**Dziennik Gali Nowak**
Mój syn zadzwonił, ledwo powstrzymując łzy. Głos mu się załamywał, kiedy pytał, czy może przyjechać do nas do Wrocławia, żeby w spokoju popracować. Ściskałam telefon tak mocno, iż aż paznokcie zrobiły się białe. Jego żona, Ewa, każdego wieczoru zaprasza koleżanki, a jemu nie dają się skupić przed komputerem! Mało mi tchu nie zaparło z oburzenia.
— Wpuściłaś go? — pyta sąsiadka, dolewając mi herbaty.
— Oczywiście, iż tak! — moje słowa drżą ze złości. — Tyle razy mu powtarzałam: „Pogadaj z żoną, rozwiąż to!” Ale wszystko na próżno. Przyjechał do mnie zmęczony, głodny, z czerwonymi oczami. Od razu siadł do laptopa i nie wstał do późnej nocy. Mówi, iż projekt pilny, terminy gonią.
— A w domu nie może pracować? Ewa przeszkadza?
— To już choćby nie dom, tylko dworzec kolejowy! — wzdycham ciężko. — Raz siostra przyjeżdża, raz koleżanki całą paczką. Hałas, śmiechy, muzyka aż w uszach dzwoni. Jak tu się skupić?
Mój Marek jest inżynierem projektantem. Z Ewą są razem od sześciu lat. Na początku byłam zachwycona synową — cicha, kulturalna, po ekonomii. A gdy urodził się wnuczek Tomek, myślałam, iż to idealna żona. „Jaka gospodyni! Wszystko lśni, dziecko zadbane, Marek najedzony. Byłam tak szczęśliwa za niego…” — wspominam z goryczą.
Marek rozwijał karierę, gdy Ewa była na macierzyńskim. W trzy lata awansował na starszego inżyniera, ale z tym przyszły nowe obowiązki. I wtedy wszystko się zmieniło. „Mój syn, zawsze taki żywiołowy, radosny… zgasł mi na oczach” — mówię cicho, łzy kręcąc się pod powiekami. „Myślałam, iż to przez pracę, a to przez dom.”
Kiedyś zajrzałam do nich niespodziewanie – mieszkają w centrum Wrocławia. A tam… impreza. Ewa z gośćmi, muzyka huczy, śmiechy z kuchni. Marek zamknął się w sypialni z nosem w laptopie, a Tomka ani śladu. Okazało się, iż Ewa wysłała go do swoich rodziców na przedmieścia. Takie wieczory stały się normą. Co drugi dzień – impreza: albo urodziny, albo „bo się nudziło”. Marek nie może w tym hałasie pracować. „Przychodzę do domu, a tu cyrk. Jak tu się skupić?” — skarżył się.
Spróbowałam porozmawiać z Ewą. Odcięła się ostro: „Zmęczyłam się byciem wzorową żoną i sprzątaczką! Pięć lat bez urlopu – gotowanie, pranie, dziecko. Kto mi podziękował? Nikt! Teraz odpoczywam z koleżankami, facetów tu nie ma. Tomek u babci, szczęśliwy i najedzony. jeżeli Markowi się nie podoba, niech mi to powie w twarz!”
Marek przyznał, iż Ewa zmieniła się, gdy wróciła do pracy. W tygodniu – wzorowa pani domu, ale weekendy to już „szaleństwo na całego”. Chciałby te imprezy uciąć, ale boi się reakcji: „Wystrzeli jak petarda, będzie jeszcze gorzej.” A ja… jestem przerażona. „Mój syn jest za łagodny, nie postawi jej do pionu” — mówię sąsiadce. „A co, jeżeli Ewa się nie zatrzyma? Wpadnie w nałóg? Co będzie z ich rodziną?”
Koleżanki pytają: „A jej matka nie może jej opamiętać?” Ale ja tylko kręcę głową. „Jej mama uważa, iż wszystko w porządku. Mówi: „Dziewczyna młoda, zmęczona, niech się zabawi, póki może. Wnuczek u mnie, jej nie ciąży. A Marek milczy – więc mu pasuje.”
Nie wiem, co robić. Widzę, jak mój syn cierpi, jak ich małżeństwo się rozpada. Marek nie może pracować w domu, a Ewa… chyba choćby nie chce wracać do normalności. „Tak nie może być! — mówię twardo. — jeżeli tak dalej pójdzie, rozwiodą się, a Tomek zostanie bez ojca!”
Co byście zrobili na moim miejscu? Jak pomóc synowi, nie niszcząc jego rodziny? Mieliście podobną sytuację? Podzielcie się radą – sprawa jest poważna.