Świąteczne kiermasze. Nauczycielka: Proszenie rodziców o przygotowanie czegokolwiek jest przynajmniej dla mnie uwłaczające

gazeta.pl 2 godzin temu
"My jesteśmy zmuszani do organizowania takich kiermaszów przez dyrekcję, a najczęściej przez organ prowadzący. Proszenie rodziców o przygotowanie czegokolwiek jest przynajmniej dla mnie uwłaczające" - pisze nauczycielka. Wyjaśnia, jak takie świąteczne imprezy wyglądają z jej perspektywy.O szkolnych kiermaszach świątecznych pisaliśmy już kilka razy. Przytaczaliśmy historie rodziców, którzy z euforią angażują się w pieczenie ciast i przygotowywanie ozdób, ale także tych, którzy na samą myśl dostają dreszczy. Po publikacji ostatniego tekstu odezwali się do nas kolejni czytelnicy - zarówno rodzice, jak i nauczyciele. A najciekawsze jest to, iż każdy patrzy na te uroczystości z zupełnie innej perspektywy.
REKLAMA






Zobacz wideo

Edukacja zdrowotna miała być kontrowersyjna, a nie jest



"Nie wyobrażam sobie marnowania mojego czasu"Pani Marzena (imię zostało zmienione) nie kryje swojej frustracji. W jej opinii szkolne kiermasze zbyt często przerzucają odpowiedzialność na rodziców. "Nie wyobrażam sobie marnowania mojego czasu popołudniami tylko dlatego, iż jakiś pedagog chce, bym piekła ciasta czy nawlekała koraliki. Pracuję zawodowo i po południu muszę odpocząć, żeby mieć dobry humor dla rodziny i żeby być wyrozumiałą" - pisze wprost.Podkreśla, iż wolny czas chce spędzać inaczej - z rodziną lub aktywnie na świeżym powietrzu. - Lubię angażować się w różne prace domowe, ale w domu z rodziną albo na zewnątrz - pojeździć na łyżwach, na rowerze. Wszyscy chcemy odpocząć od pracy zawodowej i szkoły w wolnym czasie. Moi rodzice byli zapracowani i nie przejawiali chęci do prac szkolnych dla dziecka. Uważam, iż szkoła powinna sobie sama poradzić. Ja szkołę dawno skończyłam i nie mam ochoty do niej wracać - podsumowuje."To proszenie rodziców jest uwłaczające"Głos zabrała także nauczycielka, która pokazuje drugą stronę medalu, często tę mniej widoczną dla rodziców. "My jesteśmy zmuszani do organizowania takich kiermaszów przez dyrekcję, a najczęściej przez organ prowadzący. Proszenie rodziców o przygotowanie czegokolwiek jest przynajmniej dla mnie uwłaczające" - przyznaje.Jak tłumaczy, nauczyciele często nie mają wpływu na samą ideę wydarzenia. "Jesteśmy ostatnim ogniwem w kontakcie z rodzicami i to nam obrywa się za te całe kiermasze, którym organizacji w takiej formie jesteśmy przeciwni. Co innego, gdyby były fundusze od organu prowadzącego, a prace byłyby wykonane na zajęciach szkolnych z dziećmi. Wtedy miałoby to zupełnie inny sens" - dodaje.


Kiermasz to pomoc potrzebującymNie wszyscy jednak patrzą na kiermasze wyłącznie przez pryzmat obowiązku. Jedna z kobiet zwraca uwagę na ich wymiar pomocowy. "Kiermasze szkolne to nie zawsze zwykłe 'wymyślanie przez nauczycieli'. W naszej szkole, jak i w innych w powiecie, od kilku lat organizowana jest w ten sposób pomoc dla potrzebujących wsparcia finansowego. Fakt, czasem trudno się zmusić do pomocy, ale na ogół rodzice i nauczyciele wkładają dużo pracy zarówno w organizację imprezy, jak i robienie produktów na sprzedaż" - pisze w liście nasza czytelniczka. Jeszcze inna kobieta zwraca uwagę na szerszy problem finansowania oświaty. "Szkołom czy przedszkolom brakuje pieniędzy na wszystko: na remonty, sprzęt, dodatkowe zajęcia dla dzieci. Jarmarki i inne akcje mają na celu zbiórkę pieniędzy na konkretny cel" - zauważa.Dodaje jednak, iż koszt takich działań ponoszą nie tylko rodzice. "Wtedy obciążona zostaje nie tylko kieszeń rodziców, ale też lokalnych firm, przedsiębiorców i sklepikarzy, do których szkoły ciągle zwracają się o pomoc" - podsumowuje. A Ty co sądzisz o szkolnych kiermaszach? Twoim zdaniem warto je organizować? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@grupagazeta.pl
Idź do oryginalnego materiału