Dr Anna Widur, nauczycielka matematyki z wieloletnim doświadczeniem:
— Stworzyliśmy podstawę dla tych z lewej strony krzywej Gaussa, czyli tej połowy populacji, która z matematyką radzi sobie słabiej. Dzieci zdolne matematycznie w szkole publicznej były i dalej będą zaniedbane — przyznaje dr Anna Widur z zespołu pracującego nad nową podstawą programową z matematyki dla szkół podstawowych.
To raczej nietypowa sytuacja – współautorka projektu w rozmowie z Olgą Szpunar wskazuje wady przyjętych rozwiązań:
— W zespole było nas dziesięć osób. W tym naprawdę bardzo dobrzy nauczyciele praktycy z różnych regionów Polski, nauczyciele konsultanci, doradcy, dyrektorzy szkół. Oni mieli naprawdę mocne argumenty za tym, iż bogatszą wersję podstawy programowej przyjmie tylko papier, nie szkoła.
— Każde społeczeństwo potrzebuje jak najwięcej mądrych, dobrze wykształconych ludzi. Myślę o naszym, polskim społeczeństwie. Słyszę tymczasem, iż pokolenie alfa z trudem funkcjonuje w polskiej szkole. Dzieci nie są zainteresowane nauką, nie mają prac domowych, nie potrafią się skupić, a ich naturalna ciekawość jest niewielka. I to dla nich jest ta propozycja podstawy programowej.
Ekspertka ostrzega, iż nowa podstawa programowa ma być pojęciowo węższa od obecnej, niższa będzie też sprawność rachunkowa uczniów.
Zwraca uwagę, iż konsekwencją przyjętego modelu będzie dalsze rozwarstwienie edukacyjne i „stomatologizacja oświaty”:
— I tak państwo, które powinno szczególnie dbać o to, by każdemu zapewnić solidną, dobrą i pełną edukację w istocie zapewnia jej minimum. Kto jest zamożny i zna wartość nauki, poszuka jej sobie gdzie indziej.
Polskie Towarzystwo Matematyczne chciałoby, aby podstawa była rozszerzona, ale do tego potrzebna byłaby dodatkowa godzina matematyki.
Zdaniem dr Anny Widur dobrym rozwiązaniem byłoby uczenie matematyki tak jak języków obcych, w grupach:
— Dzieci, które mają z nią trudności, nie muszą uczyć się tego samego, co dzieci, które bez problemu opanowują choćby trudne zagadnienia. w tej chwili zdolniejsze matematycznie dzieci siedzą znudzone na lekcjach i czekają, aż zacznie się na nich coś dziać, ale najczęściej nie zaczyna, bo ich słabszy kolega wciąż nie rozumie i nie rozumie.
Takie rozwiązanie w ramach innowacji pedagogicznej funkcjonowało w publicznej Szkole Podstawowej nr 148 w Krakowie, w której potem utworzono Gimnazjum nr 32.
— Dzieci począwszy od klasy piątej do ósmej, a potem przez trzy lata w gimnazjum, uczyły się matematyki w grupach zróżnicowanych pod względem poziomu. Wszyscy byli zadowoleni. Pomysł by bardzo pozytywnie odbierany przez rodziców i nie było słychać głosów, iż się dzieci stygmatyzuje. Po prostu te słabsze matematycznie nie były matematyką dręczone, a jedynie uczone podstaw. A te zainteresowane matematyką dostawały z niej więcej.
Ekspertka wypowiada się krytycznie o samym procesie tworzenia podstaw programowych:
— Praktycznie kończymy pracę, a ja mam więcej wątpliwości niż na początku. Zresztą dziwna to była praca. Podstawy z poszczególnych przedmiotów mają się wzajemnie widzieć – takie piękne sformułowanie padło w trakcie webinaru dotyczącego matematyki. Ale nie zadbano, by widzieli się tworzący je eksperci. Przewidziano wyłącznie spotkania online. Nasz zespół spotkał się w realu raz, bo czuliśmy, iż powinniśmy.
Wspomina też z goryczą słowa Barbary Nowackiej dystansującej się wobec autorów podstawy programowej z języka polskiego:
— Dostaliśmy już recenzje podstawy, jesteśmy na etapie wprowadzania poprawek, potem nie za bardzo wiadomo, co się z nią stanie, skoro jesteśmy „jakimiś ekspertami” przedstawiającym „jakieś propozycje”, które są tylko propozycjami. Teraz MEN będzie uruchamiało proces konsultacji podstawy, a ja się zastanawiam, do kogo spłyną uwagi. Czy w resorcie zostanie powołany w tym celu inny zespół? Czy nad naszą pracą usiądą kolejni eksperci i będą wprowadzać zmiany? Czy wróci ona do nas? Pytań jest więcej.
Link do całej rozmowy Olgi Szpunar w komentarzu: