Synowa poprosiła mnie, żebym odebrała wnuka z przedszkola: To, co usłyszałam od pani nauczycielki, sprawiło, iż serce mi stanęło!

newskey24.com 15 godzin temu

Dzień 28 lipca 2024 wpis w pamiętniku

Dziś usłyszałam od pani Marty w przedszkolu coś, co dosłownie zrzuciło mnie na kolana. Rano zadzwoniła do mnie moja synowa, Zuzanna, i prosiła, żebym odebrała Borysia z żłobka, bo utknęła w biurze. Z przyjemnością przyjęłam tę prośbę uwielbiam, gdy mały chłopiec rzuca się w moje ramiona, imię wciąż pachnie kredą i ciepłym mlekiem, a ja czuję się potrzebna. Tym razem jednak pani Marta przywitała mnie z niepokojem w spojrzeniu, a nie zwykłym, uprzejmym uśmiechem.

Czy może pani chwilę poczekać? zapytała, gdy Borys wybiegł po kurtkę. Muszę pani coś powiedzieć.

Serce podskoczyło mi szybciej. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać może chłopiec pokłócił się z kolegą, może coś zepsuł. ale to, co usłyszałam, sprawiło, iż nogi mnie poddały.

Pani Marta mówiła powoli, patrząc mi prosto w oczy:

Borys w ostatnich dniach kilka razy mówił coś, co mnie zaniepokoiło. Mówił, iż wieczorami boi się swojego pokoju, bo tata krzyczy bardzo głośno, a mama płacze.

I iż czasami chciałby zamieszkać u pani doda w niej drżała.

Wstrzymałam oddech i poczułam, jak w żołądku rośnie ciężar.

W drodze do domu Borys był jak zwykle gadatliwy, opowiadał o rysunku, nowej zabawie w sali i o naklejce, którą dziś dostał w nagrodę. Ja jednak słuchałam jego głosu i każda minuta rozmowy z wychowawcą odbijała się we mnie echem.

Z jednej strony może to przesada? Dzieci czasem wyolśniewają rzeczywistość. Z drugiej jeżeli mówi prawdę, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami?

Wieczorem, siedząc w fotelu, układałam w myśli plan. Mogłam od razu zadzwonić do syna i zapytać wprost, ale wiedziałam, iż w napiętej sytuacji taki telefon mógłby tylko dolać oliwy do ognia. Mogłam rozmawiać z Zuzanną, ale czy otworzy się przed mną? Obawiałam się, iż poczuje się osądzona, a jednak nie mogłam zostawić tego tak, jak jest. Myśl o tym, iż mój wnuk może bać się własnego domu, przetkała mnie jak nóż.

Następnego dnia zaproponowałam, iż przyjmę Borysia na noc. Zuzanna zgodziła się, tłumacząc, iż ma dużo pracy. Wieczorem, układając puzzle w salonie, zapytałam go łagodnie:

Wiesz, skarbie, pani w przedszkolu mówiła, iż czasem boisz się w swoim pokoju. Dlaczego?

Borys spojrzał na mnie poważnie, jak na dorosłego, i odpowiedział:

Bo tata krzyczy na mamę. Bardzo. A potem trzaska drzwiami i wychodzi. Mama wtedy płacze i mówi, iż jest jej smutno.

To uderzyło mnie w gardło. Nie były to dziecięce fantazje, a rzeczywistość, przez którą mój wnuk przechodził nie rozumiejąc jej.

W kolejnych dniach obserwowałam rodzinę bardziej uważnie. Zauważyłam, iż Zuzanna stała się zamknięta w sobie, a mój syn coraz bardziej rozdrażniony. Rozmowy były krótkie, często chłodne. Zyskałam przekonanie, iż nie jest to jednorazowy incydent i iż Borys nie jest jedynym, który cierpi. Co mogłam zrobić, by pomóc, nie wtrącając się w sposób, który zrujnowałby nasze więzi?

Pewnego popołudnia zaprosiłam Zuzannę na kawę. Rozmowa zaczęła się od drobiazgów, ale w końcu powiedziałam:

Martwię się. Nie o siebie, ale o was. O Borysia.

Jej oczy zaszkliły się łzami.

To trudny czas wyszeptała. Dużo się kłócimy. Czasem przy Borysie Wiem, iż to źle, ale nie umiem już inaczej.

Między nami zapanowała cisza przerywana jedynie stukotem łyżeczki o filiżankę. Zauważyłam, iż jej dłonieżka lekko drży, a spojrzenie wędruje po parze unoszącej się nad kawą, jakby szukała w niej odpowiedzi.

Wiesz zaczęła po chwili, prawie szeptem czasem myślę, iż gdyby nie Borys, już dawno bym odeszła. Ale kiedy patrzę, jak zasypia, boję się, iż złamię mu życie. I wtedy zostaję.

Czułam, jak coś ściska mi gardło. Miałam ochotę powiedzieć, iż życie w ciągłym napięciu może też zniszczyć dziecko, ale widziałam, iż sama to rozumie, choć brakuje jej siły, by spojrzeć prawdzie w oczy.

Wyciągnęłam rękę i położyłam swoją dłoń na jej dłoni.

Słuchaj, nie wiem, co zdecydujecie, ale wiedz, iż masz we mnie sprzymierzeńca. Borys zawsze może przyjść do mnie choćby w środku nocy.

Jej oczy zalśniły łzami, ale tym razem z ulgą. Po raz pierwszy od dawna ktoś powiedział jej, iż nie jest sama.

Wracając do domu, miałam ciężkie serce, ale i poczucie, iż zrobiłam coś ważnego. Nie naprawię ich małżeństwa, nie uciszę wszystkich krzyków, nie powstrzymam każdej łzy. Mogę jednak stać się bezpieczną przystanią dla Borysia miejscem, gdzie nikt na nikogo nie krzyczy, gdzie pachnie świeżo upieczonym ciastem, a wieczorem czyta się bajki na dobranoc.

Może właśnie taka jest teraz moja rola: nie ratować dorosłych za wszelką cenę, ale ocalić w małym chłopcu to, co najcenniejsze poczucie, iż istnieje dom, w którym czeka na niego ktoś, kto kocha bezwarunkowo.

Idź do oryginalnego materiału