Pani Marta, nauczycielka matematyki z Warszawy, zaczyna dzień o szóstej rano. Pierwsza lekcja o ósmej, po niej kolejne pięć. Między lekcjami – dyżury na korytarzu, rozmowy z rodzicami, sprawdzanie kartkówek. O dziesiątej sięga po kawę z automatu w pokoju nauczycielskim, potem pozostałe lekcje aż do 14.00. Od września 2026 są zmiany i nauczyciele będą mieli taki sam zakaz jak uczniowie.

Fot. Warszawa w Pigułce
Historia, która zatoczyła koło
Kilka lat temu polskie władze stanęły przed problemem. Młodzież masowo sięgała po napoje energetyczne. Puszki z ogromną dawką kofeiny i tauryny królowały w szkolnych automatach i sklepikach. Rodzice alarmowali. Lekarze przestrzegali przed skutkami zdrowotnymi. Rząd zareagował – wprowadzono zakaz sprzedaży energetyków osobom niepełnoletnim.
Młodzież jednak nie zrezygnowała z kofeiny. Po prostu znalazła zamiennik. Kawa była legalna, łatwo dostępna, sprzedawana w tych samych automatach co przedtem energetyki. Uczniowie przerzucili się na cappuccino, latte, czarną kawę z cukrem. Państwowa Inspekcja Sanitarna zaczęła odnotowywać gwałtowny wzrost spożycia kawy wśród nastolatków, a choćby młodszych dzieci.
Ministerstwo Zdrowia przyjęło proste rozwiązanie: jeżeli energetyki były problemem, a kawa stała się ich zamiennikiem, to kawa też musi zniknąć. W czerwcu 2025 roku opublikowano projekt rozporządzenia. Całkowity zakaz sprzedaży kawy we wszystkich jednostkach systemu oświaty. Bez wyjątków. Bez względu na wiek konsumenta.
Nauczyciele – uboczna ofiara regulacji
Ministerstwo tłumaczy nowe przepisy troską o dzieci. Kofeina szkodzi rozwijającemu się organizmowi. Powoduje problemy ze snem, koncentracją, nadmierne pobudzenie. U nastolatków może prowadzić do uzależnienia. Argumenty słuszne, badania naukowe jednoznaczne. Problem w tym, iż zakaz obejmuje nie tylko dzieci, ale również dorosłych pracujących w szkołach.
Dorosły, pełnoletni nauczyciel w swoim miejscu pracy nie będzie mógł kupić filiżanki kawy. Automat zniknie. Szkolny sklepik zmieni ofertę. jeżeli w budynku funkcjonuje kawiarnia obsługująca uczniów i nauczycieli – nie będzie mogła sprzedawać kawy nikomu. Przepisy są bezwzględne: zakaz dotyczy sprzedaży na terenie placówki oświatowej. Punkt.
Dla wielu nauczycieli to nie jest kwestia wygody, ale niemal konieczności funkcjonowania. Polski system edukacji wymaga od pedagogów intensywnego wysiłku fizycznego i psychicznego. Praca rozpoczyna się wcześnie rano, często trwa do późnego popołudnia. Nauczyciel prowadzi sześć, siedem, czasem osiem lekcji dziennie. Między zajęciami pełni dyżury, spotyka się z rodzicami, przygotowuje materiały, sprawdza prace. Kawa w pokoju nauczycielskim to jedyne źródło energii w ciągu dnia.
Pani Anna, nauczycielka języka polskiego z Krakowa, komentuje w mediach społecznościowych: „Mam czterdzieści pięć lat, pracuję w szkole dwadzieścia lat. Każdego dnia piję dwie kawy – jedną przed lekcjami, drugą w przerwie obiadowej. To pozwala mi normalnie funkcjonować. Teraz będę musiała przynosić termos z domu albo biec do sklepu osiedlowego? To absurd”.
Prawo pracy a zakaz kupowania legalnego produktu
Eksperci od prawa pracy dostrzegają pewien paradoks w nowych przepisach. Dorosły człowiek, pracownik zatrudniony na podstawie umowy o pracę, zostaje pozbawiony możliwości zakupu legalnego produktu spożywczego w swoim miejscu pracy. Kawa nie jest substancją zakazaną. Można ją swobodnie kupić w każdym sklepie, stacji benzynowej, kawiarni. Tylko nie w szkole, gdzie pracujesz osiem godzin dziennie.
Teoretycznie nauczyciel może przynieść kawę z domu w termosie. Może w przerwie między lekcjami wybiec do pobliskiego sklepu i kupić kawę na wynos. Może poprosić kogoś z rodziny, żeby przyniósł. Praktycznie jednak to ogranicza komfort pracy i tworzy dodatkowe obciążenie dla i tak już przeciążonych pedagogów.
Ministerstwo Zdrowia nie przewidziało wyjątku dla pracowników placówek. Nie zaproponowało osobnego automatu dostępnego tylko dla dorosłych. Nie stworzyło mechanizmu pozwalającego nauczycielom na dostęp do kawy przy jednoczesnej ochronie dzieci. Przepisy są proste i uniwersalne: zakaz sprzedaży na terenie szkoły oznacza zakaz dla wszystkich.
Co jeszcze zmieni się w szkolnych jadłospisach
Zakaz kawy to tylko jeden element większej reformy żywienia w placówkach oświatowych. Ministerstwo Zdrowia przygotowało szczegółowe wytyczne dotyczące produktów dopuszczonych do sprzedaży w szkolnych sklepikach i automatach. Od września 2026 obowiązują restrykcyjne limity: maksymalnie 15 gramów cukru, 10 gramów tłuszczu i 1 gram soli na 100 gramów lub mililitrów produktu.
W praktyce oznacza to koniec większości popularnych przekąsek. Batony czekoladowe, chipsy, ciastka, słodkie napoje gazowane – wszystko to przekracza dopuszczalne normy. Zostaje woda, napoje przygotowane na miejscu z maksymalnie 5 gramami cukru dodanego na 250 mililitrów, produkty mleczne o ograniczonej zawartości tłuszczu.
Ciekawostka: czekolada mleczna znika ze szkolnej oferty, ale czekolada gorzka o zawartości kakao minimum 70 procent pozostaje dozwolona. Czy uczniowie chętnie sięgną po gorzką czekoladę zamiast ulubionego batonika? Czas pokaże.
Szkolne stołówki również czekają zmiany. Obiady muszą być przygotowywane wyłącznie z naturalnych składników – koniec z gotowymi proszkami do zup, koncentratami sosów, sztucznymi wzmacniaczami smaku. Ryby na stole przynajmniej raz w tygodniu. Potrawy smażone maksymalnie dwa razy w tygodniu. Obiad dwudaniowy musi pokrywać 30 procent dziennego zapotrzebowania energetycznego ucznia.
Cel tych zmian jest szczytny: walka z rosnącą falą otyłości wśród dzieci i młodzieży, kształtowanie zdrowych nawyków żywieniowych, ograniczenie spożycia cukru, soli i niezdrowych tłuszczów. Problem w tym, iż realizacja tych celów odbywa się kosztem dorosłych pracowników, którzy stają się przypadkowymi ofiarami regulacji skierowanej do dzieci.
Czy zakaz rozwiąże problem?
Historia podobnych zakazów sugeruje, iż efekt może być odwrotny od zamierzonego. Gdy zakazano sprzedaży napojów energetycznych niepełnoletnim, młodzież przeszła na kawę. Teraz, gdy zakazu doczekała się kawa w szkołach, uczniowie prawdopodobnie znajdą nowe źródła kofeiny poza murami placówki.
Sklepy wokół szkół nie podlegają nowym przepisom. Stacja benzynowa dwie przecznice dalej może spokojnie sprzedawać kawę każdemu, kto ma pieniądze. Osiedlowa kawiarnia również. Jedyną różnicą będzie to, iż uczniowie zamiast kupować kawę w szkolnym automacie podczas przerwy, będą wybiegać po nią przed lekcjami albo w wolnej chwili.
Realnie stracą głównie nauczyciele. Ci, którzy do tej pory mogli w ciągu pięciominutowej przerwy między lekcjami nacisnąć przycisk automatu i dostać filiżankę gorącej kawy. Teraz będą musieli planować ten aspekt swojego dnia pracy z wyprzedzeniem. Termos przygotowany rano w domu. Albo wyprawa do sklepu, która zabiera cenny czas na odpoczynek czy przygotowanie do następnej lekcji.
Pan Krzysztof, nauczyciel fizyki z Poznania, ironizuje: „Może to dobrze. W końcu po czterdziestce powinienem ograniczyć kawę. Ministerstwo pomaga mi w walce z nałogiem. Szkoda tylko, iż nie zapytali mnie o zdanie”.
Cena kawy rozwiąże problem szybciej niż urzędnicy
Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę na absurd sytuacji. Ministerstwo wprowadza zakaz sprzedaży kawy w szkołach w momencie, gdy ceny tego napoju błyskawicznie rosną. Globalne problemy z dostawami ziaren, nieurodzaje w krajach produkujących, zmiany klimatyczne – wszystko to sprawia, iż kawa staje się coraz droższa.
Gdy filiżanka kawy z automatu będzie kosztować 15-20 złotych, większość uczniów zrezygnuje z niej naturalnie, bez potrzeby administracyjnego zakazu. Rynek sam reguluje popyt. Drogie produkty przestają być atrakcyjne dla młodzieży o ograniczonych środkach finansowych.
Ministerstwo zdecydowało się jednak na rozwiązanie urzędnicze. Zakaz. Przepis. Kontrola. To pewniejsze niż liczenie na mechanizmy rynkowe. Problem w tym, iż tego typu regulacje zwykle przynoszą skutki uboczne. W tym wypadku – utrudnienie życia nauczycielom.
Co czeka szkoły w przygotowaniach
Placówki oświatowe mają rok na dostosowanie się do nowych przepisów. Od września 2026 wszystko musi działać zgodnie z rozporządzeniem. Automaty z kawą zostaną usunięte lub przestawione na oferowanie dozwolonych produktów. Szkolne sklepiki zmienią asortyment. Stołówki przeszkolą personel i nawiążą współpracę z nowymi dostawcami.
To oznacza koszty. Modernizacja kuchni. Szkolenia dla kucharek. Audyt umów z dostawcami żywności. Dla wielu szkół, zwłaszcza małych placówek na prowincji, będzie to poważne wyzwanie organizacyjne i finansowe.
Ministerstwo Zdrowia zapowiada konsultacje społeczne projektu. Rodzice, nauczyciele, dyrektorzy i przedstawiciele branży spożywczej będą mogli zgłaszać uwagi. Czy to zmieni coś w sprawie zakazu kawy? Raczej nie. Cel jest jasny: ograniczenie spożycia kofeiny przez dzieci. Nauczyciele są w tym kontekście sprawą drugorzędną.
Przyszłość bez kofeiny w szkołach
Od pierwszego września 2026 roku polski system edukacji wejdzie oficjalnie w erę bez kawy. Automaty znikną z pokojów nauczycielskich. Szkolne kawiarnie, jeżeli jeszcze gdzieś funkcjonują, będą musiały zmienić nazwę i ofertę. Nauczyciele dostosują się – bo co mają zrobić? Przyniosą termosy, będą biegać do sklepów, a może faktycznie ograniczą spożycie kofeiny.
Ministerstwo Zdrowia osiągnie swój cel: kawa zniknie ze szkół. Czy młodzież przestanie pić kawę? Wątpliwe. Czy nauczyciele docenią tę zmianę? Z pewnością nie. Czy to rozwiąże problem nadmiernego spożycia kofeiny przez dzieci? Czas pokaże.
Jedno jest pewne: od przyszłego roku nauczyciel zaczynający pracę o siódmej rano i kończący o szesnastej nie będzie mógł w trakcie dnia pracy kupić w swoim miejscu pracy filiżanki legalnego, powszechnie dostępnego napoju. Bo Ministerstwo Zdrowia uznało, iż tak będzie lepiej dla dzieci. A nauczyciele? Nauczyciele sobie poradzą. Przecież zawsze radzili.








