"Syn płakał w gabinecie, nie mógł się uspokoić. Po słowach lekarki wyszłam z hukiem"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Lekarz przyjmujący rodziców z dziećmi powinien wykazywać się zrozumieniem i cierpliwością. Fot. 123rf.com


Wizyta w gabinecie lekarskim może być niezwykle stresująca – zarówno dla dziecka, jak i jego rodzica. W takich chwilach oczekuje się od lekarzy empatii i zrozumienia, by mały pacjent czuł się komfortowo i bezpiecznie. Niestety, nie wszyscy lekarze mają takie podejście. Przeczytajcie mail Darii, która w trakcie wizyty wyszła z gabinetu. Zastanawia się, czy powinna złożyć oficjalną skargę na dyżurującą pediatrkę.


"Nasza pani doktor akurat jest do końca tygodnia na urlopie i musiałam iść do innego pediatry. Trafiło na taką starszą lekarkę, która w naszej przychodni pracuje chyba od 25 lat. Na początku sprawiała dobre wrażenie, miłej, ale rzeczowej babki. Usiadłam z synkiem na kolanach, zapytała, co nas sprowadza itd. No to jej powiedziałam, iż syn w tym roku zaczął żłobek i do tej pory udało nam się uchować przed chorobami, ale chyba dobra passa się skończyła, bo pokasłuje, leje mu się z nosa, w nocy był gorący i nie mógł spać.

Na synka choćby nie spojrzała


Wtedy lekarka powiedziała coś w stylu: 'Zdejmie mu pani bluzkę i posadzi go pani' i pokazała na leżankę. choćby nie patrzyła na synka. Trochę zdębiałam, bo nasza pani doktor zawsze osłuchuje synka na moich kolanach, sprawdza mu też tak gardło. Zapytałam, czy syn może zostać u mnie, to lekarka powtórzyła to 'Posadzi go pani', jakby głucha była. Zdjęłam małemu bluzeczkę, mówiłam cały czas do niego, iż ma się nie denerwować, iż pani doktor go teraz zbada, żeby poczuł się lepiej i katarek przeszedł.

No i posadziłam go na tej leżance, uśmiechałam się, zagadywałam. Pani przyłożyła mu tę końcówkę słuchawek, on zaczął płakać. Musiał się zestresować albo przestraszyć, nie znał w końcu tej pani, ta końcówka pewnie zimna była. gwałtownie do niego podleciałam i uklękłam obok. To lekarka do mnie powiedziała: 'Co tak płacze, to nie tortury'. Mnie się zaraz zachciało płakać, bo nie dość, iż dziecko chore, to jeszcze tu musi taki stres mieć.

Syn się trochę uspokoił, jak zaczęłam go głaskać po rączce, ale pani kazała mu otworzyć buzię, żeby gardło sprawdzić. Zapytałam, czy mogę go wziąć na kolana, żeby mu było wygodniej i lepiej się poczuł, ale zanim zdążyłam skończyć, to ta zaczęła mu wpychać do buzi ten patyczek. Synek zaczął bardziej płakać, ja się cała zestresowałam. Wtedy ta lekarka popatrzyła na mnie z taką agresją w oczach i powiedziała, iż teraz to ci rodzice tak rozpuszczają te dzieci, iż te choćby u lekarza tylko wyją i wymuszają.

Nie pozwolę na takie traktowanie


No wtedy to już nie wytrzymałam. Wzięłam synka gwałtownie na ręce, ubrałam i powiedziałam tej pani doktor, iż my w takim razie przyjdziemy później. No i wyszłam stamtąd z tym płaczącym dzieckiem na rękach, drzwi za mną trzasnęły, ale nie mogłam patrzeć na nią ani słuchać, co ona do nas mówi.

Jestem zła, bo nie dostałam żadnej recepty ani nic, ale udało mi się umówić następnego dnia do innego lekarza, bo tej naszej pani wciąż nie ma. Powiedziałam w rejestracji, iż do pani X nie chcę iść. Tam już wizyta przebiegła sprawnie, syn dostał leki, na szczęście obyło się bez antybiotyku. No i zastanawiam się, czy powinnam złożyć jakąś skargę na tamtą lekarkę, czy raczej odpuścić? Sama nie wiem, ale wiem, iż drugi raz zrobiłabym to samo, tylko tym razem coś bym jeszcze tej babie powiedziała!".

Idź do oryginalnego materiału