Magda namoczyła gąbkę i zaczęła szorować zaschnięte plamy na kuchence. Teściowa znowu coś gotowała i, jak zwykle, zapomniała po sobie posprzątać. Mleko wykipiało, kasza się przypaliła, a teraz wszystko to na śmierć przylgnęło do emalii.
Magdalenko! rozległ się z pokoju głos Wandy Stanisławy. Długo jeszcze będziesz się tam babrać? Chcę herbaty!
Magda westchnęła, opłukała gąbkę i postawiła czajnik. Było już dziewiąta wieczorem, ledwo wróciła z pracy, a teściowa cały dzień siedziała w domu i nie mogła sobie zaparzyć herbaty.
Już niosę, Wando Stanisła! odpowiedziała, starając się, by w głosie nie było słychać irytacji.
Tymczasem Jan oglądał telewizor w sąsiednim pokoju, choćby nie podniósł głowy, gdy żona przechodziła obok z tacą. Tak było codziennie. Wracał z pracy, jadł kolację i siadał przed telewizorem. A wszystko inne dom, matka, gospodarstwo to były zmartwienia Magdy.
Zapomniałaś cukru! burknęła niepokojona Wanda Stanisława, gdy Magda postawiła przed nią filiżankę. I ciastek nie ma. Jak pić herbatę bez ciastek?
Ciastka skończyły się wczoraj cicho odpowiedziała Magda. Jutro kupię.
Widzisz, nie pilnujesz! A za moich czasów gospodyni zawsze wiedziała, co jest w domu, a czego nie ma. Ja sama wychowałam Jana, dom trzymałam w porządku, i w pracy dawałam radę. A wy, młodzi, tylko umiecie po sklepach się włóczyć i w telefonie gadać.
Magda milczała. Kłócić się nie było sensu, już to zrozumiała. Wanda Stanisława zawsze znajdzie powód do narzekania. Albo zupa za słona, albo kurz gdzieś niedoczyszczony, albo telewizor za głośno włączony, albo za cicho. Czasem Magdzie wydawało się, iż teściowa specjalnie szuka powodów, by zrobić uwagę.
A Twoją Anię znowu nie odebrałaś z przedszkola ciągnęła Wanda Stanisława, popijając herbatę. Wychowawczyni dzwoniła, pytała, gdzie mama. Wstyd mi było, słowo daję.
Prosiłam, żebyście ją odebrali, miałam zebranie do siódmej próbowała wytłumaczyć Magda.
A ja co, nianią jestem? Mam swoje sprawy. Dawniej kobiety i pracowały, i dzieci same wychowywały, bez niań i babć.
Magda wyszła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia. Ręce trzęsły się ze złości. Ania siedziała w świetlicy do wpół do ósmej, płakała, bo wszystkie dzieci już poszły. A Wanda Stanisława cały dzień była w domu, oglądała telewizję, ale nie mogła odebrać wnuczki.
W sypialni na stole walała się stos dziecięcych rysunków. Ania codziennie przynosiła coś z przedszkola to rysunek, to pod