Sprawa rodziny Clarke nabiera tempa. Już jakiś czas temu pani Dominika Clarke, mama pięcioraczków z Podkarpacia, opublikowała w sieci emocjonalny wpis, w którym przyznała, iż czuje się dotknięta przez falę hejtu i obawia się, iż opieka socjalna może odebrać jej dzieci. "Pozostaje mi czekać, aż zabiorą dzieci, wrzucą je w system lepszej opieki niż prosty, radosny dom rodzinny. Drodzy widzowie, to już jest koniec, nie mam siły walczyć ze światem, który zatracił ludzkie uczucia" - napisała w instagramowym poście. To jednak nie koniec, bo sprawą rodziny miała się zainteresować choćby Rzeczniczka Praw Dziecka, policja, a teraz także Dorota Zawadzka, znana w sieci jako "Superniania".
REKLAMA
Zobacz wideo Socha po 21 latach wróciła do Tajlandii. Były turbulencje żołądkowe?
"Superniania" chce ustalić fakty. "Nie piszcie, iż to nie moja sprawa"
Najnowsze wydarzenia z życia rodziny Clarke’ów wywołały poruszenie wśród ich obserwatorów. Do sprawy postanowiła włączyć się również Dorota Zawadzka znana w sieci jako "Superniania".
"Poszukuje kontaktu do rodziny Clarke. Napisałam wiadomości priv, ale nie mam odpowiedzi. Chciałabym zadać tej mamie kilka pytań, by ustalić fakty i dać jej szansę odpowiedzi na ważne pytania dotyczące dzieci. Ich leczenia, rehabilitacji i warunków życia. Absolutnie nie chodzi o to, by jej szkodzić, ale by zapytać u źródła. I nie piszcie mi, iż to nie moja/nasza sprawa. Szukaliśmy już tu różnych rodziców, którzy wykorzystują wizerunek dzieci lub przemocowych. I zawsze to jest nasza sprawa" - czytamy w apelu, który wystosowała. "Proszę bez hejtu. Tylko merytoryka i fakty. Chcę też spotkać się z kilkoma psychologami, którzy obejrzą ze mną te setki filmów. Dzieci, szczególnie wcześniaki, wymagają specjalnej troski" - dodaje.
Okazuje się, iż na apel Doroty Zawadzkiej odpowiedziała już Dominika Clarke. Na FB profilu pojawił się bardzo wymowny post. "Jeśli ktoś naprawdę chce pomóc, może do mnie napisać prywatnie. Odpisuję na wiadomości - często choćby w nocy, kiedy nie mogę zasnąć. Nie trzeba mnie szukać przez internet, ani tworzyć postów o mojej rodzinie" - pisze pani Dominika.
Rzecznik Praw Dziecka i interwencja policji
Dominika Clarke chętnie dzieli się w sieci historiami o pięcioraczkach. Tysiące internautów śledzi losy rodziny na Facebooku, Instagramie i TikToku. To właśnie za pośrednictwem mediów społecznościowych i emocjonalnych wpisów pani Dominiki, dowiadujemy się, iż musi mierzyć się z hejtem oraz licznymi oskarżeniami dotyczącymi zaniedbania dzieci.
Matka pięcioraczków poinformowała też internautów, iż dostała wiadomość od Rzecznika Praw Dziecka. "Biorę telefon (...) i nagle ekran ciemnieje, a na nim pojawiają się słowa, które mrożą moją krew. Drżącym palcem klikam w wiadomość. E-mail od instytucji. Rzecznik Praw dziecka. Zaszyfrowany, zimny, obcy. Trzeba dzwonić po hasło - ale dopiero od rana, od 8:15 polskiego czasu. Tutaj jest druga w nocy. Jedenaście godzin pustki przede mną" - pisze pani Dominika w poście na FB.
Co znalazło się w piśmie? O tym napisała sama autorka wiadomości. "Sprawa, która tyle emocji wywołała, rozwiązała się sama. Okazało się, iż to po prostu wiadomość o 'szkodliwości internetu' - wysłana w związku z licznymi donosami o rzekome zaniedbania w naszej rodzinie. Nie mam o to żalu. Uważam, iż każdy urząd powinien reagować na zgłoszenia - i to jest dobre" - informuje Dominika Clarke.
Na tym jednak nie koniec, bo na oficjalnym profilu rodziny Clark na Facebooku pojawił się kolejny wpis pani Dominiki, informujący o tym, iż policja weszła do ich domu. "Wczoraj przekroczyliśmy nowy poziom absurdu: czterech policjantów w moim domu. Tak, czterech, bo przecież w wyobraźni pani N. (naczelnej hejterki) nasza codzienność to nie rodzina, tylko scena z kryminału. Przeszukane pokoje, zdjęcia, filmy - wszystko po to, by znaleźć dowód na to, iż 'tam na pewno coś jest nie tak'. I co? I nic" - czytamy.
Sprawa rodziny Clark porusza internautów
Do naszej redakcji trafił anonimowy list kobiety, która sama jest matką czwórki dzieci i, jak sama przyznaje, nie wyobraża sobie, by pokazywać w sieci wszystko, tak jak to robi pani Dominika. "Uważam, iż pokazywanie dzieci w internecie, opowiadanie o problemach każdego z nich, opowiadanie o problemach finansowych przed całym światem, jest głupotą. Dzieci do końca nauki będą musiały znosić hejt! Tak, jak ich mama teraz" - pisze autorka listu. "Rozumiem, iż to ich sposób na zarobek, ale kosztem dzieci?! Ich mama jest rozchwiana emocjonalnie, załamana, zmęczona i pewnie nieszczęśliwa. Ogląda się to okropnie! (...) Nie wygląda to normalnie, wręcz patologicznie" - czytamy dalej.
Podobnych komentarzy nie brakuje także w sieci. Jedno jest pewne: sprawa rodziny Clark rozpala internet do czerwoności.
Czy Twoim zdaniem publikowanie wizerunku dzieci w sieci i dzielenie się prywatnymi momentami w życiu rodziny powinno być w pewien sposób ograniczone przez prawo? A może wręcz przeciwnie? Jakie jest Twoje zdanie w tym temacie? Czekam na Wasze przemyślenia i komentarze: anita.skotarczak@grupagazeta.pl. Gwarantuję anonimowość!