Synowa poprosiła mnie o odebranie wnuka z przedszkola: To, co usłyszałam od wychowawczyni, sprawiło, iż zamurowało mnie z wrażenia

twojacena.pl 3 godzin temu

Dziś, po przyjściu z przedszkola w Warszawie, wciąż krążyły mi w głowie słowa pani Marty. Zamiast zwykłego jak minął dzień? usłyszałam, iż mój wnuk, Antoś, odczuwa strach w swoim pokoju, bo tata krzyczy bardzo głośno, a mama płacze. Gdy podeszłam do szatni po kurtkę, pani Marta spojrzała na mnie nie z uprzejmym, ale z niepokojącym wyrazem oczu i zapytała: Czy mogłaby pani zostać chwilę? Muszę pani coś powiedzieć.

Serce zabiło mi szybciej. Myślałam o tym, co mogło się wydarzyć może Antoś uderzył kolegę, może po prostu przybiegł z jakąś zabawą. ale jej słowa zasiały w moim brzuchu ciężki kamień: Antoś w ostatnich dniach kilka razy mówił, iż wieczorami boi się w swoim pokoju, bo tata krzyczy, a mama płacze. I iż chciałby zamieszkać u pani.

W drodze do domu chłopczyk był jak zwykle zadowolony, opowiadał o rysunku, nowej zabawie i o naklejce, którą dziś dostał. Słuchałam go, a echo rozmowy z wychowawczynią odbijało się we mnie, pytając czy to tylko dziecinne wyobrażenia, czy może rzeczywistość, którą kryje zamknięte drzwi?

Wieczorem, siedząc w fotelu, rozważałam, co zrobić. Zadzwonić do syna? To mogło tylko podgrzać ogień. Porozmawiać z synową? Obawiałam się, iż poczuje się osądzona. Jedno było pewne nie mogłam znieść myśli, iż mój wnuk boi się własnego domu.

Następnego dnia zaproponowałam, iż przyjmę Antosia na noc. Jagoda, moja synowa, zgodziła się, tłumacząc, iż ma wiele pracy. Gdy wieczorem układaliśmy puzzle w salonie, zapytałam chłopca: Wiesz, kochanie, pani w przedszkolu mówiła, iż czasem się boisz­iesz w swoim pokoju. Dlaczego?

Patrzył na mnie poważnie, jakby widział we mnie dorosłego. Bo tata krzyczy na mamę bardzo mocno, a potem trzaskają drzwi i wychodzi. Mama wtedy płacze i mówi, iż jest jej smutno. W gardle uciskała mnie ciężka prawda to nie były wymysły, a rzeczywistość, której mało kto potrafi zrozumieć.

W kolejnych dniach obserwowałam rodzinę bliżej. Jagoda stała się bardziej zamknięta, mój syn coraz bardziej rozdrażniony, a rozmowy krótkie i chłodne. Czułam, iż nie jest to tylko Antosia w domu coś pęka, ale nie wiedziałam, jak się wtrącić, nie rujnując więzi.

Pewnego popołudnia zaprosiłam Jagodę na kawę. Rozmowa zaczęła się niewinnie, ale w końcu powiedziałam: Martwię się o was, o Antosia. Jej oczy zaszarzyły się łzami.

To trudny czas wyszeptała, drżąc lekko. Dużo się kłócimy, czasem przy Antosiu Wiem, iż to źle, ale nie umiem już inaczej. To była pierwsza szczera odpowiedź, jaką usłyszałam.

Ciszę przerwał jedynie delikatny dźwięk łyżeczki uderzającej w filiżankę. Jagoda patrzyła w parę kawy, jakby szukała w niej wyjścia z własnych rozterek.

Wiesz zaczęła po chwili, cicho czasem myślę, iż gdyby nie Antoś, już dawno bym odeszła. A potem patrzę, jak zasypia, i boję się, iż złamię mu życie. I wtedy zostaję.

Czułam, jak coś ściska mi gardło. Chciałam jej powiedzieć, iż trwanie w takim napięciu też może zniszczyć dziecko, ale widziałam, iż sama to rozumie, choć nie ma jeszcze siły, by spojrzeć prawdzie w oczy.

Wyciągnęłam rękę i położyłam swoją dłoń na jej dłoni. Słuchaj, nie wiem, co postanowicie, ale wiesz, iż możesz liczyć na mnie. Antoś zawsze może przyjść do mnie, o każdej porze choćby w środku nocy.

Jej oczy napełniły się łzami, ale tym razem przeszła w nich ulga, jakby po raz pierwszy usłyszała, iż nie jest sama. Wracając do domu, miałam ciężkie serce, ale jednocześnie poczucie, iż zrobiłam coś ważnego. Nie naprawię ich małżeństwa, nie uciszę wszystkich krzyków, ale mogę być dla Antosia bezpieczną przystanią, miejscem, w którym nie słychać krzyków, a pachnie świeżo upieczonym ciastem i czyta się bajki na dobranoc.

Może to właśnie jest moja rola teraz nie ratować dorosłych za wszelką cenę, ale chronić w tym małym chłopcu najcenniejsze: poczucie, iż w którymś zakątku jest dom, gdzie zawsze czeka ktoś, kto kocha bezwarunkowo.

Idź do oryginalnego materiału