Synowa zleciła mi odebranie wnuka z przedszkola: To, co usłyszałam od nauczycielki, złamało mi serce

newsempire24.com 2 dni temu

Synowa poprosiła, żebym odebrała wnuka z przedszkola: To, co usłyszałam od wychowawczyni, sprawiło, iż nogi mnie załamały
Kiedy weszłam do placówki, spodziewałam się zwykłego popołudnia. Synowa zadzwoniła rankiem, prosząc, żebym przyprowadziła Antosia, bo utknęła w pracy.
Dla mnie to była czysta przyjemność kochałam chwile, gdy mały wtulał się w moje ramiona, pachniał kredkami i ciepłym mlekiem, a ja mogłam poczuć się potrzebna. Tego dnia jednak jego opiekunka, pani Marta, spojrzała na mnie inaczej.
Nie z tym typowym, uprzejmym uśmiechem, ale z nutą niepokoju i czujności w oczach. Czy mogłaby pani chwilę poczekać? zapytała, gdy Antoś wybiegł po kurtkę do szatni. Muszę pani coś powiedzieć.
Serce przyspieszyło mi bicie. Nie wiedziałam, czego się spodziewać może chłopiec uderzył kolegę, może coś zrobił nie tak. ale usłyszane słowa sprawiły, iż nogi mnie ugięły.
Pani Marta mówiła powoli, patrząc mi prosto w oczy: Antoś w ostatnich dniach kilka razy powtarzał rzeczy, które mnie zaniepokoiły. Mówił, iż wieczorami czasem boi się być w swoim pokoju, bo tata krzyczy bardzo głośno, a mama płacze.
Dodał jeszcze, iż chciałby kiedyś zamieszkać u pani. Zatrzymałam oddech. Próbowałam pogodzić myśli, ale w żołądku rosło coraz silniejsze uciskanie.
W drodze do domu Antoś był jak zwykle gadatliwy. Opowiadał o rysunku, który wykonał, o nowej zabawie w sali i o naklejce, którą dziś dostał w nagrodę. Ja słuchałam jego głosu i czułam, iż każde słowo wychowawczyni odbija się we mnie echem.
Z jednej strony czy to nie przesada? Dzieci czasem wyolbrzymiają, wymyślają. Z drugiej jeżeli mówi prawdę, co naprawdę dzieje się w tym domu, gdy drzwi są zamknięte?
Wieczorem, siedząc w fotelu, starałam się poukładać w głowie plan. Mogłam od razu zadzwonić do syna, zapytać wprost. Wiedziałam jednak, iż w napiętej sytuacji taki telefon mógłby tylko dolać oliwy do ognia.
Mogłam porozmawiać z synową, ale czy otworzy się przed mną? Być może poczułaby się osądzana. A jednak coś trzeba było zrobić myśl, iż mój wnuk może się bać we własnym domu, była nie do zniesienia.
Następnego dnia zaproponowałam, iż zabiorę Antosia na noc. Synowa się zgodziła, tłumacząc, iż ma mnóstwo obowiązków. Wieczorem, układając puzzle w salonie, zapytałam go delikatnie: Wiesz, kochanie, pani w przedszkolu mówiła, iż czasem się boisz w swoim pokoju. Dlaczego?
Antoś spojrzał na mnie poważnie, jak na dorosłego. Bo tata krzyczy na mamę. Bardzo. A czasem trzaska drzwiami i wychodzi. A mama wtedy płacze i mówi, iż jest jej smutno. Ścisnęło mnie w gardle. To nie były dziecięce wymysły, ale rzeczywistość, którą mój wnuk przeżywał i której nie potrafił pojąć.
W kolejnych dniach zaczęłam uważniej obserwować rodzinę mojego syna. Zauważyłam, iż synowa stała się bardziej zamknięta, a mój syn drażliwy. Rozmowy były krótkie, często chłodne. Zyskałam pewność, iż coś się dzieje i iż Antoś nie jest jedynym, który cierpi. Ale co mogłam zrobić, by im pomóc, nie wtrącając się w sposób, który rozerwie rodzinne więzi?
Pewnego popołudnia zaprosiłam synową na kawę. Rozmowa zaczęła się od drobiazgów, ale w końcu powiedziałam: Martwię się. Nie o siebie, ale o was. O Antosia. Widziałam, iż chciała zaprzeczyć, ale jej oczy zaszkliły się łzami.
To trudny czas wyszeptała. Dużo się kłócimy. Czasem przy Antosiu Wiem, iż to źle. Ale nie umiem już inaczej. To była pierwsza szczera odpowiedź, jaką usłyszałam.
Nagle zapadła między nami cisza, w której słychać było jedynie stukot łyżeczki o filiżankę. Widziałam, jak jej dłonie lekko drżą, jak wpatruje się w parę unoszącą się nad kawą, jakby szukała w niej odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
Wiesz zaczęła po chwili, niemal szeptem czasem myślę, iż gdyby nie Antoś, już dawno bym odeszła. Ale potem patrzę na niego, jak zasypia, i boję się, iż złamię mu życie. A wtedy wtedy zostaję.
Czułam, jak coś ściska mnie w gardle. Miałam ochotę powiedzieć, iż trwanie w takim napięciu też może złamać dziecko. Widziałam jednak, iż ona sama to rozumie po prostu nie ma jeszcze siły, by spojrzeć prawdzie w oczy.
Wyciągnęłam rękę i położyłam swoją dłoń na jej. Słuchaj, nie wiem, co zdecydujesz, ale chcę, żebyś wiedziała, iż masz we mnie wsparcie. I iż Antoś zawsze może być u mnie. Może przyjść w każdej chwili, choćby w środku nocy.
Jej oczy napełniły się łzami, ale tym razem to nie był tylko ból. Była w nich ulga, jakby po raz pierwszy od dawna ktoś powiedział jej, iż nie jest sama.
Wracałam do domu z ciężkim sercem, ale i z poczuciem, iż zrobiłam coś ważnego. Wiedziałam, iż nie naprawię ich małżeństwa, nie uciszę wszystkich krzyków i nie powstrzymam wszystkich łez.
Mogę jednak być dla Antosia bezpieczną przystanią. Miejscem, do którego wraca, gdzie nie słychać krzyków, gdzie pachnie świeżym ciastem, a wieczorem czyta się bajki na dobranoc.
I może właśnie to jest teraz moja rola nie ratować dorosłych za wszelką cenę, ale ocalić w tym małym chłopcu to, co najcenniejsze: poczucie, iż istnieje dom, w którym zawsze czeka ktoś, kto kocha go bezwarunkowo.

Idź do oryginalnego materiału