Syn nie przyjechał do nas: synowa zabroniła, twierdząc, iż zawsze czegoś od nich chcemy
W małej wsi na północy Mazur, gdzie zimowe wiatry wyją wokół starych drewnianych domów, Halina z mężem daremnie czekali na przyjazd syna. Ich nadzieje gasły, a serce ściskało się z żalu i bólu.
— Wygląda na to, iż nie przyjedzie — westchnęła Halina, patrząc na męża, Tadeusza. — Już się przyzwyczailiśmy, choćby się nie złościmy.
— Co się stało? Znowu synowa nie puściła? — zmarszczył brwi Tadeusz. — Nigdy z nią nie dogadywaliście się.
— Może i tak — odparła Halina, a jej głos drżał od tłumionych emocji. — Ale Krzysiek nigdy nam nic takiego nie mówił. Kiedyś przyjeżdżał częściej, a teraz… Jego żona zawsze ma asa w rękawie. Chyba będziemy musieli wynająć ludzi do naprawy dachu. Syn nie może poświęcić nam choćby jednego dnia.
Halina opowiadała o swoim czterdziestoletnim synu Krzysku z goryczą. Dwanaście lat temu wyjechał do miasta, zostawiając rodzinną wieś za sobą. Krzysiek jest mechanikiem samochodowym, kiedyś wszystko robił własnymi rękami, a teraz tylko zarządza. W mieście ożenił się z Kingą i kupił mieszkanie.
— Sam remontował — wspominała Halina. — A Kinga tylko wskazywała, co i jak. Pobrali się późno, ona miała już ponad trzydzieści lat. Nigdy wcześniej nie była zamężna i wiem dlaczego — z takim charakterem nie każdy dałby radę. Od pierwszego wejrzenia nie polubiłysmy się.
— Nic dziwnego, iż tak długo była sama — dodał Tadeusz. — Pamiętam, jak próbowałaś z nią rozmawiać. To był koszmar. Co Krzysiek w niej znalazł?
Kinga prawie nie utrzymywała kontaktu z rodzicami męża. Tylko raz w roku pozwalała Krzysiowi ich odwiedzić. Tym razem obiecał Halinie wziąć w maju urlop, by naprawić przeciekający dach ich domu. Ale, jak się okazało, Kinga miała inne plany, które zniszczyły wszelkie nadzieje.
— Kinga spodziewa się dziecka — powiedziała z goryczą Halina. — Zabroniła Krzysiu zostawiać ją samą. Choć to dorosła kobieta, pracuje jako pielęgniarka — co jej może się stać? Już na dwa tygodnie przed urlopem zaczęła go męczyć, mimo iż bilety były kupione.
— Dlaczego ona tak robi? — spytał Tadeusz, chociaż znał odpowiedź.
— Najpierw mówiła, iż boi się zostać sama, a potem… — Halina zamilkła, jej oczy napełniły się łzami.
— Co potem? Ona go za rękę do pracy prowadzi? Ma przecież rodziców, którzy za nią staną murem! — oburzył się Tadeusz.
— Myślę, iż to jej rodzice ją podjudzają — ciągnęła Halina. — Powiedzieli jej, iż nie można puścić męża samego na wypoczynek. Mieli zięcia, który jeździł do rodziców, a potem wniósł o rozwód. Teraz ich młodsza córka mieszka z nimi. Więc wmawiają Kindze, iż Krzysiek jest taki sam.
— Nie można wszystkich mierzyć jedną miarą! — zawołał Tadeusz. — Krzysiek nigdy nie dał powodu, by tak myśleć. I Kinga mogłaby z nim przyjechać. W czym problem?
— Przyjechać? — gorzko się uśmiechnęła Halina. — Nigdy by się na to nie zdecydowała. Wiesz przecież, jak nas nienawidzi. Próbowałam z nią rozmawiać, ale to bez sensu.
Halina przypomniała sobie, jak Tadeusz raz zadzwonił do Kingi, próbując załagodzić konflikt. Ale rozmowa skończyła się katastrofą.
— Co powiedziała? — spytał, choć przeczuwał odpowiedź.
— Powiedziała, iż my zawsze czegoś chcemy, odrywamy Krzysia od rodziny — głos Haliny drżał z urazy. — Że ma dość stawiania nam oporu. Że mąż powinien myśleć o żonie i dziecku, a nie o zachciankach rodziców. jeżeli wziął urlop, to powinien być z rodziną. A jeszcze oznajmiła, iż nasz dom jej nie potrzebny!
— No proszę, jaka synowa! — Tadeusz zaciął pięści. — A Krzysiek co?
— Tobie się tłumaczył, ale przecież wiemy, iż to nie jego wina — westchnęła Halina. — Pewnie odłożył wyjazd, żeby jej nie denerwować. Boi się o dziecko, o nią.
Tadeusz nie wytrzymał. W złości zadzwonił do syna i wyrzucił z siebie wszystko, co go gryzło.
— Wystarczy! — krzyczał do słuchawki. — Nie będę cię więcej czekać! Wynajmę ekipę, a ty siedź pod pantoflem swojej żony!
Halina milczała, ale jej serce pękało. Rozumiała męża, ale słowa, iż „żon można mieć wiele, a rodziców tylko jednych”, kłuły jak nóż. Krzysiek był ich jedynym synem, ich dumą, a teraz między nimi wyrósł mur, który zbudowała synowa. Kinga trzymała go krótko, a on, bojąc się jej histerii, ulegał.
Halina patrzyła na stary kapiący dach i czuła, jak nadzieja ucieka razem z wodą. Oni z Tadeuszem całe życie pracowali, by dać synowi wszystko, co najlepsze, a teraz muszą wynajmować obcych ludzi, żeby naprawić swój dom. Żal dusił,