Jestem złą matką, bo syn nie chodzi na angielski?
Moje dzieci nie są typem przedszkolaków, które mają każdego dnia plan ułożony od 7:00 do 19:00. Co prawda mają dopiero 3 i 5 lat, więc pewnie jeszcze wiele przed nami. Wiem jednak, iż u 5-latka w przedszkolnej grupie jest cała masa dzieci, które są odbierane chwilę po podwieczorku (czyli koło godziny 14:00, zazdroszczę rodzicom, iż mogą sobie na to pozwolić), bo mają zaplanowane na popołudnie basen, zajęcia z angielskiego, trening piłki nożnej albo zajęcia ze śpiewu.
Słucham czasem tego, jak syn opowiada, iż Antek chodzi na karate i piłkę, a Maja ma angielski, tańce i dodatkowe lekcje rysunku. Powiem wam wprost – jestem tym przerażona. Myślałam może, iż moja niechęć jest spowodowana stosunkiem do siebie jako matki. Że może wynika z tego powszechnego myślenia: "Inne dzieci chodzą, ja swoich nie zapisuję. Co ze mnie za zła matka, która nie pozwala się dzieciom rozwijać i sprawia, iż czują się wyobcowane wśród rówieśników".
Potem zaczęłam analizować to i doszłam do wniosku, ale to oskarżanie siebie wynika z ogólnie przyjętej postawy wśród rodziców, iż jeżeli chcesz dbać o rozwój dziecka, inwestować w jego przyszłość i sukcesy, to należy zapewniać mu wszechstronny rozwój na wielu płaszczyznach – w tym także zapisując je na różne zajęcia poza placówką edukacyjną.
Dajcie dzieciom być dziećmi
Pomyślałam sobie, iż to ja, jako matka, wiem, co dla mojego dziecka jest najlepsze – dlatego świadomie na razie rezygnuję ze wszystkich tego typu zajęć dla moich maluchów. Angielski mają w przedszkolu. Ruch, który jest potrzebny do prawidłowego rozwoju, zapewniamy im prawie codziennymi spacerami, jazdą na rowerze i wizytami na placu zabaw.
Myślę, iż 5-latek powinien raczej mieć więcej czasu wolnego, spędzać go z rodzicami na świeżym powietrzu, grając w planszówki i wspólnie czytając, niż jeżdżąc z jednych na drugie zajęcia dodatkowe. Nie chcę tu piętnować rodziców, którzy to robią, bo tu nie chodzi o hejt i ocenianie innych.
Bardziej chciałabym wam powiedzieć, iż nie trzeba tego robić za wszelką cenę – jeżeli was nie stać albo dziecko nie ma chęci, nie zmuszajcie go w przedszkolnym wieku do tysięcy zajęć dodatkowych, tłumacząc to inwestycją w jego przyszłość. Dajcie mu po prostu pobyć w swoim pokoju z zabawkami, ponudzić się i pobyć z wami, jego rodzicami. Takie maluchy i tak każdego dnia mają wiele bodźców, które sprawiają, iż kilkulatek wieczorem jest zmęczony.
Niech się ponudzi
Nie mówię tu oczywiście to zajęciach, które dziecku są potrzebne ze względów rozwojowych – rehabilitacje, wizyta u logopedy czy zajęcia integracji sensorycznej to nie są rzeczy, z których warto rezygnować. Bardziej mam na myśli to, iż na zawodową grę w piłkę przyjdzie jeszcze czas, iż nie zawsze 5-latkowi potrzebny jest dodatkowy angielski albo zajęcia z szermierki.
Ten maluch musi czasem też odpocząć. I powinien mieć czas na nudę. To ona wyzwala w dzieciach najwięcej kreatywności i wspiera ich rozwój. Nuda i pielęgnowanie naturalnej ciekawości świata są ważniejsze niż uczenie się kolejnych angielskich słówek czy ćwiczenie umiejętności nurkowania.
To są oczywiście ważne kwestie i jeżeli dziecko ich pragnie, nie ma co ich na siłę zabraniać (choć oczywiście zdaję sobie sprawę, iż nie każdego na to stać). Nie można jednak się biczować za to, iż dziecko w porównaniu z rówieśnikami ma mniej zajęć poza przedszkolem.
Dbam o jego wyobraźnię
Mój syn nie chodzi na nic oprócz cotygodniowych wizyt u logopedy. Zamiast wysyłać go na dodatkowe zajęcia sportowe, idę z nim na boisko "pokopać piłkę". Siadamy razem i czytamy książeczki po angielsku, tłumaczymy słowa i rozmawiamy. Celebruję bardzo, iż jeszcze chce spędzać ze mną czas i rodzice są dla niego centrum świata. Za chwilę się to zmieni i nigdy nie wróci, dlatego warto spędzać ten czas razem.
Dla rozwoju kilkulatka ważniejsze jest pielęgnowanie więzi z rodzicami niż zajęcia dodatkowe. Dlatego staram się dbać o wspólny czas. Na milion zajęć i rozwój pasji przyjdzie jeszcze czas. Teraz bardziej zależy mi na tym, żeby dzieci miały we mnie kompana prostych codziennych czynności i mogły czasem się ponudzić. Kiedy wyzwalają swoje pokłady kreatywności, obserwuję u nich wiele zabaw, na które w przepełnionym planie dnia nie miałyby czasu.