Syn odwrócił się ode mnie po upokorzeniu na rocznicy

newsempire24.com 2 dni temu

Dziś zapisuję to w dzienniku, bo ból wciąż jest świeży. Nazywam się Zofia. Mieszkam w małym miasteczku na Podkarpaciu, gdzie wszyscy się znają, a plotki rozchodzą się szybciej niż błyskawica. Z mężem, Janem, jesteśmy szczęśliwym małżeństwem od wielu lat. Mamy dwoje dorosłych dzieci – córkę i syna. Mój mąż zawsze dobrze zarabiał, więc poświęciłam się rodzinie: domowi, dzieciom, tworzeniu ciepła. To było moje powołanie i nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Dzieci dawno opuściły rodzinne gniazdo. Córka, Kinga, wyszła za mąż i teraz mieszka we Włoszech, ciesząc się słońcem i nowym życiem. Często rozmawiamy przez telefon i wiem, iż jest szczęśliwa. Syn, Bartosz, został bliżej – w Rzeszowie. Ożenił się, a ja zawsze byłam dumna z tego, jak ułożył sobie życie: stabilna rodzina, dobra praca, szacunek w pracy.

Jesteśmy już na emeryturze, ale starcza nam na wygodne życie. Nigdy nie obciążaliśmy dzieci prośbami o pomoc, zawsze staraliśmy się być ich wsparciem. Dlatego gdy Bartosz zaprosił nas na obchód dziesiątej rocznicy ślubu, ucieszyłam się ogromnie. To była okazja, by zebrać się razem, cieszyć się jego szczęściem. Przyjęcie odbywało się w eleganckiej restauracji w centrum miasta, a ja wyczekiwałam ciepłego, rodzinnego wieczoru.

W lokalu zebrało się mnóstwo gości: przyjaciele Bartosza, koledzy z pracy, krewni. Atmosfera była lekka, wypełniona śmiechem. Goście wznosili toasty, gratulowali jubilatom, dzielili się serdecznymi słowami. Potem nadeszła chwila, gdy zaczęto wspominać zabawne historie z przeszłości. Bartosz, promienny, nagle zwrócił się do mnie i poprosił, żebym opowiedziała coś śmiesznego z jego dzieciństwa. Byłam wzruszona – mój syn chciał, bym podzieliła się czymś osobistym, co nas łączy.

Zastanowiłam się i przypomniałam sobie, jak mały Bartek uwielbiał zakładać sukienki swojej siostry i z poważną miną ogłaszał, iż jest „księżniczką”. Ta historia zawsze rozczulała mnie i męża – taka niewinna dziecięca zabawa. Opowiedziałam ją z czułością, a goście wybuchnęli śmiechem, niektórzy choćby pokiwałi głowami z rozbawieniem. Myślałam, iż dodałam wieczorowi ciepła.

Lecz kilka minut później Bartosz podszedł do mnie, a jego twarz była wykrzywiona gniewem. „Mamo, jak mogłaś? Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko przed wszystkimi!” – syknął. Zamarłam. Moje słowa, wypowiedziane z miłością, nagle stały się dla niego ciosem. Próbowałam wytłumaczyć, iż nie chciałam niczego złego, iż to tylko niewinna historyjka, ale machnął ręką i odszedł. Cały wieczór mnie unikał, a ja czułam, jak serce ściska się z bólu.

Minęły dwa tygodnie, a rana tylko się pogłębia. Bartosz nie odbierał telefonów, nie odpisNa próbne wiadomości odpowiadał krótko, jakby rozmowa ze mną była dla niego udręką.

Idź do oryginalnego materiału