Synowa zablokowała mi kontakt z wnukiem, bo odmówiłam opieki nad jej niesfornym synem.

newsempire24.com 20 godzin temu

Nazywam się Halina Kowalska. Mam sześćdziesiąt trzy lata. Przez całe życie starałam się być dobrą matką, uczciwą kobietą, nie wtrącać się w cudze sprawy i nie pouczać nikogo, jeżeli nie proszą. Jednak najwyraźniej ta taktyka okazała się moją porażką. Dzisiaj znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym choćby wrogowi: synowa wypowiedziała mi wojnę, a syn odsunął się, jakbym przestała dla niego istnieć. Wszystko przez jeden dzień, jedno dziecko… i moją odmowę.

Kiedy Rafał, mój jedyny syn, oznajmił, iż się żeni, ucieszyłam się. Miał już trzydzieści lat — najwyższy czas założyć rodzinę, doczekać się wnuków. Modliłam się, by spotkał godną kobietę, z którą będzie mógł dzielić życie. Pierwsze wrażenie o Ewie, jego narzeczonej, było dobre: spokojna, miła na pierwszy rzut oka. Wiedziałam, iż miał wcześniejsze małżeństwo i syna, ale pomyślałam: to ich sprawa, byleby Rafał był szczęśliwy.

Po ślubie Ewa zaszła w ciążę. Ciąża była trudna, prawie cały czas spędziła w szpitalu. Jej starszy syn mieszkał wtedy raz u ojca, raz u babci ze strony matki. Nie ingerowałam w ich życie, nie narzucałam pomocy — nikt mnie nie prosił. Wnuczka, urodzoną już w nowym związku, zobaczyłam dopiero po pięciu miesiącach. Wcześniej dzwoniłam, pytałam, jak się miewa, jak Ewa. Odpowiedzi były grzeczne, ale chłodne.

Na pierwsze odwiedziny przyjechałam z prezentami — i dla wnuczki, i dla starszego syna Ewy. Przyjęła je bez entuzjazmu. Chłopiec choćby nie podziękował. Nie obraziłam się, uznałam, iż po prostu jest nieśmiały. Na pożegnanie powiedziałam Ewie: jeżeli będzie potrzebować pomocy, niech da znać.

Minęły dwa tygodnie — Ewa zadzwoniła. Okazało się, iż rozbolał ją ząb, a teściowa nie mogła przyjechać. Poprosiła, żebym została z dziećmi. Nie odmówiłam. Przyjechałam, wysłuchałam krótkiego instruktażu i zostałam sama z niemowlęciem oraz jej synem z poprzedniego małżeństwa.

Od razu starszy chłopiec dał mi do zrozumienia, iż jestem tu intruzem. Ignorował moje słowa, nie reagował, gdy go wołałam, odmawiał się bawić. Potem zaczął grzebać w mojej torebce. Spokojnie zwróciłam mu uwagę. Odpowiedział: „To mój dom! Robię, co chcę!” — i kopnął mnie w nogę. Spróbowałam go upomnieć — uciekł do pokoju, a po chwili wrócił z pistoletem na wodę i zaczął strzelać mi prosto w twarz. Straciłam cierpliwość. Zabrałam zabawkę i stanowczo z nim porozmawiałam.

Później Ewa poprosiła, żebym go nakarmiła. Ledwo podałam talerz z zupą, a on zaczął nią pluć, rozchlapując jedzenie po stole i ścianach. Byłam w szoku. Nie z powodu kaprysów — dzieci bywają różne. Ale zupełnego braku granic i szacunku. Nikt mi nie powiedział, iż chłopiec ma problemy, myślałam, iż jest zdrowy. Jego zachowanie było jednak nie do przyjęcia. Gdy Ewa wróciła, zapytałam wprost: „Czy twój syn jest psychicznie zdrowy?”

Spojrzała na mnie, jakbym mówiła od rzeczy, i odparła spokojnie: „Z nim wszystko w porządku.” Oświadczyłam, iż więcej nie zostanę z nim sama, bo mnie bił, oblewał wodą i grzebał w moich rzeczach. Usłyszałam w odpowiedzi: „Powinnaś była znaleźć do niego sposób!”

Po tym wyszłam. Synowa przestała odbierać telefony. A gdy spytałam syna, kiedy znów zobaczę wnuczkę, zaczął się wymigiwać, aż w końcu powiedział: „Porozmawiaj z Ewą.” Przekazał słuchawkę, ale ona odmówiła rozmowy. Przez syna dała mi znać, iż nie zamierza „obciążać mnie kontaktem z jej niewychowanym dzieckiem.”

Później Rafał wysłuchał mojej wersji wydarzeń — opowiedziałam wszystko, jak było. Ale najwyraźniej Ewa zdążyła mu przedstawić inną historię. Oświadczył, iż musi „to przemyśleć” — i od tamtej pory się nie odzywa.

Teraz ja, babcia, nie mogę widywać się z wnuczką. Wszystko dlatego, iż nie chciałam być darmową opiekunką dziecka, które nie uznaje żadnych zasad. Gdyby Ewa choć raz upomniała syna, wytłumaczyła, iż nie wolno bić dorosłych ani przeszukiwać cudzych rzeczy, może nie doszłoby do tego konfliktu. Ale zamiast tego — milczenie i odcięcie.

Nie pragnęłam kłótni. Nie chciałam wrogości. Ale nie zamierzam się upokarzać. Jestem matką. Jestem babcią. I zasługuję choć na odrobinę szacunku.

Czasem cisza mówi więcej niż słowa — ale jeżeli nikt nie słucha, pozostaje tylko ból.

Idź do oryginalnego materiału