Moje życie w małym miasteczku pod Lublinem zamieniło się w koszmar odkąd moja synowa, Ewelina, zaszła w ciążę. Nasze relacje nigdy nie były ciepłe, ale przed ciążą znosiłam jej chamstwo, licząc na spokój w rodzinie. Teraz przekroczyła wszelkie granice: wyzywa nas z mężem, krzyczy, upokarza, a nasz syn, Marek, stoi obok i milczy, tłumacząc jej zachowanie „stanem błogosławionym”. Jej wulgarność wżera się w moją duszę, a bierność syna boli najbardziej.
Od początku wiedzieliśmy z mężem, Wojtkiem, iż Ewelina to nie prezent. Arogancka, niekulturalna, od pierwszego dnia patrzyła na nas z góry. Ale przez jakiś czas się powstrzymywała, nie przekraczając pewnej linii. Nie pochodzimy z wyższych sfer, ale mamy dobre wychowanie i staraliśmy się ignorować jej zaczepki. Wszystko się zmieniło, gdy zaszła w ciążę. Jakby ktoś zdjął z niej maskę – Ewelina stała się nie do wytrzymania, a jej chamstwo przybrało na sile. Krzyczy na nas, obraża, a Marek tylko rozkłada ręce: „Ona jest w ciąży, trzeba ją oszczędzać”. Duszą mnie łzy, ale on tego nie widzi.
Przykład? Moje urodziny w zeszłym roku. Przygotowałam stół, gotowałam cały dzień, chciałam, żeby gościom smakowało. Ewelinie nie podobała się jedna z sałatek. Kulturalny człowiek by przemilczał, ale ona wstała i rzuciła: „To najgorsza sałatka, jaką jadłam! Obrzydlistwo, nie podawaj tego więcej!”. Oniemiałam. Goście wymieniali spojrzenia, czułam się upokorzona. Milczałam, ale w środku wrzałam. Marek próbował ją uciszyć, ale ona tylko nawrzeszczała: „Mam prawo powiedzieć, iż to paskudztwo!”. Reszta zjadła wszystko do ostatniego okruszka – tylko jej nie smakowało. Ja się czułam, jakbym dostała w twarz, a syn choćby słowa nie powiedział w naszej obronie.
Ich ślub to osobna historia, która do dziś wywołuje u mnie dreszcze. Ewelina się upiła, gadała głupoty, a potem prawie podarła się z własną siostrą o jakieś bzdury. Goście byli w szoku, ledwo je rozdzielili. Jej rodzice siedzieli spokojnie, jakby to było normalne. Wtedy zrozumiałam, iż jej chamstwo nie jest przypadkowe – to część jej charakteru. Ale choćby to nie przygotowało mnie na to, co zaczęło się z ciążą. Pod pretekstem „hormonów” stała się tyranem. Każde słowo, każda prośba wywołuje u niej furię, a my z Wojtkiem jesteśmy celem jej wyzwisk.
Kiedy na USG powiedzieli, iż będzie chłopiec, postanowiliśmy sprawić im prezent – kupiliśmy zestaw niebieskich śpioszków. Przyszliśmy w gości, wręczyliśmy z uśmiechem, a w odpowiedzi usłyszeliśmy wrzask: „Otoście, oszaleli?! To zła wróżba, nie można kupować przed czasem!”. Ewelina darła się, nazywając nas zabobonnymi głupcami, a Marek stał ze spuszczoną głową i choćby nie próbował jej uciszyć. Wyszliśmy upokorzeni. Nie mieściło mi się w głowie, iż mój syn pozwala tak traktować rodziców.
Ostatnio nasza córka, Kasia, zaprosiła wszystkich do restauracji na swoje urodziny. Cieszyliśmy się na miły wieczór. Ewelina pojawiła się na szpilkach, mimo iż ciąża była już zaawansowana. Delikatnie zauważyłam: „Może lepiej założyć wygodniejsze buty? To niebezpieczne dla ciebie i dziecka”. I wtedy zaczął się koszmar. Wrzasnęła: „Chcesz, żebym się wywróciła i skrzywdziła dziecko?! Śnicie o tym, żebym połamała nogi!”. Jej oskarżenia były obrzydliwe. Wojtek próbował mnie bronić, poprosił, żeby uważała, co mówi, ale Ewelina tylko się bardziej wściekła, nazwała nas „starymi kretynami” i trzaskając drzwiami, wyszła. Marek pobiegł za nią, choćby nie przeprosił. Urodziny zostały zrujnowane, siedzieliśmy przygnębieni, a goście szeptali między sobą.
Nie mogłam dojść do siebie. Gdyby moja Kasia, już matka dwójki dzieci, tak rozmawiała z teściową, umarłabym ze wstydu. To nie brak kultury – to totalny brak szacunku. Po trzech dniach Marek zadzwonił. Nie odebrałam, przekazałam słuchawkę Wojtkowi. Syn przeprosił, ale powiedział, iż nie zmusi Eweliny do przeprosin – „ona i tak jest na krawędzi”. Jego słowa mnie dobiły. Wychowaliśmy troje dzieci: Kasia to moja duma, młodszy syn, Bartek – dobry i troskliwy, a Marek… Stał się obcy. Pozwala żonie nas upokarzać, deptać po nas, kompromitować przed ludźmi. To zdrada.
Z Wojtkiem postanowiliśmy nie wywlekać brudów, choć moglibyśmy opowiedzieć rodzinie i wtedy Ewelina miałaby przechlapane. Ale nie chcemy schodzić do jej poziomu. Serce mi pęka: dlaczego Marek nas nie broni? Czyżbyśmy wychowali go na takiego słabeusza? Czy to Ewelina zrobiła z niego swoją marionetkę? Nie wiem, jak dalej żyć obok synowej, której chamstwo nas zatruwa, i syna, który na to przymyka oczy. Ich dziecko – nasz wnuk – też się urodzi, ale boję się, iż Ewelina i przeciwko nam go nastawi. Ta myśl dusi mnie każdego dnia, ale nie poddam się. jeżeli syn nie znajdzie w sobie siły, by ją powstrzymać, ja to zrobię – choćby jeżeli to rozbije naszą rodzinę.