"Syn ma nie zapraszać kolegów w porze obiadowej. Nie prowadzę darmowej jadłodajni"

gazeta.pl 1 tydzień temu
Dzieciaki uwielbiają odwiedzać się po szkole. Rodzice z reguły chcieliby, aby odrabiali lekcje i uczyli się, jednak wiadomo, iż ich pociechy spotykają się głównie po to, by się bawić, co też jest potrzebne dla ich rozwoju. Pewna mama przyznała jednak, iż "zakończyła spotkania w porze obiadowej". Powód? Jak sama przyznaje - nie była w stanie codziennie karmić kolegów syna.
Dzieci chętnie odwiedzają siebie nawzajem w ciągu dnia, a niektóre choćby chodzą "na nocowanki". Jedni rodzice cieszą się z zawieranych przez pociechy przyjaźni, inni podchodzą do nich z pewną rezerwą. Wiadomo jednak, iż dziecko potrzebuje do prawidłowego rozwoju kontaktu z rówieśnikami i wszyscy eksperci są zgodni co do tego, iż jest on bardzo ważny.
REKLAMA






Zobacz wideo Polskie dzieci są w czołówce, jeżeli chodzi o otyłość. Dlaczego? Leszek Klimas wskazuje, co rodzice robią źle



Okazuje się jednak, iż niekiedy częste spotkania (głównie u jednej osoby) mogą okazać się problematyczne. Bo przecież wypada gości, choćby tych małych, czymś poczęstować, szczególnie gdy inni domownicy np. siadają do posiłku.
Mama zakazała zapraszania kolegów w czasie obiadu. "Szła tona jedzenia"
Napisała do nas Wiktoria, mama 12-letniego Michała. Kobieta nie ukrywa, iż jej syn jest bardzo towarzyski, od najmłodszych lat otaczał się sporą grupą kolegów. Nie miała nigdy nic przeciwko, by zapraszał ich do siebie, szczególnie iż mają spore mieszkanie, więc dzieciaki aż tak nie przeszkadzały pozostałym domownikom.


W pewnym momencie kobieta stwierdziła jednak, iż musi wprowadzić pewne zasady. A dotyczyły one głównie... pory spotkań syna z kolegami.

Mam 12-letniego syna. Michał jest niezwykle towarzyskim dzieckiem. Przez nasz dom zawsze przewijała się chmara dzieciaków. Nigdy nie oponowałam i nie miałam z tym problemów. Jednak teraz zabroniłam sprowadzania kolegów w porze obiadowej. Nie byłam w stanie wszystkich wykarmić!

- relacjonuje Wiktorka. "Kiedyś kupiłam mięso i narobiłam kotletów na minimum trzy dni, choćby część planowałam zamrozić. Ale przyszedł syn z kolegami i wsunęli wszystko w momencie. Nie nadążałam smażyć. Wyjedli 14 kotletów. Historia powtórzyła się kilkukrotnie, aż powiedziałam: dość! Nie prowadzę darmowej jadłodalni, nie jestem w stanie wykarmić codziennie kilku dorastających chłopców" - dodaje.



Kobieta w kuchni Shutterstock, autor: Dean Drobot
Syn nie jest zadowolony z zasad matki
Kobieta poprosiła syna, by spotykał się z kolegami po obiedzie. Nie był tym zachwycony nowymi zasadami. W pewnym momencie choćby zaczął się buntować i zarzucać swojej mamie, iż jest skąpa, "bo żałuje kolegom zupy i kotleta".

Zaczęłam tłumaczyć synowi, iż przez jego kolegów wydaję na zakupy kilkukrotnie więcej niż normalnie, iż nie będę tego finansować, bo nas na to nie stać. Powiedziałam, iż jak tak dalej pójdzie, to może zapomnieć o nowej grze, korkach, kinie czy bluzie. Bo wydam wszystko na mięso właśnie na te kotlety

- opowiada nasza czytelniczka. Przyznaje jednak, iż początkowo do syna kilka docierało. Dlatego postanowiła zacząć zbierać paragony za zakupy i na koniec miesiąca pokazała mu, ile wydała na jedzenie. "Syn był w szoku, powiedział, iż to połowa ceny konsoli, o której tak marzy. I chyba dopiero te paragony go przekonały. No i fakt, iż powiedziałam, iż jeżeli zgodzi się na nowe zasady, to będę mu stówkę do skarbonki na tę konsolę dorzucać" - mówi Wiktoria.I w ten sposób od kilku miesięcy w porze obiadowej w domu panuje cisza. Koledzy syna przychodzą już po posiłku. Jak przyznaje mama Michała, gdy widzi, iż któryś z chłopców jest głodny, to robi mu oczywiście kanapkę, jednak "skończyło się wspólne biesiadowanie z grupą chłopców, którzy zjedliby konia z kopytami".
Idź do oryginalnego materiału