palca.
ale jeżeli nie są z gatunku science fiction,
to jednak muszą trzymać się kupy ;-)
Uwaga: spojler!
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Trzydziestoletni mężczyzna może zainteresować się maturzystką,
zatroszczyć się o nią, a choćby w niej zakochać i z nią ożenić.
Ale ktoś uważany przez kolegów z pracy za casanowę
nagle przestaje być taki, jest zapatrzony tylko w żonę,
tylko pracuje albo siedzi grzecznie w domu?
A córka alkoholiczki nagle staje się tak pewna siebie,
że na początku studiów zakłada własną firmę,
zatrudniającą pracowników?
I gwałtownie wsiąka w szalone imprezy?
Takich nielogiczności jest więcej.
Bohaterowie na zmianę opowiadają
o tym, jak się poznali i co razem przeżyli.
I wciąż sugerują, iż ich szczęście nie było wieczne.
A potem historia staje się przewidywalna.
Dodatkowo co jakiś czas ktoś filozofuje,
że w życiu to, iż w życiu tamto...
Czy to moralizatorstwo?
.