Stracone wszystko: Jak porzucona matka stała się panią cudzego losu

polregion.pl 1 dzień temu

„Wszystko straciłeś, Roman”: jak kobieta porzucona z dziećmi stała się panią czyjejś przyszłości

Iga po raz pierwszy od dawna poczuła się wolna. Głęboko wciągnęła w płuca powietrze rodzinnego Gdańska, poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła w stronę cmentarza. Dzieci zostawiła u cioci Wandy, siostry zmarłej matki. Mieli wakacje, a Iga w końcu mogła na chwilę złapać oddech. Przyjechała tylko na kilka dni – odwiedzić groby rodziców i zobaczyć tę, która w dzieciństwie była dla niej jak druga matka.

Ale gdy wróciła do domu, wszystko rozpadło się w jednej chwili.

– Oddawaj klucze, Igo – rzucił zimno Roman, jej mąż, stojąc w progu. – To koniec. Lilka jest w ciąży. Ja zaczynam nowe życie, a ty jesteś wolna.

– Co…? – Iga ledwo utrzymała torbę. – Roman, jak możesz…?

Nawet nie mrugnął.

– Wiedziałaś, iż to nie było na zawsze. Ale się nie martw, i tak nie masz nic. Dom wynajmujemy, biznes jest wujkowy, konta zapisane na mamę. Więc dalej, bez scen. A jeżeli zaczniesz przeszkadzać, zabiorę dzieci.

Kiedyś Iga była gwiazdą uczelni. Naturalna blondynka z zielonymi oczami, smukła, elegancka, opanowana. Miała przyszłość, plany, ojciec – Jerzy Nowak – był szanowanym człowiekiem. Marzyła, iż kiedyś razem otworzą firmę.

Ale w ciągu roku straciła wszystko. Najpierw umarł ojciec, potem prawie od razu – matka. Z ciemnymi od żalu oczami zdawała egzaminy, nie zdając sobie sprawy, jak trzyma długopis w ręce. Wtedy Roman pierwszy raz podszedł i zaproponował:

– Wyjdź za mnie. I tak jest ci tu już tylko boleśnie. Zaczniemy wszystko od nowa.

Nie myślała – po prostu się zgodziła. Mieli pokój w akademiku, kupiony przez ojca. Wyprowadzili się, zaczęli pracować, później otworzyli firmę transportową. Iga sprzedała choćby mieszkanie rodziców, żeby zainwestować.

Biznes szedł dobrze, początkowo wszystko było spisane na pół. A potem – urlop macierzyński, dzieci, i stopniowo „przepisywano” na wuja Romana. Nie wnikała – w domu było spokojnie, dzieci zdrowe. Dopiero po urodzeniu córki Iga zrozumiała – straciła nie tylko majątek, ale i siebie.

Zmieniła się na zewnątrz. Ciało zmęczone nocnym karmieniem, praniem, domowymi obowiązkami. A Roman wręcz przeciwnie – rozkwitał: siłownia, długie włosy, opalenizna, zainteresowanie kobiet.

– Zaniedbałaś się – powiedział raz z niesmakiem. – Wstyd z tobą wyjść. Idź chociaż na maseczkę.

A teściowa nie przegapiła okazji, by dolać oliwy do ognia:

– Dawno w lustro się patrzyłaś? Mój syn to przecież przystojniak, a ty… Wyglądasz jak jego matka! Nie jesteś go warta!

Iga starała się. Leczyła się. Trzymała dietę. Ale zmęczenie, zdrada i obojętność niszczyły ją szybciej niż nadprogramowe kilogramy.

A teraz po prostu wyrzucił ją za próg. Bez krzyku, bez żalu. W torbie – tylko ubrania i dziecięce albumy. Ani domu, ani pieniędzy, ani praw do firmy, ani choćby stabilności. Tylko dwoje dzieci, które były już na liście „do odebrania”.

Pojechała do cioci Wandy, a ta zaproponowała:

– Zostaw dzieci u mnie. Otrząśnij się. Pomogę.

I pomogła. choćby zasugerowała interes: firmę organizującą przeprowadzki. Ciocia włożyła oszczędności, Iga dołożyła pieniądze ze sprzedaży starego pokoju. Zaczęli od dwóch samochodów i paru tragarzy. A potem się rozkręciło…

Po pięciu latach Iga miała sieć w całym województwie, własną flotę i zespół dyspozytorów. A Roman… Roman stracił wszystko. Lilka urodziła, ale gwałtownie się rozwiódł, zabierając mu mieszkanie. Biznes „wuja” okazał się mniej dochodowy, i niedługo wyrzucił bratanka za drzwi.

– choćby nie jesteś formalnie zatrudniony. Tylko stróż – rzucił wuj. – Już ci nie ufam.

– Mamo, powiedz coś! – wrzasnął Roman.

– A co mam powiedzieć? – wzruszyła ramionami teściowa. – Wszystko było na wyciągnięcie ręki. Sam to straciłeś.

Resztki „pięknego życia” zamieniły się na łóżko w hostelu i zarobki za kierownicą ciężarówki. Ale zdrowie odmówiło posłuszeństwa, i Roman postanowił zatrudnić się jako kierowca… w największej firmie logistycznej miasta.

Przyszedł na rozmowę i zobaczył… Igę.

Smukłą, zadbaną, pewną siebie kobietę w eleganckim garniturze. Patrzyła na niego spokojnie, choćby z lekkim uśmiechem.

– Witaj, Romku. Szukasz pracy?

– Świetnie wyglądasz… – wyjąkał. – Może weźmiesz mnie ze względu na stare dzieje? Znam branżę, miasto, mam doświadczenie…

– Nie zatrudniamy alimentariuszy – odpowiedziała spokojnie. – Masz długi.

– Ale przecież próbowałem płacić! – wybuchnął. – Nie wszystko, ale jak mogłem!

– Dzieci mają już po osiemnaście lat, a ty wciąż „próbujesz”. Nie potrzebujemy takich pracowników.

Zaciśnił pięści.

– Mścisz się?

– Nie, Romku. Nauczyłam się stawiać granice. Sam to sobie zrobiłeś. A ja… przetrwałam. Podniosłam się. Bez ciebie.

– Nowy mąż pomógł?

Iga roześmiała się i wstała. Włosy spływały po ramionach, figura jak za młodu. Tylko teraz w oczach miałTylko teraz w oczach miała stal, która połyskiwała jeszcze mocniej niż złoto pierścionka na jej dłoni.

Idź do oryginalnego materiału