Synowa jest niegrzeczna, krzyczy i obraża, a syn milczy, zasłaniając się jej ciążą.

polregion.pl 1 dzień temu

Życie w małym miasteczku pod Lublinem stało się koszmarem od chwili, gdy synowa, Kinga, zaszła w ciążę. Nasze relacje nigdy nie były ciepłe, ale przed ciążą znosiłam jej chamstwo, licząc na spokój w rodzinie. Teraz przekroczyła wszelkie granice: wyzywa nas z mężem, krzyczy, poniża, a nasz syn, Marek, stoi obok i milczy, tłumacząc jej „stanem”. Jej arogancja rozdziera mi serce, ale bierność syna boli jeszcze bardziej.

Od pierwszego dnia wiedzieliśmy z mężem, Stanisławem, iż Kinga to nie dar losu. Niegdyś chociaż się hamowała, choć zawsze patrzyła na nas z góry. Nie należymy do elity, ale mamy wychowanie i ignorowaliśmy jej przytyki. Wszystko zmieniło się, gdy zaszła w ciążę. Jakby ktoś zdjął z niej maskę — stała się nie do zniesienia, a jej język — jadowity. Krzyczy na nas, wyzywa, a Marek tylko wzrusza ramionami: „Ona jest w ciąży, trzeba ją oszczędzać”. Dusimy się w urazie, ale on nie słyszy.

Przykład? Moje ubiegłoroczne imieniny. Cały dzień stawałam przy garach, by dogodzić gościom. Kinga uznała, iż jedna z sałatek jest niejadalna. Kulturalny człowiek by przemilczał, ale ona wstała i rzuciła: „To najgorsza sałatka, jaką jadłam! Nigdy więcej tego nie rób!”. Zamarłam. Goście wymieniali spojrzenia, a mnie było wstyd i gorzko. Syn próbował ją uciszyć, ale ona wrzeszczała dalej: „Mam prawo mówić, co myślę!”. Reszta zjadła wszystko do ostatniego listka — tylko jej smakował jak piołun. Słowa jak policzek, a Marek choćby brwi nie uniósł.

Ich wesele? Wspominam je z dreszczem. Kinga upiła się, paplała głupoty, potem rzuciła się na siostrę o byle co. Goście byli w szoku, ledwo je rozdzielili. Jej rodzice siedzieli jak gdyby nigdy nic — widocznie to u nich norma. Wtedy zrozumiałam, iż jej chamstwo to nie przypadek, ale natura. ale choćby to nie przygotowało mnie na to, co nastało z ciążą. Pod płaszczykiem „hormonów” stała się tyranem. Każde słowo, każda uwaga wywołuje histerię, a my jesteśmy celem jej obelg.

Gdy na USG powiedziano, iż będzie chłopiec, kupiliśmy błękitną wyprawkę. Wręczyliśmy z uśmiechem, a w odpowiedzi usłyszeliśmy: „Zwariowaliście? To zła wróżba!”. Kinga darła się, nazywając nas zabobonnymi głupcami, a Marek spuścił wzrok, nie śmiejąc jej uciszyć. Wyszliśmy upokorzeni. Jak to możliwe, iż syn pozwala tak traktować rodziców?

Ostatnio córka, Bronisława, zaprosiła nas na obiad z okazji urodzin. Kinga przyszła w szpilkach, choć brzuch już duży. Szepnęłam: „Może lepiej zmienić buty? To niebezpieczne”. Wtedy rozpętało się piekło. Wrzasnęła: „Marzy wam się, żebym upadła! Chcecie, bym straciła dziecko!”. Oskarżenia były potworne. Stanisław próbował mnie bronić, ale Kinga wybuchła jeszcze głośniej, nazwała nas „starymi kretynami” i trzasnęła drzwiami. Marek pognał za nią bez słowa przeprosin. Urodziny zepsute, a goście szeptali za naszymi plecami.

Nie mogłam się pozbierać. Gdyby Bronisława, matka dwójki dzieci, tak traktowała teściową, spaliłabym się ze wstydu. To nie brak manier — to pogarda. Po trzech dniach Marek zadzwonił. Nie odebrałam, mówił ze Stanisławem. Przeprosił, ale oznajmił, iż nie zmusi Kingi do przeprosin — „jest zdenerwowana”. To mnie dobiło. Troje dzieci wychowałam: Bronisława to dumna kobieta, młodszy syn, Wiesław — złote serce, a Marek? Stał się obcy. Pozwala żonie deptać naszą godność. To zdrada.

Postanowiliśmy nie mieszać w to rodziny, choć moglibyśmy opowiedzieć — wtedy Kinga poznałaby smak wstydu. ale nie zniżymy się do jej poziomu. Serce pęka: dlaczego Marek nas nie broni? Czy wychowaliśmy go na słabeusza? Czy Kinga zrobiła z niego cień? Nie wiem, jak żyć obok synowej, która zatruwa każde słowo, i syna, który udaje, iż nie widzi. Ich dziecko — nasz wnuk — ale boję się, iż Kinga i jego przeciw nam nastawi. Ta myśl dusi, ale się nie poddam. jeżeli syn nie znajdzie w sobie siły, by jej powiedzieć „dość”, ja to zrobię. Choćby miało to rozerwać rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału